Bo miłość nie jest taka prosta. Przeszłość zawsze wraca. Tom 2, część 4.
-Dzień dobry Harry.- Uśmiech natychmiast pojawił się na jego twarzy.
-Roxana?
-Tak, to ja.- Przywitała się z bratem i stanęła obok łóżka.
-Tyle czasu cię nie było.- Sam nie wiedział co powiedzieć. Cieszył się.
-Wiem, ale teraz jestem. Jak się czujesz?
-Nawet dobrze, choć nieco martwi mnie, co będzie po operacji.
-Jak to co? Zobaczymy się.- Powiedziała ciepłym głosem.
-Jeśli operacja się powiedzie.
-Czemu miałaby się nie udać? To bardzo dobry szpital.- Nie powiedział nic. Jakby naszły go wątpliwości.
-Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.- Uścisnęła jego dłoń.
-A co z tobą? Zniknęłaś bez słowa. Wróciłaś czy znów zamierzasz przepaść jak kamień w wodę?- Spokojnym głosem rzekła:
-Jeszcze potrzebuję trochę czasu.
-Spotkasz się z Mikem?
-Nie i proszę nie mów mu, że tu byłam.
-Myślisz, że…- W tym momencie przerwała im pielęgniarka. Roxana musiała opuścić salę. Stała jeszcze chwilę i patrzyła jak Harrego wiozą na operację. Gdy drzwi sali się zamknęły, odeszła w swoją stronę.
***
Rozdział 16
***
Czternasty lutego to dzień znany każdemu, lecz nie przez wszystkich tak samo lubiany. Dzień zakochanych. Niektórzy powinni mieć sądowy zakaz świętowania tego dnia. Właśnie takiego zdania był Mike. Cała redakcja a właściwie jego żeńska część uważała to święto niemal za swój przywilej. Już na wejściu, każdego, kto wchodził do budynku witał naklejony na drzwiach Amor mierzący z łuku do serca. Kolejną oznaką walentynek były ciastka w kształcie serca sprzedawane w redakcyjnym bufecie. Całkiem przypadkiem w pokoju socjalnym nie działał dzisiaj ekspres do kawy. Choć mało kto wierzył w ten przypadek to niestety był zmuszony do kupna kawy właśnie w bufecie. Mike również chcąc napić się kawy musiał kupić ją właśnie tam. Nie robił tego chętnie, ponieważ atmosfera, jaka dzisiaj panowała strasznie go drażniła. Drażniło go też całe zamieszanie z powodu święta, które najbardziej i tak przeżywały te osoby, które zakochać by się chciały, lecz szczęście im na to nie pozwalało. Stojąc przy ladzie bufetu został niechcący potrącony przez Linde i jeszcze inną koleżankę pracy. Nawet tego nie zauważyły pochłonięte czymś niezwykle ważnym. Zamieniły kilka zdań z Teresą, bufetową i prawie wybiegły z powrotem. Mike spojrzał na oddalające się sylwetki i spytał niewiele starszą od siebie koleżankę.
-Wiesz może, czemu one od rana tak biegają?- Spojrzała na niego nalewając kolejnemu klientowi kawę.
-Nie słyszałeś o zbiórce?
-Jakiej zbiórce?- Wtem bufetowa Teresa uśmiechnęła się znacząco.
-Charytatywnej. Redakcja zbiera pieniądze między innymi ze sprzedaży tych ohydnych ciastek.- Wzrokiem wskazała mu serduszkowe ciasteczka.
-A dla kogo te pieniądze?
-Pawlicki ostatnio na jednym ze spotkań nie mógł się powstrzymać i chlapnął nieco za dużo swym językiem. Aby nie być gołosłownym postanowił dla świętego spokoju przeznaczyć jakąś kwotę na wsparcie remontu w domu spokojnej starości.
-Pamiętam, chodzi o tę historię ze strajkującymi pielęgniarkami i opiekunkami.