Psychodeloman

Autor: Horsztynski
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- Dobryj ranok - rzekłem siadając i stawiając butelkę na stole. Ukrainiec spojrzał na mnie spode łba.

- To że nie jesteś z Warszawy i nie wyrzygujesz wnętrzności po mojej horyłce, to nie znaczy że będę z Tobą rozmawiał.

- A co mam zrobić żebyś ze mną porozmawiał?

- A czemu w ogóle miałbym z tobą rozmawiać?

- Okej, nie musimy rozmawiać. Ale napić się ze mną napijesz?

- Nie odmówię.

Nie od dziś wiadomo, że alkohol czyni cuda, łączy ludzi i narody, takoż po pół godzinie Psychodeloman i Tubylec-Tubylec byli już w bardzo dobrej komitywie. W czarną dupę poszła krwawa historią dwóch bratnich narodów. Tak samo jak wszystkie stereotypy, uprzedzenia i gorzkie żale. Doktor nauk dziennikarskich z zainteresowaniem słuchał od świadka i osoby represjonowanej, o akcji „Wisła”. Bezmyślnej, bezsensownej, zbrodniczej akcji z poprzedniego ustroju, której inicjatorzy oczywiście nie zostali podniesieni do odpowiedzialności. Myślałem, by w przyszłości napisać o tym artykuł, gdy moja głowa zakończyła rozmowę głośnym BĘC, uderzając o stół.

Wraz z powracającą świadomością, ból się natężał. Potem poczułem w ustach coś jakby dywan lub ręcznik. Chciałem go wypluć, lecz tą szorstką wysuszoną na wiór rzeczą, był mój język. Próbowałem otworzyć oko, lecz ważyło ono tyle, co Amerykanin ze zwisającym brzuchem, wystającym spod koszulki ubrudzonej keczupem i musztardą.

Zanim udało mi się otworzyć jedno oko, wrócił mi zmysł węchu. Pachniało gorzałą i starym człowiekiem. Nienawidzę tego zapachu. Mam oczywiście na myśli zapach starych ludzi. Zapach trupa. Okropne jest, takie gnicie ciała jeszcze za życia.

Psychodeloman leżał w czyimś pokoju, na łóżku, przykryty starym kocem. Nie wiedział gdzie jest, tak samo jak nie wiedział skąd się tu wziął. W pokoju też nie było żadnych zdjęć czy innych rzeczy, które mogłyby coś powiedzieć o właścicielu domu. Ogółem dom nie był zbyt umeblowany.

Jezus z prawosławnej ikony, patrzył strapionym wzrokiem na podnoszącego się Psychodelomana, a ten odwzajemnił umęczone spojrzenie, gdy ich oczy się spotkały. Jezus Frasobliwy. Chwiejnym krokiem, opierając się o ściany, Grafoman wyszedł na zewnątrz.

- O KURWA GÓRY!

Teraz kilka szarych komórek, które przetrwały alkoholocaust, wysłały mu strzępki informacji i obrazów z wczorajszej podróży w Bieszczady, oraz o popijawie w karczmie z nowo poznanym towarzyszem.

Samochód stał tam gdzie go zostawił. Pociągnął z butelki łyk absyntu, by wrócić do świata żywych. Przejechał kawałek, by potem skręcić za tabliczką z napisem "Wynajem domków".

- Jest czwarta trzydzieści. RANO. Pan od domków na pewno jeszcze śpi - powiedziała elektroniczna maszyna do liczenia czasu, gdy Grafoman zatrzymał się na parkingu.

-Och.

Nie wychodząc z samochodu przygotował w kieliszku do wina absynt, sposobem z wodą, cukrem i cytryną, po czym wyjął laptopa.

- Prace czas zacząć.

Chwila zwiechy, po której palce zaczęły swój taniec po klawiaturze. Dzikie ruchy zostawiały po sobie ślady z liter, wyrazów i zdań. Pojedyncze ruchy zamieniały się w cały układ. Popisowy numer przerwał stukot w szybę.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Horsztynski
Użytkownik - Horsztynski

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2016-03-14 17:20:37