Mistrzowie Pokory

Autor: plum
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

            - Bywaj – mruknął Asmodeusz patrząc na mnie spode łba. Zapewne wiedział, że planuję działać wbrew jego radom.

 

 

            Praga… Stolica magii i alchemii. Mimo to nie przepadałem za tym miastem. Miało w sobie coś odpychającego. Jakiś charakterystyczny odór, odrzucał nie tylko mnie, ale i większość moich pobratymców. Asmodeusz też nie lubił tego miasta, ale jego niechęć można było akurat zrozumieć. Jakieś sto pięćdziesiąt lat temu spił się do nieprzytomności w jednej z praskich karczm. Rzecz jasna nie pił sam. Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności, kilka lat po tym incydencie jego kolega do kieliszka stanął na czele Taborytów. Asmodeusz do tej pory nie wie, że to ja rozmawiałem z Żiżką bezpośrednio przed rozpadem głównego nurtu wiary husyckiej.

            Tutaj również panowała piękna, majowa pogoda. Ludzie gonili za swoimi sprawami, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi. Ciesząc się słońcem, pokonywałem powoli praskie uliczki, kierując się do małego domku na obrzeżach. Ów domek należał do pewnego Żyda, który był mi winien więcej niż jedną przysługę. Nie chwaląc się, z pomocą mojej skromnej osoby udało mu się zbudować golema. Fakt, pierwszy troszkę nie wyszedł. Był robiony po kilku butelkach wytrawnego wina, ale to przez złą jakość mułu rzecznego całą robotę szlag trafił (dosłownie).

            Domek stał wciśnięty pomiędzy dwa inne, nieco większe domy. Przez małe okna nie było widać za wiele. Zapukałem cicho w masywne drzwi. Ze środka dobiegł jakiś słaby głos. Po chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich młodzieniec o czarnych włosach. Sylwetka Żyda przypominała sylwetkę niedźwiedzia: wysoki, barczysty o mięśniach godnych Aresa[3].

            Salomon Boberman, przywitał mnie z uśmiechem. Z wnętrza domu dopłynął do mnie zapach alkoholu i grochówki.

            - Witaj Salomonie – uśmiechnąłem się kącikiem ust – Poświęcisz mi kilka chwil?

            - Ależ jak mógłbym Panu odmówić… Proszę do środka – młodzieniec zaprosił mnie gestem do wewnątrz. Skorzystałem z zaproszenia dość niechętnie, majowe powietrze było takie czyste. Wnętrze domu było zagracone. W kącie stała jakaś dziwna aparatura, najprawdopodobniej służąca do pędzenia bimbru. Po podłodze walały się książki i puste butelki. Wszystkie przyrządy potrzebne każdemu adeptowi magii były złożone w jednym kącie tworząc górę magicznych śmieci.

            - W czym mogę pomóc? – zapytał Boberman siadając na zydlu – Proszę usiąść…

            - Dziękuję, postoję… Chodzi o pewną hm… Anomalię w okolicach Krakowa. Bariera magiczna niewiadomego pochodzenia.

            - Anomalie… Hm… I Pan chce, abym sprawdził jej pochodzenie i przeznaczenie?

            - Dokładnie tak. Wiesz, Salomonie, że sam nie mogę tego zrobić…

            - Wiem, wiem… Michał jest w mieście. Kiedy mam być w Krakowie?

            - Najlepiej jutro. O dziewiętnastej w gospodzie „Pod Diabłem i Gołębicą”?

            - Czy…

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
plum
Użytkownik - plum

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2016-02-25 19:37:31