"Jak zostałem mężczyzną"

Autor: Maryjusz70
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- Ee ! Kto bedzie specjalnie do Gniewczyny przyjeżdżał ? Zostało trzy pukosy, skończymy zara i święto.

Kolejne coraz trudniejsze pociągnięcia kosy, kolejne coraz trudniejsze przełożenie pszenicy na powrósło i związanie snopa, kolejne kilka skręceń pszenicznej słomy tuż pod powrósłem. Koniec ! Jeszcze tylko złożenie snopków w dziesiątki, przykrycie ich snopkiem w formie zgrabnej czapy i gotowe. Można wracać.

Ostatnie promienie słońca oświetlają zżęte pola, ugory i łąki, a wąską ścieżynką pośród rowów i miedz, utrudzeniu żniwiarze z wielkim wysiłkiem naciskają na pedały rowerów. Z twarzy zniknął gdzieś poranny zapał, a jego miejsce zajęło spore wycieńczenie, ale z dużą dawką satysfakcji z wykonanego ciężkiego zadania.

Podsumowaniem całodziennego wysiłku były cztery jakże wiele znaczące zdania. Dwa w formie pytania wypowiedziane przez wujka i kolejne dwa stanowiące udzieloną z ogromną satysfakcją odpowiedź niezmordowanego starszego już wiekiem kosiarza :

- Poodkaszana pszenica w Gniewczynie ? Możemy jutro jechać ?

- Już całe wykoszone ! A co to dla trzech dobrych robotników pół morgi !

Trzech robotników ! Jestem jednym z trzech dobrych robotników na równi z dziadkiem ! To ci dopiero satysfakcja, ale może już za kilka dni będą prawdziwe żniwa.

Traktorowe żniwa !

 

***

 

- No to zaczynamy ! Ruszaj młody traktorzysto ! - wykrzyknął w moim kierunku z werwą wujek Euzebiusz siedzący na kosiarce, ciągniętej przez żółtą trzydziestkę za kierownicą której ochoczo zasiadałem.

Traktor ruszył z kopyta, a zaczepiony do niego rolniczy wehikuł wprawił w poprzeczno-zwrotny ruch świeżo naostrzone zęby kosiarki, które cięły tuż przy ziemi źdźbła dojrzałego, wysokiego żyta. Co kilka metrów, kiedy na kosiarce zebrała się dostateczna ilość zżętego zboża, operator kosiarki trzymający w rękach specjalistyczne drewniane grabie służące do równego układania plonów, zwalniał odpowiedni mechanizm maszyny i stosy dorodnego żyta zrzucane były na rżysko. Stosik nie mógł być ani za duży, ani za mały. Ilość zboża musiała być odpowiednia do późniejszego sformowania snopka, którym opasywany był zrobionym ze zboża powrósłem. Praca operatora kosiarki, którego dodatkowym wyposażeniem był chroniący od palącego sierpniowego słońca beret z antenką, nie była więc łatwa i wymagała nie lada wprawy i sprytu. Operator ciągnika miał natomiast znacznie łatwiej. Moim zadaniem było jedynie prowadzenie rzymskiego niedźwiedzia z prędkością dostosowaną do pracy dysponenta zespołu pojazdów i takim torem, aby boczne zęby kosiarki cięły możliwie najszerszy łan zboża. Łan nie mógł być natomiast za szeroki, bo wtedy nadmierna ilość żyta blokowała pracę ostrza, a ciągnik tratował rośliny. Nic prostszego. Łatwizna. Łatwizna, ale dla kogoś pracującego od dziecka na roli, a nie wakacyjnego pomocnika, dla którego praca ta jest jedynie przerywnikiem w lekturze przygód Onufrego Zagłoby i jego druhów z pierwszej części sienkiewiczowskiej trylogii. Połączenie tych dwóch zajęć może być bowiem dosyć niebezpieczne.

Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Maryjusz70
Użytkownik - Maryjusz70

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-03-31 13:22:48