Zacznijmy od początku V

Autor: magdkos
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Kiedy przybity Maks wyszedł z gabinetu , pomyślałam ,że po pierwsze czas uciekać ,a po drugie ,że to chyba nie jest odpowiednia poradnia.Dlaczego on wyszedł taki smutny? Zapłakany i wyglądający jakby miał się rzucić pod pierwszy lepszy tramwaj?

-Pani Karino, zapraszam-chyba zauważyła moją minę ,ponieważ dodała – proszę się nie bać. Wszystko będzie dobrze – dotknęła mojej ręki ,a mnie wstrząsnął dreszcz , poczułam się spokojna. Ma babka to coś.  Miałam ochotę siarczyście przeklnąć jak zobaczyłam podobno „cudowną,Panią psycholog”jak zarzekał się mój stary dobry znajomy Kajetan. Muszę do niego zadzwonić i pięknie go opieprzyć za sam wygląd tej baby! Od razu przed oczami stanęła mi moja nauczycielka od chemii, zresztą Kajtka też. Wysoka jak drzewo, chuda jak tyczka, kok na głowie tak sztywny jak.. a nie będę nad tym lepiej myśleć. W dodatku siwy, ta kobiecina ma ze sto lat, jak nie więcej – pomyślałam ,ale więcej mi nie pozwolono myśleć, ponieważ kazano mi usiąść. Wyraz twarzy miała przerażający.Usta tak wąskie,że zrobiło mi się jej żal. Dzieciaki napewno się jej bały na ulicy. Jak widać nie tylko dzieciaki bo ja także. I już rozumiem biednego Maksa. Zastanawiałam się czy powinnam się odezwać pierwsza czy mam czekać jak prawdziwa uczennica. Dlaczego wybuliłam na te męki moją stówkę? Buty z wystawy do mnie krzyczały „Kup mnie,weź mnie” ,a ja wybrałam zgorzkniałą psycholożkę ,co raczej na moje problemy złotej rady nie ma. Zresztą jak mam jej powiedzieć...

-Co Panią do mnie sprowadza Pani – musiała zerknąć do karty pacjenta  - Karino? – pięknie.Myślałam,że będę odprężona i dostanę słowotoku, tymczasem mam stracha przed powiedzeniem „dzień dobry”.

-Dzień dobry – wydukałam. Mam problem, z którym nie potrafię sobie sama poradzić.. – Teraz albo nigdy. Rozpoczęłam od tego co jest dla mnie początkiem.Od zniknięcia ojca. A później, samo poszło. Ale nie spojrzałam na Żylęte ani razu. Ona na mnie patrzyła cały czas. Czułam to .

Basia.

Kac.Kac morderca.Gdzieś czytałam takie określenie.I dzisiaj pasuje jak ulał do mojego samopoczucia.Albo raczej jego braku. Po za odruchem iścia do toalety i kiwania głowy na boki, nie czuję nic.Aha,może odrobinkę wstydu. Co ja narobiłam.On mnie tak sponiewierał ,a ja wybaczyłam jak pierwsza lepsza. Ma trochę subtelności w sobie,że nie rzucił mnie na łóżko bo miał mnie podaną na tacy.Sama go niby przypadkowo dotykałam. Jego ramiona są takie umięśnione.. Chyba od czasu naszego rozstania związał się z siłownią. On tylko patrzył jak staję się coraz bardziej pijana i śmiała . Ale nie wykorzystał tego.I chwała mu za to. Wypiłam hektolitry wody, trochę soku pomidorowego jak zawsze mama powtarzała i wzięłam długą kąpiel. O niebo lepiej. Muszę zadzwonić do Marysi. Muszę w końcu się wygadać.

Marysia.

Sebastian zabrał dzieciaki do przedzkola,a mnie zostawił samą. Zapłakaną i przybitą ,w sercu gór. Dzięki Bogu ,widok za oknem miałam tak piękny ,że tylko jego mi żal.Nie tego górala,tego co to za niego wyszłam. Postanowiłam wybrać się na świeże powietrze , przemyśleć, pomyśleć. Muszę do kogoś zadzwonić. Basia ,ona napewno mnie wysłucha.Karina jest zbyt przybita,wyczułam to w jej ostatnim telefonie. Nie rozmawiałyśmy dwóch minut ,a ona zakończyła tłumacząc się nagłą potrzebą, zaśmiała się choć było to okropnie udawane ,wyczuwalne przez ponad czterysta kilometrów kabla telefonicznego.

Nogi same mnie prowadziły. Dolina Chochołowska od początku zaczarowała mnie swoim wyglądem. Należę do ludzi religijnych ,więc miłość Jana Pawła II do tego miejsca ,jeszcze mocniej umocniła moją. Ukrywam się z moją wiarą ,ponieważ mój mąż mnie wyśmiał. Ignorant , czuję jak coraz bardziej go nienawidzę,tylko dzieci mi tak szkoda..taka szkoda.

Zanurzyłam dłoń we wspaniale orzeźwiającym potoku , zimno przebiegło po całym moje ciele , wypiłam kilka łyków z rąk wspaniałej wody ze strumyka i poczułam jak będę cholernie tęsknić za tym miejscem. Za owcami ,które przyglądają mi się kiedy siadam samotnie z Grocholą na pastwisku. Za szałasami ,które  swoim urokiem wprawiają mnie w marzenia o byciu małą dziewczynką i chowaniu się w nich. Dziś nie mam książki, mam tylko wygodne buty i telefon komórkowy ,żeby się wyżalić. Mam nadzieję,że Baśka jest gotowa ,żeby wysłuchać najmłodszej siostry. W tym samym momencie telefon zaczął rozbrzmiewać „ Wiesz ,modlę się by,kiedy wstanie dzień ,sprawił cud dla Ciebie, tak, Zabrał nas tam, gdzie kochanie miłość ta smakuje..” , Kasia Wilk rozkoszowała moje uszy nim postanowiłam zobaczyć kto dzwoni.Pewnie mój mąż , przeprosić chciał, jak zwykle. Ale tym razem nie będzie ‘jak zwykle’ . Ale wyświetlacz nie wskazywał na Sebastiana ,raczej na „Basiulę” ,zabiłaby mnie gdyby to zobaczyła.Tak się ucieszyłam ,że to ona , widocznie los tak chciał .Mamy o czym porozmawiać.

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
magdkos
Użytkownik - magdkos

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2019-02-12 17:33:37