Jak na mój nos to nasz wypad znów nie przebiegł wedle założeń. Nie dziwiło mnie to ani, ani. Jeszcze się nie zdarzyło, żebyśmy gdzieś pojechali i nie znaleźli się w pobliżu trupa. Przynajmniej ja sobie takiej sytuacji nie przypominam.
- Czy ja zawsze muszę trafiać na popaprańców?! - pożaliła się prawniczka i znów zmieniła obuwie na to wygodniejsze. - Czy mój mąż musi być mordercą? Ja może wyglądam na wredną, zimną sukę... - Wyglądasz - potwierdziła czym prędzej Róża. - I może nią nawet jestem. Ale żeby mnie aż tak los pokarał, to to jednak nie jest sprawiedliwe!
Wziął ją z zaskoczenia, więc miała prawo go nie poznać. Poza tym odkąd się ostatnio widzieli, zdążył nabrać masy i osiwieć do imentu. Jakim jednak cudem on ją rozpoznał, skoro tak schudła, wypiękniała oraz zmieniła nazwisko i stan cywilny, tego pojąć nie sposób.
W telewizyjnym pudle, które Barański włączył nie wiadomo po co, nadawali bełkot (charakterystyczny zwłaszcza dla kanału państwowego), który był nawet gorszy niż budowlane rzężenie.
Ten gamoniowaty detektyw przepadł bez wieści. Zdaniem Barańskiego dobrze zrobił. On, gdyby przez jakąś fatalną w skutkach pomyłkę skończył przed obliczem urzędnika stanu cywilnego z Różą Kwiatkowską u boku, też wziąłby nogi za pas.
- Ja już miałem dość tej zachodniopomorskiej puszczy, jeziora i świeżego powietrza! - Nabrał nagle wigoru. - Przecież tym się normalnie oddychać nie da! Ja się krztusiłem od tego! Astmy niemal dostawałem! W tym ich jeziorze też się wykąpać nie sposób. Woda taka przezroczysta, że wszystkie fałdki tłuszczu widać. Tak się żyć nie da! Zatęskniłem za Śląskiem - wyznał.
Nieraz już panikowałem, gdy mój pan zostawiał mnie na zawsze, wyskakując do kiosku po gazetę. Tym bardziej jednak sprawa wyglądała poważniej. Szymona Solańskiego diabli wzięli. Na dobre.
Chętnie oddałby nerkę i dołożył śledzionę, byleby tylko ta podróż dobiegła wreszcie końca.
Szymon Solański ledwie zdążył wypowiedzieć sakramentalne "tak", zaraz potem zniknął jej z radaru. Wyparował w mrok Puszczy Augustowskiej z przyczepy kempingowej, w której spędzili noc poślubną. Róża zrobiła wszystko, by odnaleźć detektywa. Nie trafiła jednak na żaden trop.
Teresa wprawdzie była wierząca, ale to nie znaczy, że głosowała na obecnie nam panujących. Co to, to nie! Wszak ojciec dyrektor z jej ulubionego radia już nie raz i nie dwa wykazał się nieufnością wobec posłów. A ten dobry człowiek wiedział, co robi.
Postanowiłem dopilnować formalności. Człowieki człowiekami, ale psie oko konia tuczy. Czy jakoś tak.
Róża wszystkich sumiennie filmowała i co rusz wydawała ostrzeżenia, że jeśli ktoś spróbuje ją pozbawić oręża, to "Polska się o tym dowie". Na hasło "Polska" w dzisiejszych czasach większość reaguje nerwowo, bo nigdy nie wiadomo, z kim ma się do czynienia. Lepiej więc nie ryzykować.
Stara zasada śledcza głosi, że jeżeli świadek, od którego chcesz wyciągnąć kluczowe dane, proponuje ci, byś napił się politury, pijesz politurę.
Stary Seweryna pozwolił mu popływać swoją łajbą i jeszcze zaprosić znajomych. Mój ojciec nie chciał mi pożyczyć długopisu w obawie, że mu nie oddam.
Czułam się na tych wakacjach jak jakaś paryska modelka. Ciągle głodna i wkurzona. Tyle, że wyglądałam jak cztery paryskie modelki w jednym ciele.
Przypuszczam, że mojej ludzinie słoneczko zaszkodziło na dekle. Inaczej nie potrafię wytłumaczyć ich zachowania. Taplali się jak nienormalni w tym bajorze, nad które przywlókł nas przez całą Polskę Solański. Róża nawet nago. Mój pan zaś w gaciach zupełnie niekąpielowych, a wręcz - o zgrozo - bieliźnianych!
Szymon osłupiał. Nie dość, że jego wielomiesięczne weselne przygotowania szlag trafił, to jeszcze to morderstwo... Znowu!
Róża musiała przyznać, że w tej chwili jej narzeczony nie wyglądał na bystrzachę. Gdyby miała to ubrać w słowa adekwatne do tymczasowego miejsca zamieszkania (czyli zamku), powiedziałaby, że jest skonfundowany. Ale że zamek był z papendekla, na kółkach i wielkości klozetu, Kwiatkowska wyraziła się nieco inaczej.
Rodzice z dziećmi chcieli się przeprawić przez śluzę z rana i znaleźli ciało. Pływało tu sobie i było zupełnie nieżywe.
Logicznie rzecz ujmując, powinien być na nią zły. Starał się, tak długo wszystko przygotowywał, a ona obróciła jego wysiłki wniwecz. Tymczasem detektyw nie wyglądał na rozeźlonego. Może jednak ją kochał?
Jak na mój nos to nasz wypad znów nie przebiegł wedle założeń. Nie dziwiło mnie to ani, ani. Jeszcze się nie zdarzyło, żebyśmy gdzieś pojechali i nie znaleźli się w pobliżu trupa. Przynajmniej ja sobie takiej sytuacji nie przypominam.
Książka: Las i ciemność
Tagi: trup, smierc