dwa razy w tygodniu

Autor: roberta
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

uo;cie. Poznali ją przypadkiem, lecz szybko zorientowali się, że wręcz idealnie nadaje się do roli, którą jej w końcu powierzyli. Dziwka i narkomanka, uśmiechnął się pod nosem, wypuszczając gęstą chmurę, białego, trującego dymu. Tyle, że od początku coś mu w niej nie grało. Była inna niż wszystkie kobiety, które do tej pory poznał i które dopiero miał poznać, kolejny raz jego twarz wykrzywił nieudolny grymas.

Nie umiesz się śmiać, bo ciągle błądzisz sam, wielokrotnie wypominała mu Charlotte’a i uporczywie wpatrywała się w jego skamieniałą twarz, aż w końcu zdawało mu się, że można utopić się błękicie jej oczu, że tak pewnie wyglądały największe z głębin oceanu, o których jedynie słyszał marne plotki i legendy. A może nie, może jest inaczej, kolejna z trujących chmur została porwana przez bezwzględny, pustynny wiatr, może błękit wcale tak nie wygląda…

Wzbudzała w nim nieokreślony niepokój już od samego początku. Słyszał wiele pogłosek na jej temat. Na początku śmiał się i żartował z nich, jedynie oszukując się i próbując tym sposobem zatuszować strach, rozlany po całym ciele lęk. Potem, z każdym kolejnym odwiedzonym miastem, dziwna prawda zaczynała do niego pomału dochodzić.

Teraz miał pewność, ludzie mają rację, to nie są czcze wymysły, nie po raz pierwszy przyszło mu analizować tę sytuację. Tym samym wyuczonym ruchem, zapalał kolejnego papierosa, tępo wpatrując się w rozlaną, smolistą ciemność pustyni. Jak zawsze sprawiał wrażenie nieobecnego. Hemingway siedział obok spokojny, zasłuchany w odległe zawodzenie płaczek z miasteczka.

Z tym facetem było tak samo, Roisin przypomniał sobie wydarzenia tamtego dnia i wszystkie poprzednie historie. Charlotte musiała wcześniej z nim spać. Kolejna ofiara klątwy, jak nazywali to ludzie w miastach. Mówili, że każdy, kto dzielił łoże z Charlotte’ą – posłanniczką Boga, będzie potępiony i czeka go śmierć w ciągu kilku dni. Na początku Roisin naprawdę myślał, że to bzdury. Jednak z każdym kolejnym trupem, pozostawianym niczym znak na ich ścieżce, przestawał wmawiać sobie, że to tylko przypadki, kolejne zbiegi okoliczności. W końcu stało się to jego obsesją. Jego klątwą… Najbardziej jednak dziwiło go, że Hemingway wypowiadał się o tym ze stoickim spokojem, zupełnie jakby rozumiał i znał Charlotte od zawsze. Dla niego było to oczywiste i normalne.

Nagle starszy z mężczyzn, wyrzuciwszy potężnym zamachem niedopałek w stronę miasta, spytał, znudziwszy się przysłuchiwaniem płaczkom:

- Masz jakieś wątpliwości?

- Nie.

- To, o co ci chodzi? Nudzi ci się?

- Jak cholera.

- Gdy Bóg się nudzi wysyła zagładę – zacytował nadto pogodnie Hemingway.

- To jedyna dobra rzecz, którą nas obdarowuje.

- Kurwa! – Starszym z przyjaciół znów wstrząsnął dreszcz niekończącego się nigdy zimna. – On nie istnieje, przecież wiesz.

- Tak, tak… Płat skroniowy, ośrodek Boga i reszta tego bajzlu tam – dokończył Roisin, przy ostatnim słowie wymownie wskazując na swą głowę.

Nagle nieprzyjemnie zawodzący dotąd wiatr ucichł speszony, może przestraszony uciekł szaleć z dala od miasta, z dala od sceny. Nagle jednocześnie obrócili głowy jakby na umówiony znak, a widokiem, który dostrzegli, wcale się nie zdziwili. W ich stronę, wracając z osady, nieśpiesznie kroczyła Charlotte. W rozlanej pomiędzy sceną a miastem ciemności, w białej, krótkiej sukience, wyglądała jak płynąca zjawa, jeden z tych duchów nawiedzających pustkowie z dala od zabudowań.

W półmroku sceny, oświetlonej zaledwie kilkoma słabo mrugającymi neonami, jej jasność poraziła ich swą zachłannością i ostrością. Sunąc po piaszczystej równinie, trzymała oburąc

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
roberta
Użytkownik - roberta

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2010-06-13 14:25:35