Dupeczka

Autor: marcinjerzymonet
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

****

Wszystko zależy od przyjętej interpretacji. Georg Simmel pisał, że każda relacja między dwojgiem osób jest możliwa do powtórzenia, jest obiektywna jak geometria. Nie ma w niej nic wyjątkowego mimo, że takich prawd nie chcą słuchać zakochani. Dziś i ja nie chcę ich słyszeć. Czym to się skończy? Nie wiem. Nie potrafię odpowiedzieć sobie na to pytanie.

 Wiem, że Dupeczka już nigdy nie będzie tym samym. Obawiam się tego. Owszem – może ją przelecę.  Może zrobimy to już w kiblu tej kawiarni albo w windzie jadąc na moje, siódme piętro, ale tak skończy się  mit. To będzie koniec Dupeczki. Gdy poznam właścicielkę tych krągłości one same staną się zwykłe i nijakie. Pozbawię się snu. Chyba, że…. Pojawi się Coś. Wierzę w to jeszcze? Wierzę, że może się pojawić?

Zakładam  płaszcz.  Sznuruję  buty.  Jeszcze  papieros.  Jestem  zdenerwowany.  Lekko. Wszystko będzie jasne za kilka chwil. Spojrzenie na zegarek. 20.15. Jeszcze czas.

Kłęby dymu owijają małą lampkę przy łóżku. Gaszę peta w popielniczce na dywanie. Podnoszę się powoli, z wahaniem, jakby wszystkie czynności, które teraz wykonam były ostatnie, jakby trzeba było poświęcić im więcej czasu, by niczego nie żałować, niczego nie musieć „odkręcać”.

Przenikliwy chłód. Świeżo  po deszczu. Wyjście  przed hotel jest jak wypłynięcie  na szersze wody.  Otacza mnie ławica. Ludzka ławica. Tłum przelewający się przez te chodniki całymi dniami. Przechodzę na drugą stronę ulicy. Spojrzenie na zegarek. 20.27. Świetnie. Staję pod daszkiem kafejki. Obracam się by sprawdzić jak jest. Tak, jak obiecałem. W środku pusto.

Oparty o framugę kończę fajkę. Wypatruję. Kłucie w żołądku. Kolejne postacie mijają mnie beznamiętnie. Inne rozmawiają, gestykulują. Wrzask silników aut. Biały szal…? Nie. To tylko złudzenie  -fragment białej bluzki. Zegarek: 20.31. Jeszcze pięć minut regulaminowego czasu gry – ustalam sobie w głowie. Masa. Jest wszędzie dookoła. Jest jak morska łąka bujająca się głęboko w odmętach albo jak fala, jak jej przypływy i odpływy.

Mrowienie na karku. Pet gaśnie i unosi się w kałuży. Jest. Mrużę oczy. Jakieś 50 metrów. Biały szal, kapelusz. Wysoka kobieta. Idzie pewnie, ale spokojnie, nie za szybko. Obserwuje. Z tej odległości decyduje się jeszcze mnie nie rozpoznać. 30 metrów.

Widzę  kontury twarzy.  Widzę  coraz  wyraźniej….  Biały  szal.  Kobieta  zwalnia.  20  metrów. Zatrzymuje się. Ściąga wzrok z mego kierunku, jakby próbowała czegoś szukać, jakby chciała podjąć decyzję. Nagle skręca.  Wiem, że to ucieczka. Staje przed przejściem dla pieszych. Jej głowa znika w tłumie. Zielone światło. Tłum ludzki przechodzi na drugą stronę.

Biegnę. Przedzieram się przez masę. Wchodzę na pietę jakiegoś chłopca, szturcham ramieniem starszą kobietę.  Robię przepraszające gesty. Podbiegam. Biały szal. Łapię ją za ramię. Obraca

się.

 - Cześć Jane... – Ledwo dyszę. Znów zaczyna padać. Krople ściekają mi po czole. - Zauważyłem cię, stałem tutaj…

- Cześć - odpowiada cicho.

-  Wiesz…  Pomyślałem,  że  jeśli  masz  chwilę…  Może  moglibyśmy   usiąść?  Pogadać  o kontrakcie..?  Miałem do ciebie dzwonić, a właściwie to nic nie robię…  – Moja twarz jest karykaturą samej siebie, nie widzę jej, ale wiem. – Może… Kawa?

Wzrok Jane błądzi gdzieś na wysokości kolan. Unika mojej twarzy. W końcu podnosi głowę.

- Tak. Właściwie to mam trochę czasu… - wypowiada z wahaniem. - Nawet chyba chciałam się napić kawy…

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
marcinjerzymonet
Użytkownik - marcinjerzymonet

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2012-10-31 20:58:11