Mizantropia - fragment III

Autor: Mizantropia
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

            Powieść brzmi zbyt dumnie. Stosowniej byłoby nazwać to coś miałkim, bezpłciowym romansem, na siłę epatującym erotyką harlekinem bez artystycznego wyrazu. Kiedy czytelnik przebrnie przez około 600 stron i 26 identycznych rozdziałów, w których przykładowo bohaterka odczuwa rozkosz zaraz po zdjęciu conversów przez partnera, nie czeka go absolutnie nic, może z wyjątkiem uśmiechu politowania u znawców klimatów BDSM. Osoby świadome swojej seksualności raczej nie znajdą tutaj czegoś, co mogłoby ich zaskoczyć, a już bez cienia wątpliwości nie dojdą przy lekturze. Chyba że ktoś przeżywa silne podniecenie przy opisie klapsa.

            Niektórzy narzekają na brak ambitnej literatury w dzisiejszych czasach. Lecz skoro światowym bestsellerem sprzedającym się w milionach egzemplarzy jest mdły pornograficzny banał o miliarderze okładającym głupiutką studentkę pejczem, która nadto potrafi dostać hiperwentylacji płuc, gdy mężczyzna ledwo ją muśnie, nie należy liczyć na zmiany. Czasy wielkich klasyków bezpowrotnie przeminęły. Jedyne, co pozostało na rynku wydawniczym, to nędzne ochłapy, popłuczyny dobrych książek.

            Dlaczego? Zmienił się odbiorca, zmienił się i autor. Wystarczy spojrzeć na dziewczyny z autobusu. Przecież to są te same nastolatki, które z wypiekami na twarzy czytały sagę "Zmierzch", gdzie na ich życzenie stworzono nierealistyczny obraz idealnego chłopaka. Skądinąd 50 Twarzy Greya pierwotnie było pisane jako fanfiction[14] do tej serii. Minęło parę lat, po doświadczeniach z kolegami mit perfekcyjnej drugiej połówki nieco zbladł, a z nastolatek o niezdrowej cerze wyrosły młode kobiety z pierwszymi seksualnymi potrzebami, często nadal niezaspokojonymi. I tu naprzeciw ich żądzom wychodzi E. L. James, racząc je opowiastką o płomiennym romansie, gdzie kochankiem jest przystojny bogacz, a pospolita dziewczyna jakich wiele, dziewica w dodatku, przeżywa tysiąc orgazmów i ani jednego bólu głowy. Historia nudna i bez puenty, ale czytelniczki to kupiły, ponownie karmiąc się kłamstwem.

            Przykład 50 twarzy Greya pokazuje, że niestety to pisarz zaczął dopasowywać się do czytelników, a nie odwrotnie. Powoduje to niechęć do pisania książek dobrych, wymagających na rzecz popełniania trywialnych dziełek dla każdego i zarabiania na nich większych pieniędzy. E. L James dokładnie to uczyniła. Gdyby nie moja osobista niechęć do autorki to chętnie wypierdoliłbym tę niewyżytą panią, by jej targana żądzami główka nie pisała podobnych bzdur.

            Otoczenie zaczęło przypominać miejsce, gdzie mieszkam, więc powoli wstaję i idę do drzwi. W połowie drogi rozpędzony przegubowiec nagle hamuje i zatrzymuje się. Gwałtowne szarpnięcie odrzuciłoby mnie do tyłu, gdybym w porę nie złapał się uchwytu. Nie zdążyłem do końca odzyskać równowagi, gdy pojazd ponownie ruszył pędem przed siebie. Przypuszczalnie kierowca bił rekord okrążenia, swoistą czterokołową życiówkę. Szkoda jedynie, iż musiał robić to w autobusie pełnym odbijających się od ścian pasażerów. Chwiejnym krokiem podpełzłem do wyjścia i nacisnąłem przycisk. Zanim wyskoczyłem na tylko w teorii świeże powietrze, po raz ostatni spojrzałem na trójkę dziewczyn. Wciąż stały i rozmawiały o książce, jedna nawet zrobiła rozmarzoną minę słuchając wywodu koleżanki. Sapnąłem z zażenowaniem i wysiadłem.

            Przystanek usytuowany był w odległości dziesięciu minut piechotą od wynajmowanego przeze mnie mieszkania. Bynajmniej, nie było to lokum o szczególnie wysokim standardzie, dzięki czemu idealnie wpasowywało się w prozaiczność oraz nieszczególność okolicy. Ot, zwykła łazienka, balkon plus salon z aneksem kuchennym i sypialnia, umieszczone na trzecim piętrze wieżowca, który, co prawda, stary nie był, ale daleko mu było do apartamentowców z nowoczesnych gett, zamkniętych osiedli mających coś z instytucji totalnych Goffmana, gdzie separacja murami, pięcioma szyfrowanymi domofonami i Elektroniczną Kartą Mieszkańca daje poczucie prestiżu i bezpieczeństwa. Odizolowane enklawy zamieszkują podobne do siebie osoby - obywatele lepszej rzeczywistości, którzy odmawiając asymilacji z nisko sytuowanymi, dokonali jedynego słusznego wyboru. Wiodą życie na poziomie, są młodzi, estetyczni, mają ładne dzieci i niezgorsze samochody. Stawiają na piękno środowiska, w jakim przyszło im żyć, a dobrowolna izolacja prócz poczucia nobilitacji sprawia, że świat zewnętrzny wydaje im się niebezpieczny, obcy, gdyż poza bramkami azylu rozgrywa się społeczny konflikt z "nimi". "Oni", to jest persony pozbawione podobnego luksusu odrębności, rzeczywiście mogą odczuwać przez to frustrację. Powoduje to narastającą dysharmonię społeczeństwa i jego dychotomiczność.

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Mizantropia
Użytkownik - Mizantropia

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2016-04-18 18:08:07