Ranson Riggs, znany czytelnikom z cyklu o osobliwych ludziach, które otwiera powieść pod tytułem „Osobliwy dom pani Peregrine”, postanowił napisać również baśnie. Jego „Baśnie osobliwe” to bardzo wzruszająca, choć niezwykle dziwaczna podróż do czasów, kiedy dojrzali ludzie byli jeszcze dziećmi, wierzyli w magię i efekty, które potrafi wywoływać.
Autor urodził się i wychował na wsi, która musiała mieć niezwykły wpływ na jego życie, postawę oraz wpłynęła w znacznym stopniu na to, co pojawiało się w jego twórczości. W jego tekstach pojawia się mnóstwo większych i mniejszych miast i miasteczek, które zamieszkują nie zawsze życzliwe innym ludziom istoty. Czasem to właśnie ludzie, a nie zwierzęta, czy rośliny, okazują się być największymi potworami, które bezprawnie wkraczają do świata dla nich niezrozumiałego, rządzącego się własnymi prawami i wymagającego zmiany postępowania, czy myślenia. Ludzie, przyzwyczajeni do życia zgodnego z pewnymi schematami, nie potrafią się w nim odnaleźć, co wywołuje w nich złość, a stąd już tylko maleńki krok do wywoływania spowodowanych owym niezrozumieniem zniszczeń.
„Baśnie…” należy czytać z przymrużeniem oka. I to porządnym, bo po każdej z nich człowiek zaczyna się zastanawiać, czy to, co właśnie przeczytał, powinien wziąć dosłownie, czy jest to swojego rodzaju metafora, odnosząca się do czegoś zupełnie innego. Czasem wygląda na to, że jest tak i tak.
Bohaterami „Baśni…” są zarówno ludzie, jak i zwierzęta, czy rośliny. A wszyscy – co do jednego – wyjątkowo osobliwi. Albo od dawna posiadają wiedzą o swych umiejętnościach, skrzętnie ją ukrywają, obawiając się reakcji i wykorzystania ze strony innych ludzi. Albo dopiero w tym momencie, momencie, gdy opowiadana jest dana historia, odkrywają, jacy są wyjątkowi, jak wielką posiadają moc i jak ogromna wiąże się z tym odpowiedzialność.
Czasami zachwyca nas ich dojrzałość, czasami obserwujemy jak są dziecinni i słabi, czasami wraz z nimi odkrywamy dobre i złe strony każdej sytuacji. Z „Baśni..”, z każdej, jak zaznacza w przedmowie i w kilku innych miejscach w książce, autor, wyciągniemy jakiś morał, naukę, lub nacieszymy oczy ciekawą historią. W wielu miejscach pojawiają się przypisy, które uwiarygodniają pewne osoby, sytuacje, miejsca, czy zdarzenia, albo oznajmiają, że są fikcyjne i wyjaśniają nam, na czym polega ich magia.
„Baśni…” jest dziesięć i wraz z przedmową – jedenastą – stanowią niesamowitą mieszankę osobliwości. Dlatego, już na samym początku, autor wysyła ostrzeżenia dla potencjalnego czytelnika, tłumacząc mu dokładnie, dla kogo przeznaczona jest jego książka. A kto, z całą pewnością, nigdy nie powinien jej czytać.
Autor, choć do Tolkiena z pewnością mu daleko, stworzył kilkanaście nowych słów, podając ich znaczenie i na zawsze wprowadzając je do osobliwego słownika książki. Do słów tych wraca w wielu miejscach, używa ich, wplatając, choćby przelotnie, w nowe historie.
W „Baśniach..” jak to z baśniami bywa, nie brakuje książąt, królewien, czarodziejów, gadających zwierząt, czy piratów. Ale tym, co wyróżnia tę książkę od całej reszty, jest z pewnością owa „osobliwość”, która wznosi baśnie na zupełnie inny poziom i nadaje im cechy wcześniej nie znane.
Czy „Baśnie…” powinni przeczytać wszyscy? Nie, nawet mnie, choć od wielu lat obracam się w podobnej tematyce, niektóre z nich wydały się mocno przesadzone.
Jest to książka należąca do cyklu Pani Peregrine, ale jako osoba, która przeczytała tylko jeden tom cyklu, mogę powiedzieć, że śmiało można je czytać, bez jego znajomości. Choć pewnie ucieka wtedy mnóstwo „historii” i wiele znacznych odniesień.
Dla mnie dobra czwórka.
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 2017-06-19
Kategoria: Dla młodzieży
ISBN:
Liczba stron: 192
Dodał/a opinię:
Niezwykłą podróż, znana już z ,,Osobliwego domu pani Peregrine" i ,,Miasta cieni", trwa. Szesnastoletni Jacob odkrywa w sobie nową, potężną moc i wkrótce...
Życie Jacoba nie zapowiadało się ekscytująco. Pogodził się z myślą, że nigdy nie zostanie odkrywcą i nigdy nie będzie miał wielu przyjaciół. Ważne miejsce...