Częściej sięgam po romanse niż po książki typowo obyczajowe, ale nie ukrywam, że oba gatunki bardzo lubię i często do nich wracam. Czasami jednak czuję przesyt opowieściami, które są do siebie bardzo podobne i rzadko można znaleźć coś, co w znacznym stopniu by mnie zachwyciło. Z literaturą obyczajową bywa różnie, podobnie jak z innymi gatunkami. Autorzy mogą nam zaserwować naprawdę świetną powieść, w której przenoszą nas w zupełnie inny świat, i dzięki którym, poznajemy bohaterów, którzy są podobni do nas, a co się z tym łączy -- nie są wyidealizowani, albo kpią z czytelników i podają im na tacy miałkie historie, o których łatwo zapomnieć. Gdy na horyzoncie pojawił się Konkurs na żonę, nie mogłam mu się oprzeć i wiedziałam, że muszę go jak najszybciej przeczytać.
Sięgnęłam po tę książkę z kilku powodów. Jednym z nich była czysta ludzka ciekawość. Z twórczością Beaty Majewskiej miałam już styczność kilkakrotnie. Po raz pierwszy przy jej debiutanckiej powieści Eperu, którą wydała pod pseudonimem Augusta Docher. Następnie przyszła kolej na Anatomię uległości, w której autorka zaliczyła kilka potknięć. Pisarka nie ogranicza się do jednego gatunku i próbuje swoich sił na różnych płaszczyznach. W jej wydaniu czytałam już powieść młodzieżową i romans, a teraz nadszedł czas na historię w pełni obyczajową.
Hugo Hajdukiewicz to mężczyzna zbliżający się do trzydziestki. Lada chwila ma odziedziczyć majątek po wuju, jednak zanim stanie się jego pełnoprawnym właścicielem, musi spełnić warunki, które zostały określone w testamencie. Przede wszystkim, jak najszybciej musi zmienić swój stan cywilny. Młody prawnik nie zamierza rezygnować z dużego majątku, dlatego jak najszybciej obmyśla plan, dzięki któremu ma poznać idealną kandydatkę na żonę. Wkrótce w jego życiu pojawia się Łucja -- młoda studentka, która nie zna zamiarów Hajdukiewicza i nieumyślnie wpada w zastawioną przez niego pułapkę.
Dosyć gładko przemknęłam przez początek książki, aż w końcu dotarłam do momentu, w którym Hajdukiewicz spotkał się z Łucją, aby przekazać jej nagrodę za wzięcie udziału w konkursie. Od razu można było zauważyć, że nie zaiskrzyło między bohaterami. Mężczyzna w żaden sposób nie wydawał się być zainteresowany dziewczyną, choć początkowo wydawać by się mogło, że jest zupełnie inaczej. Był jednak zdeterminowany, aby w jak najszybszym czasie znaleźć żonę, dlatego nie wybrzydzał i postanowił zacząć się umawiać z Łucją. W zasadzie jedno spotkanie wystarczyło, aby studentka uległa urokowi przebiegłego biznesmena. Jednym słowem wpadła jak śliwka w kompot, myśląc, że Hajdukiewicz jest nią faktycznie zainteresowany.
Do tej pory zachodzę w głowę, jak można być tak łatwowiernym i naiwnym. Jestem zdziwiona, jak łatwo dziewczyna dała się podejść sprytnemu prawnikowi, który przekroczył niejedną granicę dobrego smaku. Łucja wmawiała sobie, że jak najszybciej powinna zakończyć tę znajomość, bo Hugo Hajdukiewicz nie jest dla niej odpowiednim mężczyzną, jednak mimo wszystko dalej ślepo brnęła w tę relację. Jej brak doświadczenia w związku z mężczyznami sprawił, że przy dwudziestoośmioletnim Hajdukiewiczu, robiła z siebie kompletną idiotkę. Przebywając z mężczyzną, zaczynała żartować, jednak nie były to zbyt udane dowcipy. Dodatkowo zaczynała gadać jak najęta, co niejednokrotnie doprowadzało i mnie, i bohatera, do szewskiej pasji. Nie bez powodu mówi się, że duży wpływ na zachowanie człowieka ma miejsce, w którym się wychował i ja całkowicie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Myślę, że to stąd wynika fakt, że Łucja jest nieobyta w świecie oraz jej relacje w sferze damsko-męskiej są na zerowym poziomie. Dopiero potem wzięła się w garść i pokazała, że nie jest tak słaba, na jaką wygląda.
