Zagadka smrodliwego deszczu (bizarro)

Autor: Fasoletti
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Wielki Ciapaty zaszedł kozła od tyłu. Najpierw pogładził go po nabrzmiałych jajach, a następnie opuścił swoją przepaskę biodrową ukazując oniemiałemu Eustachemu gigantyczne prącie w stanie wzwodu. Kowal z niedowierzaniem patrzył, jak dostojny mąż rozchyla dwoma palcami odbyt capa i, pojękując z rozkoszy, wsuwa tam członka.

Wykonując coraz głębsze i szybsze ruchy frykcyjne mędrzec stopniowo odpływał. Jego oczy wywróciły się białkami na zewnątrz, mięśnie naprężyły, a ciałem wstrząsały spazmatyczne dreszcze. Pozostałe kozły otoczyły ich kręgiem i w milczeniu przyglądały się stosunkowi. W jaskini słychać było tylko chlupotanie towarzyszące penetracji oraz plaskanie, kiedy jądra człowieka zderzały się z jądrami zwierzęcia.

Doszli jednocześnie. Kozioł, akompaniując sobie radosnym beczeniem wytrysnął na ziemię, starzec, jęcząc i drżąc, wypełnił nasieniem odbyt zwierzęcia, po czym wysunął sflaczałego członka i padł na kolana. Otoczyło go światło tak jaskrawe, że przyglądający się tej scenie Eustachy musiał przymrużyć oczy i osłonić je ręka, by nie oślepnąć. Kowal usłyszał jakieś dziwne głosy, nie mające nic wspólnego z ludzką mową. Były przytłumione, jakby dochodziły z samego dna piekielnej otchłani. Nie potrafił rozróżnić ani jednego słowa.

Wszystko to ustało tak nagle, jak się zaczęło. Eustachy spojrzał na Wielkiego Ciapatego ze zgrozą, lecz ten tylko uśmiechnął się dobrotliwie.

- Bogowie Wszechświata poradzili mi, co powinieneś uczynić, aby ocalić planetę od zagłady.

Eustachy z zapartym tchem obserwował, jak mędrzec palcem kreśli na piasku skomplikowany schemat, a potem wpatrywał się w rysunek tak długo, aż potrafił go odtworzyć z pamięci w najdrobniejszych szczegółach.

- Idź - rzekł Wielki Ciapaty – i spraw, aby twe czyny odmieniły oblicze Ziemi. Tej Ziemi!

 

4.

Eustachy wracał do Fiździpiździpołciowa przepełniony nadzieją. Wizyta u Wielkiego Ciapatego sprawiła, że czuł się naładowany pozytywną energią. Kipiał siłą zarówno fizyczną, jak i psychiczną. Żadne przeciwności losu nie mogły go teraz zatrzymać. Stał się niewrażliwy na wszelkie niedogodności. Smrodliwy deszcz przestał drażnić jego nozdrza, nie parzył już skóry ani nie szczypał w oczy. Wdzierająca się do dziurawych butów mulista ziemia nie powodowała na stopach krwawych wybroczyn. Mężczyzna nie odczuwał głodu ani pragnienia. Parł przed siebie niby rozjuszony byk, a kiedy i tak ciemne niebo zaczynało całkowicie czernieć, co oznaczało, że słońce chowa się za horyzontem, dotarł do granic rodzinnej wsi.

To, co oglądał, kiedy wyruszał do jaskini mędrca niemalże doprowadziło go do szaleństwa, dlatego chyba tylko cudem nie zwariował na widok scen rozgrywających się teraz w Fiździpiździpołciowie. Ludzie polowali na siebie jak zwierzęta. Z oczami przesłoniętymi mgłą, wychudzeni i brudni, zabijali jedni drugich tym, co mieli akurat pod ręką. Deski od płotu, widły, gliniane garnki, a nawet onuce – za narzędzie zbrodni służyło dosłownie wszystko. Nie trudzono się nawet przyrządzaniem zwłok. Wieśniacy wgryzali się w surowe ciała tak łapczywie, jak wilki w upolowaną zwierzynę. Wyrywali co tłustsze kęski, wywlekali wnętrzności, zapijali się krwią.

Eustachemu serce podeszło do gardła z obawy o rodzinę. Natychmiast pobiegł w kierunku swojej kuźni, po drodze rozdając na lewo i prawo ciosy próbującym dobrać mu się do skóry napastnikom. Kilku poważnie zranił, a dwóch lub trzech zabił na miejscu, jednak jego sumienie pozostawało spokojnie. W tych trudnych czasach nie było miejsca na sentymenty.

Jego chałupę oblegała grupa chłopków uzbrojonych w siekiery, grabie i sierpy. Tłukli pięściami w pozabijane deskami okna, kopali w drzwi, przepychając się przy tym nawzajem.

Kowal odetchnął z ulgą słysząc z wnętrza chaty płacz i wołanie o pomoc. Oznaczało to, że jego najbliżsi nadal żyli. Niczym huragan wparował pomiędzy zaskoczonych wieśniaków, nie dając im szans na ucieczkę. Każdym ciosem wybijał zęby, każdym uchwytem skręcał kark, każdym kopniakiem gruchotał kości. Zabijał z niesłychaną precyzją. Nie minęło wiele czasu, a wokół niego zaległ pokaźny stos okaleczonych ciał.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Fasoletti
Użytkownik - Fasoletti

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2021-01-13 10:06:52