SKRZYDŁO ANIOŁA V

Autor: grendel
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

            Bicie zegara na wieży pobliskiego kościoła. Zegar źle wskazywał czas, ale z niewyjaśnionych przyczyn nie naprawiono go, choć stara maszyneria była ciągle nakręcana. Tego dźwięku Gabriel nie lubił najbardziej. Mechanizm zegara z kościelnej wieży kojarzył mu się w zbyt oczywisty sposób ze słabnącym mechanizmem jego ciała. I w jednym, i w drugim przypadku podtrzymywano przy życiu wadliwą maszynerię, nie oczekując od niej prawidłowego działania. O ile jednak zegar można naprawić i wtedy jeszcze długo będzie mógł odmierzać czas, o tyle sprężyna w zegarze Gabriela coraz bardziej słabła i żaden zegarmistrz nic już tu nie mógł poradzić.

            Kiedy uszy Gabriela uporały się już z analizą dźwięków dobiegających z zewnątrz, jego słuch skupiał się na odgłosach wypełniających jego ciało, celę i szpital. Bulgot przesuwających się w jego jelitach pęcherzyków gazu szybko przestał go interesować, gdyż nie mówił o niczym istotnym poza faktem, że jego brzuch jest pusty. Jednak w tym stanie głód stał się dla chorego mężczyzny czymś względnym, a czasami odbierał go tak, jakby dotyczył on kogoś zupełnie innego.

            O wiele ważniejszy był charkoczący świst wydobywający się z jego gardła. Dopóki oddychał nosem, wszystko było w porządku. Jednak, kiedy zmuszony był oddychać za pomocą ust, rzecz stawała się o wiele bardziej skomplikowana i niebezpieczna. Jego zachowująca chwiejną równowagę głowa ustawiona była zwykle pod kątem, który umożliwiał swobodne wypływanie śliny z ust. Jej przełykanie już od dłuższego czasu znajdowało się dla Gabriela jedynie w sferze pobożnych życzeń. Ale gdy głowa, choćby nieznacznie, odchylała się do tyłu…

            Wtedy było tak, jakby do rury wentylatora zaczęła sączyć się woda. Początkowo jest jej niewiele i prawie w ogóle nie utrudnia ona przepływu powietrza. Z czasem jednak przybywa jej coraz więcej i wtedy z wąskiego kanału zaczyna wydobywać się coraz głośniejszy bulgot, przechodzący w rzężenie. Powietrze nie ma się już którędy przemieszczać i wentylator przestaje spełniać swoje zadanie. A wszystko, co było uzależnione od jego sprawnego działania – ginie.

            Gabriel przeszedł taką „awarię wentylatora” już kilka razy. Początkowo bał się jej panicznie. Leżąc w pościeli i spływając potem, czuł się jak tonący, który właśnie zdał sobie sprawę, że zanurkował zbyt głęboko i już nie wystarczy mu powietrza na dopłynięcie do powierzchni. Za każdym razem jednak przybywał ratunek, jak amerykańska kawaleria, która niezmiennie pojawia się w ostatniej chwili.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
grendel
Użytkownik - grendel

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2016-07-18 23:01:42