„Marzenia, wolność i miłość, Proza życia wymieszana z wierszem”

Autor: pinokio
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Żartowałem z tą komórką. Mam murowaną piwnicę. Widziałem nie raz sytuację jak znajomi wracali się z połowy drogi do domu po telefon.

Kto by w tych czasach się ruszył gdziekolwiek bez telefonu? Można zapomnieć o dokumentach, pieniądzach, nie zapłaconych rachunkach, nieodebranym dziecku z przedszkola na czas, ale nie o komórce. Biedne, smutne, stęsknione dzieciątko. Ostatnie na pustej sali z przedszkolanką nerwowo trzymającą wibrującą słuchawkę. Doszedł SMS od niezadowolonego męża czekającego na żonę z zimną pizzą na telefon. To nie żaden problem. Czteroletni maluch wyciąga komórkę z dużym wyświetlaczem, bajecznymi grami i numerem do rodziców. I co? Rodzic wraca się po telefon do domu, a tam się przypomina zapomniana pociecha. Jak tu żyć bez prawdziwej komórki? Kto pamięta duży aparat z ciężką słuchawką i tarczą z silną sprężynką do wybierania numerów? Uwiązany kablem w centralnym miejscu domu. Tak by każdy domownik mógł swobodnie odebrać nadchodzące połączenie. Może nie do końca swobodnie. Okropnie denerwujący dzwonek, tak żeby nie przegapić rozmowy. Telefon w korytarzu, a tu człowiek leci na pysk z piętra z wywieszonym językiem, po śliskich drewnianych schodach.

Nie zdążyłem... , może jeszcze zadzwoni. Nie zadzwonił. Gips z ręki ściągnęli za dwa miesiące. Można było też zaszpanować. Ładna pogoda, park i deptak. Ważne było żeby był gwar na dworze. Telefon, piękna niebieska budka, prawie komórka. Numer do dziewczyny:

Hallo, w domu jesteś?

No jak kochanie? Nie słychać? Z komórką na dworze!

Doczekałem się. Ładna,ciężka i duża. Moja pierwsza komórka. Wolność słowa. Wystarczyło wziąć samochód i jechać na górkę. Telefon w dłoń, ręka w górę. Jest zasięg, tylko jak tu wybrać numer?

Wracając do faktów to polubiłem na nowo swój samochód. Przestał się psuć jak ręką odjął. Wystarczyło nim nie jeździć przez pół roku i jak działał tak działa, nic nie zepsułem. Wcześniej to było mniej ciekawie.

To jest samochód z charakterem, on jeździ kiedy chce a nie jak go potrzebuję. Szczególnie mnie ucieszył jak byłem w odwiedzinach u wujków na pomorzu. Taki dumny byłem jak tam się zaprezentowałem.

Ciężko pracowałem na niego i trzeba było wypróbować w trasie jak to robię z każdym nowo zakupionym gratem. Lśniąca karoseria, piękny grafitowy lakier, duża ślicznie wyprofilowana maska przysłaniająca potężny motor. Czterocylindrowy kopcący diesel z zabezpieczeniem odcinającym paliwo. No śliczna myśl techniczna jak na wieś. Nie można mieć wszystkiego, ale jak na nowo zakupione auto to wygodne i sprawne. Nie ma co gadać auto jak auto, a tu wieś, koniec tygodnia i zamknięty sklep. Czyli to co kocham najbardziej, wolność, potężne piękne lasy, kolorowe pola, świeże powietrze, aż człowiek potrzebuje zapalić bo płuca pękną z rozkoszy. No i co najlepsze? Daleko po piwko i kiełbasę, a drewno na ognisko czeka. Trzeba odpalić lśniącego diesla, to odpalił. Przecież to solidna niemiecka konstrukcja, nie do zajeżdżenia, tak mówią. Zbieramy się, jedziemy. Do głównej drogi prowadzi mniejsza drużka asfaltowa, połatana bardziej niż moje dawne spodnie z przedszkola. Dwa kilometry do cywilizacji. Gdyby nie drogowskaz, który sołtys kazał założyć pod przymusem zmęczonych ludzi ciągłymi pytaniami turystów o drogę, to rzekłbym, że to droga bez powrotu. No skłamałbym, ma powrót, bo ta miejscowość to jedno większe rondo. Nie da się zgubić, ale zawrócić na pewno. Nie mogę narzekać bo spędziłem tam cudowne chwilę jako młody człowiek.. Wracając do drogi to już dojeżdżamy, znaczy ja z kuzynem, do głównej. Było by świetnie uwinąć się szybko z zapasami na oczekiwane przez mieszczucha ognisko, odprężyć się i porozmawiać z rodziną i dawnymi przyjaciółmi z dzieciństwa. Po co? Przecież lepiej się zatrzymać dwieście metrów przed krzyżówką, bo samochód gaśnie. Mało tego, wydaję się wszystko sprawne, paliwo jest. A warsztat i mechanik? Kto by szukał i gdzie na wsi w weekend trzeźwego mechanika? To nie motorynka czy trabant, żeby śrubokrętem i młotkiem naprawy w polu robić. Ognisko nie zając, nie ucieknie, a ślinka leci, lodówka piwko ziębi... w sklepie. Jeden koma osiem do podwórka, przewietrzę płuca, kuzyna czeka wędrówka po ciągnik. Na lawetę nie ma co liczyć. Czekam, przypalam jeden, drugi, trzeci, ...no huk niesamowity. Jedno cylindrowy ciągnik wraca do życia. Mimo wszystko się ciszę, że go słyszę. Długo się cieszę bo to się strasznie wlecze. Zaholowany do garażu, wstyd, silnik nie do zajeżdżenia właśnie przestał jeździć. No nic idziemy się bawić z tym co jest, a rano kuzyn majsterkowicz zajrzy pod maskę ratować mój dorobek.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
pinokio
Użytkownik - pinokio

O sobie samym: ”...Powiedzieć można wszystko i wszędzie, Ja wolę pisać, bezpieczniej będzie...”
Ostatnio widziany: 2016-04-14 19:24:21