Brud

Autor: Fasoletti
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

stnie na ziemię, mierząc wzrokiem majaczące w oddali poprzewracane śmietniki, walające się przy chodnikach puszki, papierki, kiepy, przemoczone gazety oraz inne odpady, tak charakterystyczne dla naszego polskiego krajobrazu i zamyśliłem się. Co by to było, gdyby ta masa gnoju wszelakiego, nieczystości i kloaki nagle ożyła i wchłonęła wszechświat? Wolałem nie wiedzieć, ale ku memu zaskoczeniu, myśl, która przed chwilą zrodziła się w mej głowie, nabrała mocy stwórczej. Z przerażeniem spoglądałem na psie gówna, niczym dżdżownice pełznące w jedno miejsce i zlepiające się w olbrzymią, cuchnącą kupę odchodów. Dołączyły do niej niesione podmuchami nadnaturalnego wiatru strzępy gazet, przyciągane niczym magnesem puszki oraz biegnące na maleńkich nóżkach kości z kurczaka. Nawet prezerwatywy napięły się i wystrzeliły jak z procy, w kierunku rodzącego się właśnie, śmieciowego potwora. I ta niebotyczna, wciąż pochłaniająca nowe nieczystości góra ekskrementów, ruszyła na podbój Ziemi. Na jej widok mój pies jął skomleć opętańczo, a ja sam aż podskoczyłem ze strachu widząc, jak demon konsumuje nieświadomą niebezpieczeństwa sąsiadkę, piorącą właśnie swoje kilkuletnie dziecko po gołym tyłku. Zduszony krzyk spasionej kobiety zmroził mi krew w żyłach. Zakończywszy konsumpcję, potwór ruszył na rozbawionych pijaczków. Moja ciekawość była silniejsza niż strach. Ruszyłem za bestią. Ujrzałem, jak wciąga przesączone alkoholem dusze tych skurwysyńskich jełopów, przez co ich ciała sflaczały jak dętka, z której wypuszczono powietrze. Śmierdzący maszkaron rósł z każdą chwilą, zasysając wciąż nowe brudy. W jego kierunku biegło kilku księży, wymachujących krzyżami i wrzeszczących modlitwy, lecz gdy podeszli bliżej, stanęli jak sparaliżowani. Zaczęli wymiotować bilonem i tarzać się po ziemi jak szaleni, aż w końcu i oni zniknęli w szlamowatym cielsku. Po chwili wylecieli przez okno moi homoseksualni sąsiedzi, zbyt zajęci posuwaniem się w dupę, by dostrzec rozgrywające się właśnie, straszliwe sceny. Wybiły szamba i ulice zamieniły się w rwące rzeki. Biegający w panice ludzie tonęli w tych srakowatych, cuchnących odmętach, nie wiedząc czym zasłużyli na tak straszną śmierć. Stwór, połykający wszystko co stanęło mu na drodze, rozrastał się w zastraszającym tempie. Przypominał teraz żyjące wysypisko, niebotyczną, kłębiącą się masę odpadów, śmieci i poskręcanych ludzkich dusz, tak samo nieczystych jak substancja w której tonęły. I wtedy pojąłem, że to już koniec. Że nie będzie nalotu kosmitów w dwa tysiące dwunastym, żadnego przebiegunowania i innych tego typu bzdur, że nie pierdolnie nas meteoryt i nie wyginiemy jak dinozaury. Przed oczyma przeleciało mi całe życie i patrząc na nie z perspektywy obiektywnego obserwatora zrozumiałem, że zagłada mnie nie ominie. Jednak przyjąłem ten fakt z dziwnym spokojem. Uwolniłem psa z uwięzi i rozkładając ramiona, skoczyłem w przewalający się obok mnie, gówniany szlam.

Wykorzystany fragment piosenki pochodzi z utworu „Niewyżyta Rita” grupy Dr. Albonista.

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Fasoletti
Użytkownik - Fasoletti

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2021-01-13 10:06:52