KAY

Autor: Robert-Altamiro
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

zejść się Zrobic miejsce. Nie blokować przejścia.Nie zajmować windy. Dziękujemy.
Po paru minutach dotarli do czekającej kobiety:
„Jej stan nie jest najlepszy.”
-Boli panią?
-Bardzo.
-Jakiego rodzaju ból,pani odczuwa?
-To przypomina „wiercenie wiertarką”.
-Jak czesto pojawiaja sie skórcze?
-Co 13 minut.
-Ile trwaja?
-Pół minuty.
"nie dobrze."
-Który to miesiąc?
-Ósmy.
-Jak ma pani na imię?
-Lucy,Lucy Lockhard
-Wszystko będzie dobrze Lucy.
W tym momencie kobieta straciła przytomność.Pielegniarz dotknal palcami szyi:
-Tętno,ledwo wyczuwalne.
-Zabieramy ją do szpitala San Bernardino.Jak najszybciej kazda sekunda jest bezcenna.

Policjantka biegła na dach. Będąc na 39 piętrze,usłyszała dźwięk krótkofalówki. To dzwonił jej partner:
-O co chodzi John? Czy on...
-Nie. Cały czas stoi na dachu.
-To czemu dzwonisz?
-Pojawł się drugi mężczyzna.
-Co? Kiedy?
-Przed chwilą.Nie mam pojęcia co zamierza.
-Naraża życie swoje i samobójcy.
-Wiem.
Połączenie zostalo przerwane.
-Slyszysz mnie?
Cisza...
-John?
-Coś przerwało...
-Mów co się dzieje,co robią?
-Mężczyzna podchodzi do desperata,coś do niego mówi. Ten się odwraca. Rozmawiawiają
-Odsunął się od krawędzi?
-Nie.
"Kimkolwiek jesteś,mam nadzieję, że nie pogorszysz sytuacji"
-Sprzeczaja się
"To źle rokuje."
-Samobójca siega do marynarki.
"O nie. Czyżby miał broń?"
-Wyciąga pistolet
"Chce zabić siebie czy osobę z którą rozmawia?"
-Krzyczy. Pokazuje by mężczyzna się wycofał.
-Będę za minute.
-Narazisz życie tego człowieka. Wystawisz się na strzał.
-Nie mogę nic nie zrobić.
-Nie masz wyjścia.
"Boże spraw by nie padł strzał"-prosiła Kay.
-Widzisz ich?
-Nie. Straciłem ich z oczu.
John odłożył lornetkę. Nastały chwile niepewności,które policjantów o szybsze bicie serca. Na dachu przybysz powoli cofał się do tyłu. Desperat szedł ku niemu,mierząc z "44" z tłumnikiem.
Gdy znajdowali się blisko wyjścia szaleniec powiedział:
-Stój.
Człowiek w białej koszuli zatrzymał się.
-To są dzwi,którymi tutaj wszedłeś. Teraz się odwrócisz,pójdziesz do nich,opuścisz dach i już nigdy nie wrócisz. Czy to jasne?
-Tak.
-Więc na co czekasz? Dwa razy nie bedę powtarzać.
Mężczyzna obrócił się i skierował w stonę wyjścia.
Po pięciu krokach...zatrzymal się. Spojrzał desperatowi w oczy,mówiąc:
-Nie zrobisz tego. Nie strzelisz do mnie.
-Tak myslisz?
"44" wystrzelila w powietrze.
-Znam Cie. Nie mógłbys nikogo skrzywdzić
-Ja też,myślałem,że znam ludzi i życie,a jednak się mylilem.
Kolejny strzal,obok prawej stopy mężczyzny.
-Chcesz mnie nastraszyć.
Świst kuli przy lewym uchu.
-Nie rusze się stąd. Nie pójde bez Ciebie.
Na śnieżnobiałej koszuli pojawiła się krew.
Samobójca przestrzelił przybysza w ramię. Mężczyzna poczuł ostry ból. Z niedowierzaniem patrzył na broczącą ranę i zakrwawioną rękę.
-Oszalales.
-Ostrzegalem.Mówiłem Ci byś sobie poszedł. Jesli,nie znikniesz mi z oczu nim doliczę do pięciu,
druga kula będzie między oczy.
Przybysz nie zareagował.
-Pięć...
Obydwaj patrzyli na siebie.
-Cztery...-Trzy...
 Mężczyzna nawet nie drgnął.

Ranny nie ruszył się z miejsca.
-Dwa...
Ich spojrzenia wciąż, krzyżowały się ze sobą.
-Jeden...
Postrzelony,trzymając się za ramię opuścił dach. Za drzwiami w padł na Kay.

W Culver City,przy 476 wylądował śmigłowiec. Wysiadł z niego policjant i udał się w stronę domu. W dwóch częściach miasta,odbywały się rozmowy.

Niemalże na dachu:

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Robert-Altamiro
Użytkownik - Robert-Altamiro

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2016-07-31 00:58:50