Mistrzowie Pokory

Autor: plum
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

            - A po cholerę nam? – zdziwił się Asmodeusz marszcząc czoło – Słuchaj, antysemitą nie jestem, ale każdy Żyd powinien znać swoje miejsce.

            - Hm… Do czego on by mógł nam się przydać – zamyśliłem się teatralnie – Pomyślmy. Może do kontrolowania golema?

            - Nie chcę widzieć żadnych kamiennych olbrzymów – syknął Gabriel.

            - A ja Żydów – zawtórował mu Asmodeusz.

            - Mieliśmy nie tracić czasu – zerknąłem w stronę Drake’a który z pewnością nie zrozumiał ani słowa z rozmowy w języku aramejskim.

            - Lepiej leć po Annę – rzucił Gabriel.

            - Sam sobie leć. Ja biorę Żyda – spojrzałem na archanioła spode łba a Asmodeusz parsknął śmiechem.

            - Panowie, radzę się pospieszyć – mruknął nieśmiało Salomon – Za kilka minut wzejdzie księżyc.

            - Jaki mamy dziś dzień? –rzuciłem pytanie w przestrzeń.

            - Pełnię mamy, pełnię – odparł spokojnie Gabriel – Myślisz, że dlaczego zdecydowaliśmy się na współpracę z wami?

            - Bo jesteście za głupi, żeby sobie poradzić nawet w trójkę – warknąłem.

            - Mefisto, przestań już – jęknął Asmodeusz - Musimy brać się do roboty.

            - Moment, moment… Kim do cholery jest Octavia?!

            - Octavia jest Wiedzącą – rzucił krótko Gabriel – Wystarczy?

            - Tak… - burknąłem wstając z miejsca – Salomonie, gdzie zostawiłeś naszego kamiennego przyjaciela?

            - Miała być Anna – powiedział archanioł zaciskając zęby. Został zignorowany.

            - Tuż za miastem. Będziemy mieć po drodze – odparł Salomon z uśmiechem.

 

 

            Siemowit. Zabiłbym gnojka, gdyby już nie był martwy. Tak pięknie zaczęty tydzień mi zepsuł. I wszystko wskazywało na to, że będzie już tylko gorzej. Trzymałem się z tyłu, idąc tuż za Stanisławem, który, jak się okazało, był po naszej stronie (tak, muszę przyznać, że się myliłem co do jego osoby). Za mną posapywał tylko dwumetrowy kamienny olbrzym pokryty od stóp do głów celtyckimi runami. Upostaciowana brutalna siła fizyczna, bez duszy i uczuć – golem. Asmodeusz i Michał szli z przodu. Drake człapał tuż przed Żydem ściskając w dłoni czeską piszczałę, tuż za nim szli Stanisław i Octavia – niska szatynka o niebieskich oczach, z którą już zdążyłem się pokłócić w kwestii dotyczącej filozofii życia.

            - To tu – powiedział Michał stanąwszy obok zwalonego drzewa. Użył języka angielskiego, pewnie ze względu na Drake’a.

Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
plum
Użytkownik - plum

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2016-02-25 19:37:31