"Jak prawie zostałem mężczyzną"

Autor: Maryjusz70
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Gwoli wyjaśnienia.

Jak zawsze na tym odcinku drogi trafiali się śmiałkowie, którzy kierując się chęcią skrócenia sobie drogi do swoich zabudowań wyskakiwali w biegu z pociągu wprost na trawiasty nasyp kolejowy. Biorąc pod uwagę , że pociąg zatrzymywał się na stacji oddalonej jeszcze około 2 kilometry, oszczędzali w ten sposób prawie cztery kilometry marszu i około godziny czasu potrzebnego na pokonanie tego odcinka. Pociąg zawsze w tym miejscu poruszał się z prędkością szybkiego marszu sprawnego piechura, z uwagi na wjazd na most kolejowy na rzece Wisłok. Trudność ewolucji polegała natomiast na tym, że ze stopni pociągu śmiałek wyskakiwał wprost na zarośnięty wysoką trawą nasyp kolejowy. Dużej sprawności wymagało więc utrzymanie równowagi na pochyłości, przy jednoczesnym wytraceniu prędkości nadanej pasażerowi przez sunący pociąg.

Szybko wrzuciłem nieczytaną i tak od dłuższej chwili książkę do plecaka, rzuciłem w kierunku staruszki, ciągle tępo patrzącej w okno szybkie „Do widzenia !”, w kilku susach pokonałem schody i stanąłem obok szykującej się do opuszczenia wagonu pary.

- Skikaj Władzia szybko tera, ja za tobą ! - bardziej wydał rozkaz, niż poprosił Rycho.

- Boje się trochę, spódnice mam ciasno, podre se - odpowiedziała Władka z lekkim zaniepokojeniem patrząc w dół na przesuwające się w dole kamienie z torowiska.

- Gupoty gadasz, gonić bedziesz taki kawał z Tryńczy ? Patrz ! Tak to się robi ! – krzyknął stojący już na ostatnim stopniu wagonu Rysiek, po czym z energią, werwą i elegancją godną wiejskiego kowboja opuścił wagon.

Miałem wrażenie, że obszerne kołnierza Ryśka łopoczące fantazyjnie podczas tej ewolucji, pomogły mu w jakiś magiczny sposób utrzymać się przez chwilę w powietrzu i wylądować z gracją baletowego tancerza w nasypowej gęstwinie trawy, jaskrów i szczawiu.

Tu trzeba dodać, że Ryszard nie był chamem, który zostawiając kobietę w opresji, pobiegłby prosto do chałupy czekającego na niego Stacha. Ryszard był dżentelmenem. Nie wytraciwszy prędkości, biegł więc truchcikiem obok podestu pokrzykując zachęcająco do swojej damy.

- Dawaj, dawaj, dasz se rade ! - wydzierał się biegnąc po nasypie, a skórzane frędzelki przy jego mokasynach wesoło majtały się na obydwie strony.

- Juuuuuuuuhhhhhhhhuuuuuuuu … !!!

Władzia niezgrabnie odbiła się od podestu wydając z siebie wysoki, piskliwy i przeciągły dźwięk.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Maryjusz70
Użytkownik - Maryjusz70

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-03-31 13:22:48