"Po stronie cienia" - VIII

Autor: zibi16
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

            Jej główka teraz prosto zbliżyła się do mojej; jej oczy zajrzały natarczywie w moje.

            - Mój Kochany Zły Mężczyzno. Zrób to dla mnie… nie pij. – Kpiła? Chciała mnie upokorzyć? 

            Przecież mnie  kochała. Dlaczego mnie zdradzała? Zła. Zła.

            A teraz ten Pawełek….

            Kocha mnie ?

            Kocha?

 

            Zdradza, więc kocha.

            Ale jak może mnie zdradzać jeśli ze sobą nie spaliśmy? Ot… a przecież i tak boli.

            A skoro kocha, to dlaczego zdradza?

            …Pewnie nie kocha.

            Dusza to dziwny ptak. Nie ma jej, a fruwa, opada i wznosi się. Moja dusza starzejącego się mężczyzny, który nieopacznie pokochał dziewczynę młodszą o 40 lat, tylko opadała.

 

 

 

3.

 

            Szaleństwem trzeba się podzielić. Myśl godna filozofa.  Żyje sobie człowiek, a czas cieknie, a gdy przyjdzie ostatni moment, myśli nie ma, jest tylko pragnienie, by przy tobie był kochany człowiek.

            Zdrada wpisana jest w nasz krwiobieg.

            Umierała moja babcia, a ja myślałem tylko, że muszę się napić. Mówiła do mnie: „…wetknij… tę rurkę… tlenu… w gębę.” A gdy kilka dni temu umierał  mój ojciec, mały jak kłębek wełny, prosił o córkę:” …Niech… Dzidzia… przyjdzie”.   A mnie znowu chciało się pić.

            Zdrada wpisana jest w naszą krew.

            Lecz co to ma wspólnego z Joanną?   Czy miłość jest szaleństwem?

 

            Z  szaleństwem trzeba się pogodzić.

 

            …Matka wciąż popijał „ubota” w pokoiku sennym jak dzieciństwo, na podobieństwo różowego jaszczura zaklętego w bursztynie,  ja miałem chandrę, bo Joanna  nigdy nie będzie się ze mną pieprzyć – jak uroczyście powiedziała, z twarzą belfra lub higienistki; a dzień, jak zwykle  - umykał.

 

 

4.

                Matka ukończył  klasę akordeonu. Teraz patrzyłem na niego, siedzącego na wersalce, i dźwigającego na swej klacie tego krokodyla. Nie miał okularów; jego bielma dużych oczu  utwierdzały mnie w przekonaniu, że są pięknym akordem  w teatrze tragedio - komicznych grymasów  twarzy -  gdy grając,  śpiewał rewolucyjną pieśń..

            Był dobry. Pięknie grał i był autentycznie błazeńsko – szczęśliwy. Gdy kończył jedną, zaczynał drugą rewolucyjną pieśń.

            Przysiadłem obok niego na zydlu i zacząłem z nim śpiewać. Dwóch takich idiotów może sporo zarobić do kapelusza u mnie na Stawowej przy Żabce. Ale teraz moja krtań doznała odwilży i popłynęły z ciasnego pokoiku w kosmos słowa Marsylianki.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
zibi16
Użytkownik - zibi16

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2023-05-04 18:17:38