Zgorzkniałość Jagi

Autor: Tysia
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

 Wiatr tłukł niemiłosiernie gałęziami drzew o pozamykane, drewniane okiennice. Deszcz smagał powietrze i cały las biczem wody. Ciemność, która rozlała się na każdy zakątek przestrzeni przysłoniła wszystko. Jaga nie widziała nawet własnej dłoni. Przenikliwa noc i mrok zupełnie ogarnęły ziemię. I nagle zabłysło przez chwilę światło, a potem zagrzmiał grom. Jaga nie zdążyła nawet zacząć liczyć. Wiedziała, że burza jest dokładnie nad jej chatką. Miała pewność, że w takim akompaniamencie nie zaśnie już do rana. Która mogła być godzina? Być może północ, a może jednak już czwarta nad ranem? W tej ciemności trudno byłoby dostrzec wskazówki zegara. W tej ciemności nie widać było nawet samego zegara, wiszącego na ścianie obok i niemrawo poruszającego wskazówkami. Kobieta postanowiła napić się herbatki, którą zaparzyła sobie przed snem. Wysunęła nogę z ciepłej pościeli dotykając drewnianej podłogi. Przy okazji napotkała ciepłe futerko Pumy, która spała w jej nogach. Pogłaskała ją krótkim gestem i szybko przeszła do kuchni. Właściwie tutaj było jej królestwo. Najlepiej czuła się w kuchni i nawet po omacku nigdy się tutaj nie gubiła. Znała tu każdy kąt, róg mebli i zakamarek. I chociaż nie było to zbyt wielkie pomieszczenie, czuła się w nim najbardziej u siebie. Jej ulubionym zajęciem było przygotowywanie najrozmaitszych mieszanek, przypraw, herbat, naparów, nalewek i wszelkiego rodzaju ziołowych lekarstw. Zajmowała się tym tak długo, że osiągnęła już niewątpliwe mistrzostwo. Mogła zapewnić zdrowie nie tylko sobie, ale i wszystkim ludziom, którzy do niej przychodzili. Dzięki temu, oprócz satysfakcji, miała napływ rzeczy, których sama nie wytwarzała. Były to nowe ubrania, materiały, igły, nici, buty, ale też jajka, kurczaki i  pomidory. Ta koegzystencja sprawiała, że Jadze żyło się całkiem wygodnie. Jej pojęcie wygody oczywiście znacznie różniło się od pojęcia wygody innych ludzi. Mimo to czuła, że żyje się jej całkiem dobrze. Spokojnie tworzyła swoje mikstury i zawsze miała czas, by doglądać roślin w ogrodzie i zbierać nowe. To wypełniało jej całe dnie. W kuchni kobieta sięgnęła po imbryk z zaparzonymi ziołami. Jednak gdy tylko wzięła go do rąk, znowu pojawił się w izbie rozbłysk światła. Na ściance naczynia, przez chwilę pojawił się obraz twarzy z zapadłymi oczami, szpiczastym nosem i rozczochraną, nieskładną fryzurą. Na szczęście, tylko zamigał na naczyniu i zaraz znikł, bo kuchnia znowu pogrążyła się w ciemności. Jaga wiedziała, że nie jest piękna i wcale się tym nie przejmowała. 

Miała już za sobą czas, gdy było to dla niej ważne, albo gdy powinno takie być. Owszem, kiedyś, istniał ktoś, dla kogo była śliczną dziewczyną. Przynosił jej polne kwiaty i razem snął marzenia o przyszłości. To było w czasach, gdy nie była jeszcze babą-Jagą, ale Jadwigą, a dla swojego ukochanego - Jadwinią. Poznali się w aptece jej rodziców. Pracowali tam razem i razem spędzali czas. On zawsze zarzekał się, że nigdy jej nie zostawi, że jest jego całym światem. Cóż zatem mogła zrobić, jeśli nie wziąć z nim ślub. I była przez kilkanaście lat szczęśliwą żoną kochanego mężczyzny. I może byłoby tak dalej, gdyby nie odkryła, że zaczął innej zbierać kwiaty, wyznawać uczucia, tańczyć na łące i patrzeć głęboko w oczy. Jadwinia załamała się. Pozbierała swoje najważniejsze rzeczy i uciekła z ich wspólnego gniazdka. W lesie znalazła polanę z tym właśnie domkiem. Była to stara ruina, opuszczona przez ludzi. Jadwiga uporządkowała chatkę, poczyniła niezbędne naprawy i zamieszkała w niej.  

