Ratchet & Clank: misja II: Marcadia, cz III

Autor: Rinoa017
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- Nie płacz, może udało mu się uciec… - Próbowałem ją pocieszyć, jednak na nic się to nie zdało. Zrzuciła kamerkę na podłogę i pobiegła, widziałem jeszcze jej nogi. Zaraz potem kamerka się wyłączyła.

Nie dziwiłem się Sashy, że tak zareagowała. Ostatnio cały czas żyła w ogromnym stresie. A wszystko przez to, że niedawno coś zaczęło się dziać na Veldin. Najpierw moja ojczysta planeta, a teraz jej – Marcadia. Co dalej?

Odebrałem jakiś sygnał. Kto to? Co to?

- Clank… Czujesz coś? Jakieś życie…

- Tak, mój radar wskazuje, że coś jest tutaj żywego. Pod tymi gruzami… - Odparł, wskazując mi kamienie pod nami.

- Szybko! – Wyrwało mi się, po czym zszedłem niżej i zacząłem podnosić głazy.

- Dzięki Al. – Wymamrotałem. Mam przecież na sobie jego nową zbroję, która wielokrotnie zwiększa moją siłę. Na szczęście… Przynajmniej podnoszenie tych ciężkich głazów przychodziło mi z łatwością.

Clank stał z boku, on nie miał tyle siły. Niestety. A ja dosyć szybko się męczyłem. Jednak wreszcie zobaczyłem jakiś frędzelek. Ogon… Marcadianie przecież mają ogony. Możliwe, że właśnie odnalazłem tego, kogo szukałem.

- Clank, chodź tutaj, pomóż mi. – Powiedziałem, podnosząc jeden z cięższych głazów. Nie miałem już siły, a nie mogłem puścić tego z powrotem. Mógłbym spowodować śmierć właściciela ogona. – Cl-a-nk… - Teraz już mówiłem z wysiłkiem, jednak udało mi się przenieść dosyć duży kawałek gruzu. Clank w końcu się ruszył i zaczął rozkopywać postać leżącą pod małymi kamyczkami i piaskiem.

Był to rosły Marcadianin. Widać było szczątki munduru bądź jakiejś marynarki. Złota broszka odpięła się i leżała obok z wykrzywioną igłą. Odznaka. Twarz wyglądała jakoś znajomo… Aż zbyt znajomo…

Ja znałem tylko jednego Marcadianina, nie licząc Sashy. A był to jej ojciec. Nie znałem jego imienia, jednak był dla mnie dużym autorytetem. Podjąć się prezydentury nad całą planetą… To dopiero wyzwanie.

Był nieprzytomny. Wyglądał okropnie. Wszędzie były zadrapania. Na rękach i prawym boku widziałem nadal jątrzące się rany, ciekawe, czy stracił dużo krwi. Możliwe, że stało się to dosyć niedawno, a może… Może bardzo, bardzo dawno…

Sasha… Sassa… Jakoś podobnie to brzmi. Czyżby był w tym jakiś ukryty sens? Później się nad tym zastanowię.

Clank zajął się jego badaniem. Ja się na tym nie znałem, więc wdzięczny byłem Clankowi, że to zrobił.

Ja za to wykręciłem numer do Sashy. Nikt nie odbierał. Cisza. Nie mówiło to o niczym dobrym.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Rinoa017
Użytkownik - Rinoa017

O sobie samym: Nie ma dobrej i złej strony. Są tylko dwa punkty widzenia...
Ostatnio widziany: 2024-05-17 10:52:45