W 2007 roku miało miejsce może nie doniosłe, ale z pewnością ciekawe wydarzenie - Marek Krajewski otrzymał honorową Nagrodę Wielkiego Kalibru za wprowadzenie do literatury postaci Eberharda Mocka. "Widma" nie są pierwszą napisaną czy wydaną książką o Mocku, ale pierwszą pod względem kolejności spraw prowadzonych przez komisarza.
Jest rok 1919. Mock ma 36 lat, silny pociąg do alkoholu, zawsze czyste buty i lekką nadwagę. Jest kawalerem i mieszka z ojcem nad nieczynnym już sklepem rzeźniczym wuja w nędznej izdebce, do której wchodzi się przez klapę w podłodze. Pracuje jako asystent kryminalny w wydziale obyczajowym, a zakres jego obowiązków obejmuje głównie przesłuchiwanie i spisywanie alfonsów oraz sprawdzanie cór Koryntu pod kątem aktualności wpisów w książeczkach zdrowia. I nie wiadomo jak długo jeszcze by to trwało, gdyby nie dokonano odkrycia zmasakrowanych zwłok czterech młodych mężczyzn w marynarskich czapkach wraz z listem, w którym morderca wzywa Mocka do przyznania się do jakiegoś popełnionego w przeszłości błędu, a sam komisarz zostaje zwerbowany do wydziału zabójstw.
Ofiar (oraz listów) przybywa i szybko staje się jasne, że morderca uśmierca osoby przesłuchiwane przez komisarza, co z jednej strony prowadzi do odsunięcia go od śledztwa, a z drugiej do jego nieoficjalnej kontynuacji przez Mocka przy wsparciu zaprzyjaźnionych zbirów z półświadka. Siłą rzeczy również komisarz analizuje swoją przeszłość, wspomina czasy nauki i wojny, a ze względu na makabryczność zbrodni dręczą go koszmary senne w akompaniamencie wyrzutów sumienia. Dzięki temu czytelnik ma wgląd w lęki i marzenia Mocka, a te są równie ważne co prowadzone śledztwo. Przeciwwagą dla podlanych alkoholem i nieco neurotycznych wynurzeń komisarza są rozważania mordercy, krótkie lecz porażające chłodem i okrucieństwem psychopatycznego umysłu.
Głównym wyznacznikiem prozy Krajewskiego są opisy, zawsze drobiazgowe i sugestywne. Świetną, stylizowaną polszczyzną autor odmalowuje dwa przenikające się w powieści środowiska: dziwek i alfonsów oraz zdeprawowanej arystokracji ze świeżo uzyskanymi tytułami. Opisuje eleganckie restauracje i podejrzane speluny, wielkie domy bogaczy i nędzne mieszkanka biedoty, główne arterie i mroczne zaułki Wrocławia, gabinety i podwórka, stroje i zawartość talerzy. A wszystko spowite patyną sprzed wieku, w kolorze sepii, choć uprzedzam lojalnie, że jest to sepia pokryta brudem, smrodem i chorobami skóry.
Jako iż jesteśmy w międzywojennym Wrocławiu, trzeba też przygotować się na to, że większość nazw własnych, imion i nazwisk jest niemiecka, a na dodatek autor, będący z wykształcenia filologiem klasycznym, wkłada w usta Mocka łacińskie zwroty, sentencje i takież asocjacje. Moim zdaniem jest to kolejny plus powieści, a Krajewski ma dla mnie status arcymistrza kryminału retro.
Informacje dodatkowe o Widma w mieście Breslau:
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2005 (data przybliżona)
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
83-7414-115-8
Liczba stron: 294
Dodał/a opinię:
Sprawdzam ceny dla ciebie ...