Od tej pory stała się Jagą i ludzie ze wsi tak właśnie do niej mówili. Na szczęście znała się na lekarstwach i ziołach, więc mogła pomagać nie tylko sobie, ale też ludziom z pobliskiej miejscowości. Nawet nie wiedziała kiedy stała się tym kim była teraz. Nie płakała nocami i nie czuła się nawet samotnie. Miała przecież swoją ukochaną Pumę, która nie tylko nie odstępowała jej na krok, ale też miło mruczała, łasiła się i biegała. Poza tym miała też cały las, a dokładanie tą jego cząstkę, która przylegała do chatki. Obserwowała nieraz ptaki, jeże i salamandry. Lubiła też słuchać łosi, które o tej porze urządzały swoje rykowisko. Jaga napiła się ziołowego wywaru i wróciła do łóżka. Puma już przy niej układała swe mięciutkie ciałko, by zaraz smacznie zasnąć. Kobieta wsłuchiwała się w jednostajny rytm kropel uderzających o dach. Wraz z szumem wiatru i stukotem gałęzi w okno, tworzył się iście bajkowy klimat. Jaga wyobrażała sobie, że jest w bajce o piratach i oto jej statek smagany przez sztorm może nie dopłynąć do brzegu. W myślach poczuła nawet zapach morskiego powietrza. To takie dziwne połączenie chłodu, glonów i wiatru. Na dodatek piraci zbliżali się do jej statku. Nie bardzo wiedziała co ma zrobić. Nie chciała wpadać w panikę, więc tylko zarządziła, aby wszyscy jeszcze mocniej wiosłowali. O wspomożeniu się żaglami nie było mowy. Niesprzyjająca pogoda skutecznie to udaremniała. Zatem pozostała tylko wiara w siłę i zdeterminowanie załogi. Tylko, że piraci też wykazywali wielkie zdecydowanie. Ta pogoda nie sprzyjała spokojnemu dryfowaniu brandera, z materiałami łatwopalnymi. Zatem ten sposób ataku odpadał. Jaga wątpiła też, aby w tak dużym deszczu i wietrze udało im się odpalić armaty przymocowane do obu burt. Zatem pozostawał najbardziej możliwy sposób, czyli abordaż. Dlatego właśnie piraci chcieli się maksymalnie zbliżyć do nich. Wtedy mogliby rzucić na ich pokład liny z hakami, przejść po nich i walczyć wręcz. Nawet ten zabieg, przy obecnym sztormie był szaleństwem, ale Jaga nie wątpiła, że piraci są szaleni. I rzeczywiście, nagle zobaczyła rzucaną linę z hakiem. Nie usłyszała jednak jak spada, bo oto coś uderzyło ją w policzek. Momentalnie zerwała się z łóżka. Puma też skoczyła na równe nogi, zdziwiona nagłym poruszeniem. Dopiero teraz Jaga zorientowała się, że to nie lina, a po prostu kropla deszczu spadła na jej policzek. "No tak, dach znowu przecieka. Jutro muszę się tym zająć."  - Pomyślała, uspokajając się nieco. Przesunęła łóżko, aby woda nie kapała na nią, podstawiła garnek w miejsce nad dziurą w suficie i znowu się położyła, gdy nagle usłyszała nerwowe stukanie w jej drzwi. "A kogóż to licho niesie? Któż w taką noc chce do mnie przychodzić?" - Pomyślała, ale nie mówiąc nic na głos po prostu poszła otworzyć. W drzwiach stała kobieta wykrzywiona grymasem bólu i strachu. Miała może trzydzieści lat, była kompletnie przemoczona i przestraszona, a na rękach trzymała małe, może trzyletnie dziecko.
 

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Tysia
Użytkownik - Tysia

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2025-10-09 21:11:11