Miecznik (IV)

Autor: poskart
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

-Masz moją torbę?

Płatek skinął głową i podał mężczyźnie obszerną torbę zdobioną dziwnymi runami.

-Podaj mi zieloną butelkę z czarną banderolą.

Bez słowa wykonał polecenie leżącego.  Ten odgryzł korek i wypił zawartość do dna. Znów odetchnął i usiadł na trawie. Strugi deszczu zdawały się nie robić na nim wrażenia.

-Co z tym małym skurwielem który dźgnął mnie mieczem?

-Mistrz mieczy go zabił. – łysy kiwnął głową – to dobrze, bo teraz to bym go chyba usmażył… Chłopaki żyją?

Płatek kiwnął głową.

-Żyją, są już pewnie w mieście. Poza tym młokosem, wszystko zgodnie z planem… Szczęście że przewidziałeś mistrzu, że ta twoja ruda będzie cię chciała pochować. Bez tego eliksiru pewnie byłoby ciężko.

Mag pokiwał głową.

-W takim razie Płatek, zaraz czas się zbierać. Mamy dużo roboty… Nie poobijaliście jej za bardzo?

-Nie… standardowo.  – zerknął na maga z pewną dozą podziwu – Dziwny swoją drogą z was człowiek mistrzu… Żeby tak własną dziewuchę kazać upodlić…

-Liczę, że taka uratowana bardziej się zbliży do miecznika… poza tym skoro mnie nie ma, to i tak nie ma gdzie iść… a kurtyzana z niej wyśmienita.

-Widziałem. – rzucił zniesmaczony – Nawet za bardzo się przed tymi ciamajdami z lasu nie broniła – wskazał na leżące wokół bezgłowe ciała.

-Bacz na słowa Płatek… to moja narzeczona. – Nie przesadziliście?

-Tylko dwóch, trzech ze mną… później przyjechał czarny.

-Dobrze, będzie prawdziwiej. – mag uśmiechnął się mimowolnie – Potrzebujemy maksymalnie pół roku. Jaśmin zanorowi się w jego alkowie i rozpracuję tą ich całą technikę i ten sposób myślenia. W złotej woli czeka już człowiek od Króla Polowia. Jego nadworny fechmistrz, uczyli go elfowie.

-Mówisz o Jurghanie? On jest stary, ledwo chodzi.

-Nie będzie walczył. Zrobi nam system do walki z mistrzami mieczy.

Płatek uśmiechnął się. Cała operacja pochłonęła już setki Polowskich złotych i miała pochłonąć dużo więcej. Ale opłacało się. Mistrzowie miecza musieli zniknąć z powierzchni ziemi.

-I pomyśleć że wszystko przez jednego króla.

Mag wzruszył ramionami.

-I to nawet takiego, którego trzeba było sprzątnąć… ale cóż. Dyksynt przesadził. Pokazał możnym tego świata, że jeden człowiek może od tak wejść do pałacu, wybić kilkudziesięciu strażników ponad dziesiątkę rycerstwa i nie wiem sam ilu gwardzistów, ale ponad setkę naliczyliśmy. I królewicze się wystraszyli. Bo on był sam jeden a Zamek chroniony jak twierdza.

-I teraz nowemu królowi Polowia strach w dupsko zajrzał i  cały skarbiec na wybicie mieczników co do jednego przeznacza.

Mag uśmiechnął się.

-Nie on, tylko państwa połowy kontynentu. Pomyśl jak się poczuł wschodni cesarz, kiedy mu powiedzieli jaką krwawą łaźnię urządził mistrz miecza w chronionym zamku. Złoto które teraz pompuje się w eksterminację tej kasty to więcej niż roczny budżet Polowia…

-Słowem, mają przejebane.

-Mają. – powiedział mag otrzepując brud z mieszczańskiego stroju który miał na sobie – Bo byli zbyt nietykalni.

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
poskart
Użytkownik - poskart

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2011-10-27 15:01:53