Restaurator 10

Autor: klaudiuszlabaj
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

10. Wiosna była i przyjdzie znów.

 

Metalowe drzwiczki starego, kuchennego pieca otworzyły się szeroko i oświetliły czerwoną gorącą poświatą, twarz starej, zmęczonej kobiety. Dorzuciła łopatkę węgla do ust żeliwnego potwora, w rozżarzonej przestrzeni zatrzeszczało i zaiskrzyło aż drzwiczki trzasnęły z zadowoleniem zamykając w środku drogocenną energię, tak bardzo pożądaną zimą, a niedocenina latem.
Z końcem czerwca, wieczorem trzeba było jednak zapalić, bo stare kości dźwigające ciało o sporej nadwadze dokuczały już w tym wieku. No i ciepłą kolację trzeba było zrobić bo lada momet mógł syn wrócić i może jakieś dobre wieści przyniesie. Dobrze by było gdyby pracę znalazł. Cudem gdyby ją utrzymał. Kobieta westchnęła na myśl o nieobecnym chłopaku. Za co ją Bóg ukarał takim brzemieniem? Co ona złego zrobiła? Wyszła za pierwszego lepszego i żyć z nim nie umiała. Bo jak ksiądz z ambony mówił tak zrobiła. Wiernym trzeba było być. To była. Tylko mąż chyba spał na kazaniu bo wierny to on był tylko butelce. Żyła jak kościół nakazał a samo cierpienie w zamian dostała. Męża pijaka i syna takiego jak ojciec. Gorzej nawet, bo syn roboty żadnej znaleźć nie umiał. Na szczęście syn w przeciwności do ojca, drogę powrotną do domu zawsze pamiętał. Właśnie usłyszała jago ciężki krok na schodach. Znów się potykał. Wchodził na górę tak długo jak ona ale jemu nie starość przeszkadzała tylko gorzała w głowie. Otworzył drzwi i uśmiechnął się szeroko.
- Dobry wieczór matka!
- Józek kaj żeś polozł. Jak żeś rano wyszedł tak wracosz jak już ćma na dworze. Godej mi ino, robota jakoś znalozł? Albo zaś żeś na darmo się szwnedał z tymi pieronami!
- Matka a po co mi robota, żeby mnie zaś wywalili? Ja się do niczego nie nadaję. Liczyć dobrze nie umiem, mam dwie lewe ręce do roboty. Tylko debil by mnie zatrudnił.
- Oj synek, synek. To jak ty se w życiu sam poradzisz jak mnie zabraknie? Bez pracy to ty se baby nie znajdziesz!
- Jo i dziołcha? Matka a po co mi to. Robić mi się nie chce to do dzieci tym bardziej mnie nie ciągnie. A czego ja bym takiego dzieciaka nauczył? Żonglować pustymi butelkami tylko umiem, to co ja mam cyrkowca wychować? Kto dziś do cyrku chodzi? Mało tego w telewizji?
- Głupiś synek! A kto ci będzie gotował jak mnie zabraknie. Musisz kogoś znaleźć bo samemu to źle i nie po bożemu. Dzieci mieć nie musisz ale na kimś wesprzeć się musisz. A jak ktoś cię przytuli to i świat lepszym się zdaje.
- Matka! Daj spokój! Ojciec mnie ani ciebie nie tulił a świat i tak jest całkiem dobry. Kolegów mam dobrych to i kasa do życia się znajdzie. Masz!
Na stole wylądowało pięć banknotów stu złotowych, chłopak dumny z siebie usiadł przy stole i rozstawił szeroko nogi a ręce włożył pod pachy jak pan i władca domu. Matka usiadła obok syna, spojrzała ze smutkiem na pieniądze i westchnęła.
- Oj synek. Skąd ty te pieniądze bierzesz? Robisz z tymi draniami jakieś szemrane interesy! Co? Godom ci! Ty się jeszcze w jakieś nieszczęście z nimi wpakujesz!
- Ej tam! Matka przesadza. Oni mi są jak bracia. Krzywdy nie dadzą mi zrobić i traktują jak swego. A pieniądze... to pieniądze. Czy to ważne skąd jej mam. Nie ukradłem i to jest najważniejsze. Będzie na czynsz i coś do jedzenia... Właśnie! Ładnie pachnie! Co tam matka przygotowała?
- A nic specjalnego. Kaszy gryczanej z boczkiem i cebulą. Zjesz?
- Pewnie, że zjem. To pychota. Nic mi nie smakuje tak jak jedzenie od mamusi.
- Niech ci Bóg da zdrowie. No i miej trochę drobnej przyjemności z życia, bo tak mało go dostajemy. - Obserwowała z zadowoleniem jaką matce daje radość kiedy jej dziecko jest szczęśliwe, nie ważne z jakiego powodu. Może to być zwykły posiłek przed snem, aby z przyjemnym uczuciem pójść do łóżka i zasnąć z nadzieją na dobry sen i dobre jutro. Bardzo naiwne ale przyjemne i tak bardzo potrzebne.
Z trudem dźwignęła się ze skrzypiącego krzesła i zabrała pieniądze aby schować je do puszki po kawie stojącej w kredensie między cukrem i mąką. Tutaj, żaden procent ich nie utuczy bo znikną jutro pochłonięte przez długi jakie zostały jeszcze po mężu. Wróciła do syna i pogłaskała go po ramieniu.
- Oj synek, synek co jo bych bez ciebie zrobiła.
Gruby Józio nie odpowiedział tylko uśmiechnął się, nie wypuściwszy z dłoni łyżki i nie przerywając żuć sypkiej kaszy, ścisnął delikatnie dłoń matki płacąc jej za wszystko co dla niego zrobiła bezsłownym ''dziękuję''.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
klaudiuszlabaj
Użytkownik - klaudiuszlabaj

O sobie samym: Kim jestem? Ojcem pięcioletniej Weroniki, pisarzem, robotnikiem, kucharzem, melomanem, kinomanem, samotnikiem, rowerzystą, pasażerem autobusu 672 Wesoła-Katowice. W skrócie ale prawdziwie.
Ostatnio widziany: 2013-06-19 08:52:35