Restaurator 10

Autor: klaudiuszlabaj
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

 

***

 

 

 

Materac więziennej celi śmierdział jak cholera. Niejeden skazany już z niego korzystał. Ktoś kiedyś na nim umarł, zlał się, zesrał, porzygał. Był więc, więcej niż wyeksploatowany. Mimo tego osoba leżąca na nim w tej chwili nie czuła dyskomfortu. Co więcej, czuł on się jakby był na swoim miejscu. Spoglądał apatycznie w sufit z rękoma splecionymi pod głową. W ciszy trawił to coś, czego nie nazwałby obiadem. Chociaż było podawane na talerzu i w stołówce, a nie w chlewie i korycie. Naczelnik twierdził, iż podopieczni powinni przeżyć a nie degustować. Ale, z tą tezą tylko on się pogodził, a nie reszta współlokatorów z bloku. Kiedy więźniowie tłocząc się na  korytarzu, świetlicy i spacerniaku, wypełniali przestrzeń drwinami przekleństwami i śmiechem. Dawid odpoczywał i wspominał.

Nie był pewien jak tu się znalazł. Znaczy się wiedział za co! Ale dlaczego się tym nie przejął? Zmiękł? Poddał się? Uciekanie stało się bezcelowe. Nie. Może, trafił do domu. No bo nie było innego miejsca do którego by pasował. Wszędzie czuł się obcy. A tutaj był tylko numerem. Nie musiał myśleć. Klawisze robili to za niego. Spał na rozkaz, jadł na rozkaz, szczał i srał za pozwoleniem. Poddawał się rutynie i… łagodniał.

Albo… coś się w nim zmieniło po tamtej ostatniej spieprzonej sprawie. Z tym właścicielem małej restauracji. Tamta sprawa obudziła jakieś zapomniane emocje. Czuł się dziwnie. Jakby ustąpił ciężar, który dźwigał od dzieciństwa na swych barkach. Brzmiało głupio, ale nie mógł inaczej wytłumaczyć tego „rozluźnienia”.

Cały czas, czuł ucisk na karku. Chyba od tamtej chwili. Kiedy jako nastolatek pobił przeciwnika z konkurencyjnego gangu. Nie mógł powstrzymać złości. Nikt z tzw. przyjaciół nie powstrzymał go bo patrzyli jak osłupieli. Nie dawali mu szans bo był niższy, chudszy, nie przeklinał, nie szydził. A tamten niepotrzebnie go wyzwał w ten sposób. Jak ojciec. Ach ta złość. Nie przegoniona przebaczeniem ogarnie cię całego. Demon złapie cie w swe sidła i nie puści. Zaczniesz bić, bić i bić. Przestał kiedy tamten przestał się ruszać. Przestał za późno.

Skulił się odwrócił w stronę ściany. Zmienić myśli. Zmienić myśli! Na zniszczonej ścianie mieszały się nieprzyzwoite słowa. A między nimi ktoś psychiczny wcisnął oskarżające słowa: „Bóg ci nie wybaczy!” I nawzajem! Ja mu też nie wybaczę. Wybór?! Gówno nie wybór. Jako smarkacz nie wasz wyboru. To starzy powinni za ciebie wybierać!  Aaa… pierdolę. Spojrzał wyżej. Jest! Natchniony i utalentowany więzień wydrapał nagą kobietę. Stała nago odwrócona plecami ze skrzyżowanymi nogami. Zerkała ukradkiem znad ramienia. Twarz nie wyszła, można się było tylko domyśleć, że puszczała oko kochankowi. Chyba. Trudno odczytać mimikę twarzy z prostego rysunku. Ale pośladki wyszły cudownie. Zgrabne nogi. Krótkie rozczochrane, włosy. Przypominała mu Sylwię. Dziewczynę od jego ostatniego… Zamknął oczy i w pamięci usłyszał jej śmiech. Parsknęła kiedy chwytając mocno za uda gwałtownym szarpnięciem rozwarł jej nogi. Ta dziewczyna nie znała wstydu. A równocześnie była tak słodka. Po wszystkim, kiedy zasypiała i mówiła z zamkniętymi powiekami, coraz ciszej. „Jestem wykończona. Ale jak wstaniesz rano to zrobię… ci… smaczne… śniad…” Zasnęła. Szkoda, że wtedy nie został. Może nie kłamała? Nie kazałaby rano spierdalać. Wspólne śniadanie w tej dziwnie sterylnej, nieużywanej kuchni. Zadowoliłby się  suchym i spalonym tostem, byleby zobaczyć jak krząta się po kuchni. Pewnie i tak musiałby ją wyręczyć. Była dziecinna i niezdarna. Rozpieszczona dziewczynka bogatych rodziców. Fatalny wybór na żonę, nawet jeżeli majętną. A jednak uśmiechał się myśląc o niej. Tamtego dnia, gdyby został do rana wziąłby ją na kuchennym stole. Podgryzał szyję a ona pewnie by się darła „NIE, NIE, NIE”. Z uśmiechem. Czyli byłby to protest mało przekonujący. Na samą myśl o takiej możliwości, poczuł jak sztywnieje w kroczu. Aż chciało się sięgnąć w dół, ulżyć i zapomnieć. Nie. To bez sensu. Nie w dzień. Ten ciul drzemiący na sąsiedniej pryczy chciałby się jeszcze przyłączyć. Pieprzone zwierzęta! Zero samokontroli. Opanuj się! Sam musisz się kontrolować.

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
klaudiuszlabaj
Użytkownik - klaudiuszlabaj

O sobie samym: Kim jestem? Ojcem pięcioletniej Weroniki, pisarzem, robotnikiem, kucharzem, melomanem, kinomanem, samotnikiem, rowerzystą, pasażerem autobusu 672 Wesoła-Katowice. W skrócie ale prawdziwie.
Ostatnio widziany: 2013-06-19 08:52:35