Klub jeździecki

Autor: smtk69
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- Osiemnastoletnia whisky, prezent od jednego z klientów – powiedział adwokat pstrykając wypielęgnowanym paznokciem w szkło. - Smakuje panu?

- Bardzo... - odszepnął Leon usiłując przyzwyczaić się do nieco ekscentrycznego jak na jego gust smaku.

- Doskonale. Przejdźmy zatem do rzeczy. - Adwokat obszedł zajmujące sporą część gabinetu biurko i zainstalował się w głębokim, skórzanym fotelu. Splótł dłonie na wysokości nieco spiczastego nosa i popatrzył przeszywająco na swojego klienta. Leon poczuł się prawie tak samo nieprzyjemnie jak podczas spotkania z sołtysem.

- Skąd się pan o mnie dowiedział? - głosem precyzyjnym jak skalpel spytał adwokat.

- Ja... - Leon przełknął szybko alkohol i odchrząknął - no cóż, po tej aferze z platformą wiertniczą, to pana pokazywali często w telewizji. Pewnie, że nie myślałem, że mnie stać będzie na takiego sławnego prawnika, ale kumpel mnie powiedział, że w pewnych sprawach da się z panem dogadać, co do ceny w sensie. No więc zadzwoniłem, bo jak pan się nie zgodzi to i tak już mi wszystko jedno...

Lekki uśmiech błysnął spod palców adwokata.

- Niech pan da na wódkę temu "kumplowi", bo dzięki niemu będzie pan miał najlepszego adwokata w branży i to w dodatku za cenę, na jaką z pewnością będzie pana stać.

- Aha - Leon nadal nie był przekonany, co oczywiście nie uszło uwadze adwokata.

- No dobrze, postawmy sprawę jasno - podszedł do okna i gestem zaprosił Leona, żeby do niego dołączył. Wyjrzeli na ulicę. - Widzi pan tego starego rupiecia? Zielony Renault 19 po drugiej stronie jezdni. - poczekał aż Leon zlokalizuje pojazd i dodał - a teraz niech pan popatrzy na tego czarnego Audi co stoi tuż obok i niech mi pan powie, czy da się tak zrobić, żeby mój samochód wyglądał lepiej od niego?

- Pewnie - Leon ożywił się nieco czując znajomy grunt pod nogami. - W każdym razie nawet najlepszy samochód bez tuningu nie nadaje się, żeby nim wyjechać do ludzi.

- W pełni się zgadzam. I dlatego od dwudziestu lat nie zmieniłem samochodu. Można powiedzieć - położył dłonie na ramionach Leona - że ten samochód czekał właśnie na pana, Leonie. A zatem zgadza się pan na taką zapłatę?

- No, musiałbym jeszcze wiedzieć czego dokładnie pan oczekuje. Wie pan, niektóre części są bardzo drogie...

- Obdarzam moich klientów całkowitym zaufaniem. Pozostawiam Panu ocenę na ile moje usługi są dla pana warte. I co najważniejsze - jego wzrok nabrał jeszcze intensywności a dłonie, ciągle opierające się na ramionach Leona stały się nagle ciężkie i niemal gorące - domagam się zapłaty jedynie w przypadku wygranej sprawy.

Leon ledwie kiwnął głową ale to zupełnie wystarczyło adwokatowi. Uwolnił klienta zarówno od swojego wzroku jak i uścisku i wrócił w dwóch susach za biurko.

- Skoro formalności mamy już za sobą, niech mi pan opowie w szczegółach o tej historii z sołtysem.

Leon odetchnął głęboko i łyknął jeszcze odrobinę alkoholu. Wcześniej, przez telefon, opowiedział adwokatowi jedynie o ultimatum, teraz więc cofnął się aż do tego feralnego dnia, kiedy syn sołtysa pojawił się na jego podwórku ze swoją okrągłą pryszczatą gębą i dziesięcioletnim Cinquecento. Leon wziął się do sprawy poważnie, wydał kupę kasy na części i po dwóch tygodniach oddał cacko, które spokojnie można było wystawić do castingu Fast and Furious. Syn sołtysa samochód wziął, gęba ze szczęścia zrobiła mu się jeszcze bardziej okrągła, zrobił turę po podwórku rycząc nowymi tłumikami i przed odjazdem zapowiedział, że zapłaci jego stary, sołtys znaczy się. Po czym bez najmniejszego do widzenia pognał na dyskotekę.

Sołtys pojawił się za dwa dni. Obejrzał sobie warsztat, nawet zrobił fotkę na pamiątkę, po czym zaproponował, że zapłaci jedną trzecią. Leon cierpliwie wytłumaczył, że same części kosztowały go więcej nie wspominając o robociźnie. Sołtys zwierzył się wówczas, że do jego urzędu wpłynęło już kilkanaście listów donoszących o nieznośnych hałasach jakie cały dzień a często i w nocy nękają okolicznych mieszkańców. Jeśli do tego dodać wariatów pędzących po wsi z niedozwoloną prędkością, a którzy, jak powszechnie wiadomo, są klientami Leona, to stawia to jego, sołtysa, w bardzo niewygodnej sytuacji. Sołtys byłby więc bardzo zobowiązany, gdyby Leon okazał mu nieco wdzięczności za ignorowanie tych donosów. Leon jednak uniósł się honorem i propozycji nie przyjął. Co sprawiło, że kilka dni później sołtys pojawił się w lakierkach i gajerze z tym swoim ultimatum oraz wywołanym zdjęciem warsztatu jako dowodom dla urzędu skarbowego.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
smtk69
Użytkownik - smtk69

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2012-10-23 13:36:46