Mimo mojej początkowej niechęci do Hugona Hajdukiewicza muszę przyznać, że to jedna z lepiej wykreowanych postaci, która wyszła spod pióra Beaty Majewskiej. Pisarka nie idealizowała go na siłę. Zrobiła z niego gbura, kłamcę i materialistę, który na kartach powieści przechodzi częściową przemianę. Nie każda kobieta chciałaby spotkać na swojej drodze takiego mężczyznę, ponieważ bywa bezwzględny, sprytny i podstępny.
Nie można też zapomnieć o pozostałych postaciach, które tworzyły fenomenalne tło. Bardzo mnie cieszy, że mimo wszystko autorka nie skupiła się wyłącznie na dwójce głównych bohaterów, lecz poświęciła wystarczająco dużo czasu postaciom, które odgrywały mniejsze, jak i większe role w powieści. Na moich ustach pojawiał się uśmiech, gdy ,,na scenę" wkraczała babcia Zofia, która była niezwykle ciepłą i dobroduszną kobietą.
Autorka starała się nakreślić i uwypuklić różnice między dwiema warstwami społecznymi. Częściowo udało się jej to, ponieważ czytelnik bez problemu mógł dostrzec, że bohaterowie pochodzą z zupełnie innych światów, liczą się dla nich odmienne wartości i mają całkiem inne priorytety. Nie mogło też zabraknąć różnic w sposobie wysławiania się bohaterów, jednak tutaj natknęłam się na zgrzyty, które nieco wpłynęły na odbiór całej powieści. Bo choć autorka starała się wyznaczyć wyraźną granicę, to jednak spolszczenie angielskich wyrazów nie okazało się dobrym posunięciem. Wydaje mi się, że młodzież (a do niej jeszcze się zaliczam) w dzisiejszych czasach nie posługuje się słowami typu rejczel czy dżez. Według mnie takie zwroty były wymuszone i niepotrzebne.
Dzięki wplecionym retrospekcjom książka nie nuży. Nawiązania do wydarzeń, które miały miejsce kilka godzin lub kilka minut wcześniej oraz liczne wspomnienia bohaterów sprawiają, że Konkurs na żonę nabiera głębi. Akcja powieści rozgrywa się w głównej mierze w Krakowie, a trochę rzadziej w mniejszej miejscowości, w której wychowała się Łucja. Początkowo myślałam, że tempo powieści będzie jednostajne, ale o dziwo, takie nie było. Autorka zaserwowała (ku mojej uciesze) kilka zwrotów akcji, mimo że w pierwszej chwili nic nie wskazywało na to, że takie zawirowania pojawią się na kartach powieści.
Autorka zgrabnie operuje słowem pisanym. Dialogi oraz poszczególne opisy nie są w żaden wymuszone. Bije od nich lekkość, co sprawia, że książka jest jeszcze przyjemniejsza w odbiorze. Zdecydowanie większy nacisk został też położony na emocje bohaterów, a nie na zbędne opisy, zwane potocznie zapychaczami. Mimo że to emocje odgrywają pierwsze skrzypce, to jednak zabrakło mi rozwiniętych opisów przeżyć wewnętrznych bohaterów. W książce dominuje humor, którego niestety nie jestem wielbicielką (mam bardzo specyficzne poczucie humoru), ale na pewno znajdzie on wielu zwolenników wśród czytelników, którzy postanowią sięgnąć po książkę.
Konkurs na żonę to książka, którą czyta się błyskawicznie. Ciekawie nakreślona historia, pełnokrwiści bohaterowie oraz przyjemny styl autorki gwarantują mile spędzony czas. To lekka i momentami zabawna historia, która wprawi Was w dobry nastrój. Mimo małych potknięć i uchybień jestem ciekawa, jak potoczą się losy bohaterów w drugim tomie. Bo choć autorka nie wniosła tą książką na literackie wyżyny, to jednak sprawiła, że miło spędziłam czas, czytając tę pozycję. Jeżeli jesteś fanką powieści obyczajowych, to śmiało sięgnij po Konkurs na żonę.
Informacje dodatkowe o Konkurs na żonę :
Wydawnictwo: Książnica
Data wydania: 2017-05-10
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
978-83-245-8265-5
Liczba stron: 304
Język oryginału: Polski
Dodał/a opinię:
Dakota
Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Tobie się chyba coś zrobiło z głową z tej miłości albo Ci zwoje mózgowe wyprostowałam zamiast włosów.
Więcej