Miecznik (I)

Autor: poskart
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

-Nie ciskaj się tak brudasie bo nic ci do tego – wychrypiał zbój czyniąc wyraźną aluzję do ciemniejszej niż u mieszkańców północy skóry miecznika. –Proszę, proszę – pomyślał Krak kręcąc głową z rezygnacją– jednak świat ma zawsze idiotów pod dostatkiem…

-Mówię do ciebie, czarci pomiocie – podniósł głos długowłosy zbir wykonując wymach na odlew. Bardzo nieudany wymach, jak zauważył Mistrz mieczy uchylając się przed ciosem jedynie skręcając biodra. Różanogęby bardzo szybko zauważył biegłość wędrowca i opuścił broń. Może jednak nie był takim idiotą za jakiego Krak wziął go z początku.

-Zresztą nie musimy się tu chyba siepać jako rzeźnicy, co panie miecznik? – zapytał poprawiając dłoń na rękojeści. Powieka zdawała się drgać coraz mocniej. Krak przekrzywił głowę z zainteresowaniem, nie wypowiadając nadal ani słowa. Mężczyzna najwidoczniej czuł przed nim jakiś rodzaj przyrodzonego, pierwotnego strachu jaki odczuwają ponoć nawet wychowane w niewoli małe gryzonie gdy po raz pierwszy w swym podłym życiu dostrzegą węża… Bandyta przeszedł do negocjacji. Krak uśmiechnął się do siebie w myślach. Nie znosił brudzić się krwią.

-To co… dogadamy się… południowiec? – konwersację przerwał jednak basowy ton dryblasa z toporem wyraźnie zirytowanego jakimikolwiek układami. Widać nie miał na tyle rozwiniętego instynktu… czy może inteligencji co jego długowłosy kompan.

-Ej, Płatek…? –zwrócił się do wytatuowanego – Co ty odpierdalasz?

-Właśnie! – dołączył się krępy zbój zajęty dotąd wpatrywaniem się w kobietę – Przecież jest sam, możemy go trachnąć i będzie spokój, nie?

-Morda psy! – rzucił krótko swoim gardłowym głosem Płatek i znów ugrzecznionym sztucznie tonem zwrócił się do miecznika –To co…? Dziewki jeszcze ostało… częstujesz się waść?

Mistrz miecza nie odpowiedział. Spojrzał tylko na zbója pełnym pogardy… a może obojętności spojrzeniem. Zapadła długa, brzęcząca napięciem cisza. Płatek okazał się niezbyt odporny na tego typu napięcie.

-Co ty kurwa, niemowa jesteś?! –wrzasnął ale zrazu cofnął się kilka kroków gdy tylko Mistrz poruszył się w jego stronę. Spojrzał  jeszcze raz na miecznika i skinął na mężczyznę którego miecznik wziął mylnie za przywódcę grupy. Później wycofał się pod ścianę drzew przekazując kompanom inicjatywę. Ciemnoskóry mistrz poruszył głową z boku na bok głośno strzykając kostkami. „Przywódca” uśmiechnął się krzywo i splunął w dłonie poprawiając uchwyt na stylisku broni.

-Jak zwą mięso które zaraz usieczem?

-Nazywają mnie Krak. – dopiął skórzany karwasz i wyszedł na środek polany – Jestem Mistrzem mieczy. Bandyci powoli zaczęli się do niego zbliżać. Na swoje nieszczęście chyba nie uwierzyli. Najwyższy dał jakiś sygnał temu który stał w cieniu. Mistrz usłyszał szelest poruszanych niewprawnym krokiem liści. Jeden, dwa, trzy… skok. Ręka wędrowca z prędkością błyskawicy wydobyła z pochwy przy pasie długi, zakrzywiony miecz a on sam zwinął się jak sprężyna i obrócił o trzysta sześćdziesiąt stopni. Najpierw upadła głowa, dopiero kilka chwil później ciało lecącego napastnika. Krak wyciągnął z pochwy na udzie krótki miecz i cisnął nim w przywódcę. Ostrze gładko weszło w bark i powaliło bandytę na ziemię. Teraz zaszarżował olbrzym. Siekiera pomknęła z góry wprost na głowę mistrza. Ten, nie przykurczywszy się nawet wykonał piruet i patrzył jak głownia prymitywnej broni wbija się w ziemię.

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
poskart
Użytkownik - poskart

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2011-10-27 15:01:53