Bo miłość nie jest taka prosta. Tom 1, część 7. (Koniec tomu 1)
-Na pewno?- Upewniał się.
-Tak.
-Jeśli masz dość, odwiozę cię do domu.- Wykazywał więcej troski niż można było się spodziewać.
-Nie, wszystko jest w porządku.- Próbowała się uspokoić.
-Szczerze dziwie się, że przyszłaś dzisiaj.
-Czemu?- Zdziwiła się.
-Jest niedziela. Raczej nie zdarzało się abyś pracowała w weekendy.- Zaśmiał się.
-Chce to mieć za sobą jak najszybciej.- Już nic nie mówił. Wrócili do pokoju gdzie pracowała Roxana. Musiała zejść na temat Hoffmana i obrazu. Przygotowując się do malowania zaczęła rozmowę. Wiktor w tym czasie siedział w fotelu i przyglądał się temu, co robiła.
-Chciałbyś się czegoś nauczyć?- Zapytała go po pewnym czasie.
-Nie. Też potrafię co nie co ale w gruncie rzeczy mam inny fach w ręku.
-To znaczy?- Wstał i podszedł do stolika.
-Nalać ci czegoś?- Zapytał poza tym.
-Nie.- Odpowiedziała.
-Ja jestem od zadań specjalnych.- Upił łyk.
-Znam się na wszelkich zamkach, zabezpieczeniach, programach i innych gadżetach.- Mówiąc to słychać było dumę w jego głosie.
-Długo pracujesz dla Hoffmana?
-Od szesnastego roku życia. Wszyscy mieli mnie za nic a on docenił mój talent. Tak jak docenił twój.- Po kilku momentach dodała.
-Talent albo przekleństwo.
-Jakie znów przekleństwo.- Podszedł bliżej i stanął za nią.
-Spójrz na to. To co robisz jest piękne.- Mówił to dość namiętnym głosem.
-I złe.- ściągnęła go na ziemie.
-Nie bądźmy tacy szczegółowi. To nie ty kradniesz i podmieniasz te malunki.- Usprawiedliwił ją.
-Ale biorę w tym udział.
-Ty tylko malujesz. Jeśli to sobie uświadomisz wyrzuty sumienia przestaną cię dręczyć.- Odszedł kawałek od niej.
-Ile już podmieniono tych dzieł?- Spytała aby policja zanotowała jak najwięcej informacji.
-Aż tak cię to ciekawi?
-Nie tylko to.- Spojrzał na nią krótko lecz podejrzliwie.
-Trochę tego było. Nie tylko dla samego Hoffmana. Czasem wyświadcza przysługę znajomym. Tak to już jest. Im bardziej jesteś bogaty tym bardziej chcesz się otaczać drogimi błyskotkami.
-Był ktoś przede mną, kto zajmował się tym samym?- Nie ukrywał zdziwienia ale nie było w tym nic co mogło by go zaniepokoić.
-Owszem, ale Hoffman go zwolnił kiedy dowiedział się o tobie.
-Zwolnił?- Wiktor jakby tego nie słyszał. Roxana domyślała się, że stąd można zwolnić się tylko w jeden sposób.
-Kiedy cię poznał, był tobą oczarowany. Wcale mu się nie dziwie. Jesteś młoda, piękna i do tego tak utalentowana. Hoffman ma do ciebie słabość, tylko nie mów mu, że ci o tym powiedziałem.- Przyłożył palec do ust co dało jej znak aby zostało to między nimi.
-A kiedy mu się znudzę, to mnie zwolni tak?
-Sądzę, że nie byłby w stanie tego zrobić. Na pewno dałby ci wybór.
-Jaki?- Patrzyła na niego dziwnie.
-Zostać z nim, lub odejść. Jednak chcąc żyć wybór byłby oczywisty.
-Chcąc żyć?- Zapytała i poczuła znów chłód na ciele.
-Ale się rozgadałem! Nie mogę tak odciągać cię od pracy. Idę sprawdzić co u chłopaków.- Wstał, odstawił szklankę z której pił i wyszedł. Roxana ciągle była zdenerwowana. Próbowała się opanować i działać dalej według planu. Do końca dzisiejszej pracy zostało jej jakieś dwie godziny. Przez ten czas Wiktor się nie pokazywał.
Do czasu. W pewnym momencie wpadł do pokoju i tonem jakiego używał zwykle do ochroniarzy zwrócił się do Roxany.
-Oszukałaś mnie!
-Ja?- Nie musiała udawać zdziwionej, bo nie wiedziała o co mu chodzi. Jednak domyślała się.
-A kto! Myślisz, że nie wiem, że biuro jest pod obserwacją?!