Po zaskakujących „Śladach” i genialnym „Dygocie” z ogromną chęcią sięgnęłam po „Rdzę” Jakuba Małeckiego. Poprzedniczki trzymały poziom, porzeczka dla „Rdzy” zawisła wysoko.
Jak to w książkach Małeckiego bywa akcja dzieje się w małej miejscowości Chojny leżącej blisko Miasta. Szymka poznajemy w trudnym dla niego momencie, kiedy w wypadku giną rodzice, a on przeprowadza się do babci na wieś. Relacje tych dwojga są trudne, małemu ciężko się przyzwyczaić do nowej sytuacji, na Tośce ciążą echa przeszłości. Co innego przyjeżdżać do babci w odwiedziny, co innego mieszkać na co dzień, oporządzać króliki, sypać ziarno przepiórkom. To też opowieść o dorastaniu Szymka i przeżywaniu na nowo dla Tośki. Balast wspomnień, rodzinne traumy.
Głównym motywem powieści jest przyjaźń. Taka niewinna, dziecięca, między Szymkiem a Budzikiem. Dorastająca. Której ciężko przetrwać w późniejszym czasie, kiedy drogi się rozchodzą. Taka prawdziwa. Która odradza się wtedy kiedy trzeba. Od dziecięcych zabaw na torach, po… nie, nie zdradzę.
„Rdza” ma wiele wspólnego z wcześniejszymi książkami Małeckiego. Znów jest kameralnie, znów brzydko, los nie oszczędza. Język bogaty, plastyczne opisy, wyraziste postacie. Mała miejscowość, ale dramaty wielkie. Intensywność przeżyć i doznań, kameralność. Kalejdoskop. I znowu specyficzny styl autora – oszczędny w słowach, pełen niedopowiedzeń, przenikanie się warstw.
Rdza pojawia się dopiero gdzieś mniej więcej w połowie powieści. Od tego momentu coraz bardziej się wżera, nie pozwala przestać o sobie myśleć. Powleka bohaterów, przenika na czytelnika.
Mottem książki, tak nie lubianym przez Szymka jest powtarzane „Wszystko będzie dobrze”. Taki banał – dla jednych irytujące stwierdzenie, dla innych słowa faktycznie podtrzymujące na duchu. Taki trochę odrdzewiacz, lek na całe zło.
Dobra rzecz, szczerze polecam.
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 2017-09-27
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 288
Język oryginału: polski
Dodał/a opinię:
jutka
Lato 1926 roku. Stolarz Krystian Dzierzba rozpoczyna pracę nad trumną dla kobiety, która rzekomo umarła z tęsknoty. Szalona Leokadia jak co wieczór czeka...
Jestem błyszczącym, jasnym wężem i sunę przez poszycie. Głęboko we mnie tkwi gorące miejsce, które pulsuje w rytm lasu. Kiedyś miałem twarz i imię. ...