Trzy Rzeźby

Autor: alberto92
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Nie miał szans. 

Motocykl podskoczył na zwalonym konarze leżącym w poprzek drogi. Prędkość nie pozwoliła mu na szybkie lądowanie. Wyleciał wysoko w powietrze, nieustannie koziołkując. I nagle czas się zatrzymał. Tak samo, jak kierowca, lecący prosto na twarz. Cały świat postanowił zrobić sobie przerwę. Wypadek zazwyczaj poprzedza pojedyńcza myśl, często przekleństwo, lecz nie teraz. 

Było zupełnie inaczej. Zobaczył twarz sąsiada miniętego przy garażu. Grabił liście, uśmiechał się pod nosem i ogrzewał twarz w słońcu. Miał prześliczną żonę, która stała na drugim końcu podwórka rozmawiając z sąsiadką. Śmiały się głośno. Była tam też córeczka, którą przez moment było widać w oknie na piętrze. Zabierała coś kolorowego z parapetu i miała na sobie sukienkę. To była dobra rodzina, taka która nie udawała uśmiechu. 

Później widział plac zabaw. Wcześniej mu się wydawało, że ojcowie dyskretnie pociągając z piersiówek, jednocześnie przygotowując się na niezadowolone jojczenie dzieci. Przypomniał sobie, że nie byli tam jedynie dorośli mężczyźni i atrakcyjne matki. Był tam wychudzony, nastoletni chłopak. Przenosił na rękach śmiejącą się dziewczynę, sam depcząc kałuże. Inna para, wyjątkowo malownicza, zajmowała się sobą na ławce. Również w całkiem malowniczy sposób. Rude włosy dziewczyny zlewały się z kolorowym deszczem drzew. Pamiętał młodą matkę w okularach, która huśtała małego człowieczka w ogromnej, niebieskiej czapce. Inna matka została obsypana liśćmi, przez niedojrzałego męża. Obok stało zapewnie ich dziecko, które z całych sił informowało przechodniów w co przed chwilą wdepło.

Po chwili przypomniał sobie przechodnia, który jeszcze niedawno wyskoczył mu pod koła. Tego, który przechodził przez środek ulicy w świętym przekonaniu, że tym razem nie wyląduje na oddziale hirurgiczny. Najpewniej przez ciężkie pobicie. Ten człowiek trzymał w ręku coś słodkiego, kupionego w pobliskiej budce. Bohater pomyślał, że najpewniej był to gofer. Uświadomił sobie, tym samym że przez ostatnie lata kupował gofry swojej żonie i synkowi. Nigdy nie kupował dla siebie, bo musiał zjadać to czego nie dał rady syn. Kolejne pytania buzowały mu w głowie:

„Kiedy ostatnio wyszedłem z domu tylko po to aby zjeść coś dobrego? Tak na chwilę, aby przestać myśleć? Przecież to mniej niż godzina czasu”.

Szalejąc w terenie zabudowanym minął innych motocyklistów. Było tam takich dwóch jadących stonowanie, rycząc motorami i uśmiechając się pod nosem. Zapewne wyruszyli tylko po to by jechać, nie po to by dojechać. Nasz kierowca także miał takich znajomych. Jeszcze chwilę temu sądził, że codziennie przejażdzki zostały poświęcone dla bycia dobrym mężem i ojcem.  

W tej jednej chwili lotu znalazł na to rozwiązanie. Istnieją przecież babcie i dziadkowie, którzy mogą spełniać absorbującą funkcję przechowywania latorośli, gdy samemu pruje się asfalt w strone wybrzeża. Istnieją wspólnicy biznesowi, którzy nakarmieni lukratywnym kłamstwem wezmą na parę dni całość obowiązków. Zwłaszcza zwabieni dorodną podwyżką. 

Nareszcie zaczął myśleć jasno:

„Jeżeli przeżyje, to tak zrobię. Jeśli...” 

 

 

 

„Szpital? A to dobrze. Żyję. Palce się ruszają. Ręka też. No to nie jestem marchewką. Może dam sobie spokój z jednośladami? Nie chciałbym siorbać bulioniku przez rurkę do końca życia. Chociaż, bulionik jest dobry... Kupię inny motocykl. Stary i tak przypomina pewnie złom... Albo co innego. Ciekawe co przypomina. Ale na pewno nie motor. Dobrze, że żyję, bo głupio było by tak umrzeć bez uśmiechu na ustach. Ktoś stoi w drzwiach. Chwila, znam ją”

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
alberto92
Użytkownik - alberto92

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2021-04-12 16:00:56