Pewna historia, o niepewnej siebie. (3/4)
-Czemu żałujesz?
-Bo straciłam przez to przyjaciela. Uznał, że go oszukałam.- Dostrzegł łzy w jej oczach ale usiłowała je powstrzymać i dobrze jej to wychodziło.
-Chciałam zmienić swoje życie. Pokazać, że jestem kimś lepszym. A życie brutalnie zweryfikowało to, że jestem po prostu nikim.
-Przestań bredzić.- Wtrącił znudzony jej ciągłym użalaniem się nad sobą.
-Ja widzę przed sobą ładną dziewczynę, która jest lekko wstawiona i gada głupoty. Nie rozumiem po co chciałaś się zmieniać? Ruda peruka i krótka sukienka miała uczynić cię kimś lepszym?- Kiedy Remik mówił jej to prosto w twarz sama zastanawiała się nad sensem jej czynów. Żadnego jednak nie znalazła. Siedzieli w kuchni i rozmawiali. Choć nie znali się za dobrze nie przeszkadzało im to. Remik był starszy od Róży o jakieś pięć lat. Przynajmniej na tyle wyglądał. Okazało się, że był całkiem dobrym słuchaczem. Patrząc na szklankę, którą miał w ręku i w której zostało mu jeszcze trochę wina powiedział:
-Widocznie to nie był chłopak dla ciebie.- Gdy to powiedział zdał sobie sprawę, że brzmiał jak koleżanka dająca dobre rady.
-Ale to nie był mój chłopak. Oliwier to mój przyjaciel. Był.- Patrzyła na niego a Remik sprawiał wrażenie jakby nie wierzył w przyjaźń między dziewczyną a chłopakiem.
-Nazywaj to jak chcesz, ale nie powinnaś przez coś takiego niszczyć swojego życia.- Dopijał kończące się wino.
-Ono i tak nie istnieje.
-Tak. Tak. Tak. Już to słyszałem. Powinnaś wziąć się w garść i zacząć robić coś sensownego.- Spojrzała na niego nieco groźnie. To ona opowiada mu o swoim smutnym i nieudanym życiu a on śmie twierdzić, że to na jej własne życzenie.
-Chciałam ale za każdym razem nic mi nie wychodzi.
-Bo widocznie źle do tego podchodziłaś.- Patrzyła i czekała na jego kolejną genialną radę.
-Jestem trochę starszy od ciebie i też wiele rzeczy mi się udało albo nie udało ale to nie powód aby nic dalej nie robić. Zmarnujesz swoją młodość i dopiero wtedy będziesz płakać, że tak łatwo się poddałaś.- Zamiast ją pocieszać, zaczął ją drażnić. Chociaż miała ochotę kłócić się, że w ogóle jej nie rozumie to siedziała cicho. Po prostu wiedziała, że jednak ma rację.
-Tyle razy mnie wyśmiano, że straciłam chęć aby znów próbować.- Od razu zapytał:
-No i co z tego? Co cię obchodzą inni? Robiłaś to dla nich czy dla siebie?- Odpowiedź była oczywista.
-No właśnie.- Sam odpowiedział. Na szczęście wino się skończyło a zegarek w kuchni wybił drugą godzinę. Wstał i powiedział:
-Na mnie już czas. Ty też powinnaś się położyć.
-Chyba masz rację.- Przytaknęła. Widział, że jego słowa dały jej trochę do myślenia. Miał tylko nadzieje, że dzięki temu się pozbiera. Stojąc już w drzwiach odwrócił się jeszcze i powiedział:
-Gdybyś potrzebowała jakiejś porady przyjmuje piętro niżej, pod dwójką. Zapraszam.- Poczuła wtedy, że jej samopoczucie zaczyna wracać do normalności. Uśmiechnęła się choć dużo jeszcze brakowało do pełnej radości na jej twarzy. Remik wtedy wiele nie myśląc pochylił się i przytulił Różę lekko poklepując po plecach.
-Więcej wiary w siebie, dziewczyno!- Prawdopodobnie to wino dodało mu punktów do odwagi, bo normalnie miałby pewne wątpliwości czy tak wypada. Teraz się tym nie przejmował. Pożegnali się i każde z nich wróciło do siebie.
<><><>