Cipakabra ( 18+)

Autor: Fasoletti
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Usiadłem na skrzypiącej sofie, tyłem do zalegającego na środku pokoju stolca, pozwijanego jak drzemiący wąż.

Scheisswurst tymczasem zniknął w kuchni. Wrócił po paru minutach, okryty puchatym szlafrokiem w dinozaury, z dwoma filiżankami herbaty. Postawił je na stoliku, po czym usadowił się w bujanym fotelu.

Pociągnąłem łyk napoju i natychmiast wyplułem go na podłogę. Był niemożliwie słony, a w dodatku cuchnął szczynami. Egon trzasnął mnie otwartą dłonią w plecy, abym czasem się nie zakrztusił i zamoczył język w zawartości filiżanki.

– Wszystko stało się jasne, niczym oświecona mądrość samego Buddy – rzekł wzniośle. – Przez nieuwagę pomyliłem naczynia i zamiast wyciągu z owoców dzikiej róży, uraczyłem cię własną uryną. Wybacz mi to okropne niedopatrzenie.

– Tak, nie szkodzi… – wydukałem, z trudem powstrzymując mdłości. – Powiedz lepiej, dlaczego twoi pierzaści wysłannicy zapaskudzili mi cały parapet.

– Przedwczoraj sprawiedliwe zrządzenie losu, wysuwające się bezszelestnie z pomiędzy stron kronik Akaszy sprawiło, iż skontaktował się ze mną mój bliski znajomy, Teres Orlowsky. Jest zarządcą obozu w Oświęcimiu. Jakieś rozterki trapią jego nieszczęsną duszę, lecz nie chciał zdradzać szczegółów przez telefon. Błagał tylko, abym czym prędzej przybył się z nim rozmówić. 

– Ale co ja mam z tym wspólnego? – spytałem, choć dobrze wiedziałem, że Scheisswurst pragnął, abym towarzyszył mu, jak za starych, dobrych czasów.

Świadczył o tym szelmowski błysk w oczach detektywa. Uśmiechnąłem się szeroko, gotowy wyruszyć za przyjacielem choćby na koniec świata.

Egon także wyszczerzył białe jak śnieg zęby i nic nie mówiąc, wcisnął mi w dłoń bilet autobusowy do Oświęcimia.  

 

II

Wyruszyliśmy, zanim słońce choćby na milimetr zdążyło wychynąć nad linię horyzontu. Pomimo wczesnej pory, w autobusie prowadzonym przez pijanego kierowcę panowały duchota i ścisk jak w puszcze sardynek, do której ktoś przez pomyłkę wepchnął podwójną porcję ryb.

Spoceni ludzie o ponurych twarzach i nieobecnych spojrzeniach sprawiali wrażenie posągów, chorych na znieczulicę. Nie odezwali się nawet słowem, gdy podczas gwałtownego skrętu jakaś tłusta baba straciła równowagę i przygniotła do szyby kilkuletniego chłopczyka z taką siłą, że jego główka rozpuknęła się, a kawałki mózgu zbryzgały stojących najbliżej pasażerów.

Bury ratlerek zapamiętale kopulował z butem łysego karka, zdobiąc powierzchnię jego glana cienkimi wstęgami lepkiego nasienia do momentu, aż koks nie wytrzymał i zdeptał psinę jak karalucha. Zrozpaczona właścicielka, pomarszczona damulka odziana w futro z norek, potraktowała mordercę stężonym cyklonem B w sprayu, zupełnie nie przejmując się faktem, że przy okazji zagazowała kilka przypadkowych osób.

Gdy wreszcie dotarliśmy do celu, odetchnąłem z ulgą. Egon również wydawał się poczuć lepiej. Głęboko wciągał powietrze nosem i wypuszczał ustami, delektował się aromatami dżungli, na skraju której wysiedliśmy.

– Spójrz – powiedział. – Ten tropikalny las otoczony drutem kolczastym posadzono tutaj specjalnie, aby nikt nie zdołał uciec z obozu. Zamieszkują go istoty tak straszne, że potęga Ozyrysa blednie przy nich niczym gasnący ogarek przy blasku karbidowej latarni.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Fasoletti
Użytkownik - Fasoletti

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2021-01-13 10:06:52