Restaurator

Autor: klaudiuszlabaj
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

– Bez broni już nie jesteś taki twardy. – Olbrzym okrążył go przyglądając się obojętnie. Minął go i poszedł w kierunku gdzie upadła strzelba. Schylił się i podniósł ją chwytając za koniec lufy. Zarzucił na ramię jak maczugę i wrócił powolnym krokiem do skulonego na czworakach mężczyzny, bezskuteczne próbującego złapać oddech.

- Facet módl się, żeby policja przyjechała zanim z tobą skończę. Chyba nie będą mieli nic przeciwko jeżeli poobijam cię w … samoobronie. Bo to ty przecież zacząłeś strzelać do bezbronnego! No nie? Świrze! – Kopnął leżącego w twarz.

Mężczyzna przeturlał się kilkakrotnie i zatrzymał uderzając o ścianę. Zasłonił się ręką w ostatniej chwili, ale i tak poczuł nowy ból który pozwolił wypchnąć ze świadomości ogień w brzuchu. Był pewny, że miał złamany palec i rozwaloną wargę, jednak w głowie huczała mu tylko jedna myśl: Gruby mi ucieknie!

Poobijany leżał twarzą do ziemi, nie mógł dźwignąć się bo nie chciał. Wiedział, że to bez sensu, pewnie zostanie znowu przewrócony. Chociaż dać się pobić na śmierć? Odpowiedź poczuł pod brzuchem, coś leżącego na ziemi, uciskało go w tym miejscu. Wymacał to i zacisnął mocno w dłoni. Już wiedział co zrobić, musiał tylko sprawiać wrażenie, że już został pokonany. Zaczął się czołgać w stronę wyjścia.

- Chyba nie masz zamiaru już iść. Dopiero zacząłem się dobrze bawić. Nie rób mi tego. Stary, proszę! – sarkazm bił ze słów olbrzyma.

Mężczyzna uniósł lewą dłoń w geście pokoju, jakby chciał zatrzymać wroga siłą woli. Pokazać, że nie ma już złych zamiarów. Olbrzym wyprostował się dumnie, kiedy poczuł nadchodzącą falę samouwielbienia wynikającą ze złamania przeciwnika. Nie ma przyjemniejszej rzeczy dla mężczyzny jak widok przegranego konkurenta. W jakiejkolwiek formie walki, czy to potyczce słownej, czy w sporcie, czy w pracy. Jednak to przemoc fizyczna daje największą satysfakcję. Instynkt jaskiniowego neandertalczyka jest cechą każdego mężczyzny. U jednych więcej u drugich mniej widoczny. Testosteron dodaję mężczyźnie sił, niestety dla równowagi odejmuje też ostrożności.

- Będziesz mnie teraz przepraszał? – ukląkł nad swoją ofiarą i obniżył ton głosu. – Pełźniesz jak robak, chcesz uciec przede mną a dopiero co chciałeś mnie zabić. Ale to nie jest już takie łatwe kiedy się nie ma przewagi trzymając broń w ręku, nieprawda? – mówiąc to podbródkiem wskazał na strzelbę luźno trzymaną w jego grubej dłoni. Kucał nad mężczyzną sycąc się swoim triumfem. Nawet nie zareagował, kiedy mężczyzna wyrwał spod siebie jakiś przedmiot i biorąc szeroki zamach od biodra w górę, aż nad głowę wbił coś olbrzymowi w wewnętrzną stronę uda. Wbił i przekręcił.

Olbrzym odskoczył, niemal się przewracając. Spojrzał w dół i zrobiło mu się słabo, po raz pierwszy w życiu jak daleko sięgała jego pamięć. Pomiędzy nogami wystawała mu szyjka butelki po winie, ta sama która strzaskała się przed Rudym, po tym jak oddał serię z pistoletu. Chciał się pochylić aby ją wyciągnąć, ale ze zdziwieniem zauważył, że cieknie z niej krew. Coraz mocniej. Jakby butelka była pełna wina, a ktoś w pośpiechu napełniał kieliszki.

- Co u diabła? – skoncentrował swój wzrok na butelce, zamiast spoglądać na leżącego na ziemi przeciwnika, który przestał udawać słabość i zerwał się na nogi. Okrążył bladego olbrzyma i wyrwał ze ściany przewód doprowadzający prąd do neonu na zewnątrz. Szybko założył pętle na szyi przeciwnika i pociągnął z całej siły. Zaskoczony poddał się zadziwiająco łatwo, przysiadł jak pies z obrożą zaciśniętą na szyi. Jego pan przyklęknął na kolano i zaciskając zęby z wysiłku, zacisnął pętle.

- Żeby zabić nie potrzeba broni, wystarczy odpowiednia motywacja – olbrzym usłyszał te słowa tuż przy uchu, kiedy zaczął się dusić. Śmierć przez uduszenie wydawała mu się gorsza od wykrwawienia. Kabel wbijał się w jego gruby kark więc na chwilę zapomniał o tkwiącej w nodze butelce. Próbował wcisnąć te swoje grube palce pomiędzy cienki kabel a skórę na szyi. Na siłowni tymi samymi dłońmi wyciskał na ławce 130-140 kg wprowadzając w zachwyt kobiety i zazdrość u mężczyzn, ale tutaj nie mógł sobie poradzić z kabelkiem o grubości kilku milimetrów. Dopiero po kilku nieudanych próbach oswobodzenia, ostatnim gestem wygiął ramiona do tyłu chcąc złapać za ramię napastnika, ale nie dał rady. Miał za duże mięśnie w barach, nie mógł się dostatecznie wygiąć do tyłu. Siły też go opuściły, kałuża krwi między nogami robiła się z sekundy na sekundę coraz większa. Wreszcie przestał rzęzić, twarz z purpurowej zrobiła się sina po czym zastygł w bezruchu.

Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
klaudiuszlabaj
Użytkownik - klaudiuszlabaj

O sobie samym: Kim jestem? Ojcem pięcioletniej Weroniki, pisarzem, robotnikiem, kucharzem, melomanem, kinomanem, samotnikiem, rowerzystą, pasażerem autobusu 672 Wesoła-Katowice. W skrócie ale prawdziwie.
Ostatnio widziany: 2013-06-19 08:52:35