Różyczka

Autor: Betelgeza
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

            Zgodnie z zapowiedzią poszły do miasta i kupiły miseczki dla kota oraz trochę kociej karmy. Różyczka na pewno się ucieszy! Jak tylko wrócą, nałożą jej trochę karmy, żeby sprawdzić, czy jej smakuje. Różyczka ostrożnie podejdzie i wszystko dokładnie obwącha, wymachując jednocześnie puszystym ogonkiem.

            J-124 uśmiechnęła się do swoich myśli. Jak dobrze, że ma Różyczkę! Nigdy więcej nie będzie samotna. Nie miała żadnych przyjaciół, poza, oczywiście babcią, ale babcia nie potrafiła biegać ani wspinać się na drzewa. Nie chodziła do szkoły, codziennie przychodziła do niej pani Anna i uczyła ją różnych rzeczy, co nie było łatwe, ponieważ dziewczynka od dwóch lat nie mówiła. Pewnego dnia zamilkła, jakby ktoś ją zaczarował i odebrał jej głos. Nikt nie wiedział, co się stało. Babcia z początku myślała, że to tylko taka dziecięca fanaberia, pomilczy trochę, a potem jej przejdzie. Nie przeszło. Były wizyty u lekarzy. Bardzo się bała. Bała się, że odkryją jej tajemnicę. Odkryją, że nie jest człowiekiem.

            Prawdę odkryła przypadkiem. Był ciepły wiosenny wieczór. Słońce świeciło mocno, śpiewały ptaki, staw sąsiada rozbrzmiewał rechotem żab. Siedziała na dworze pod otwartym oknem salonu. W środku siedziała babcia, rozmawiała z doktorem Tkaczykiem, który przyszedł, chociaż to nie była środa. W pewnej chwili doktor powiedział:

- Cieszę się, że J-124 tak dobrze się rozwija. To się rzadko zdarza w przypadku klonów.

            Do dziś pamiętała swój ówczesny strach. Nie jest człowiekiem! Jest klonem! Co to znaczy? Wiedziała, że klon to takie drzewo, niewysokie, z liśćmi w kształcie ludzkiej dłoni. Spojrzała na swoje ręce. ,,Przecież nie jestem drzewem.” W nocy śniły jej się drzewa. Olbrzymie klony wyglądające, jakby miały tysiące lat wyciągały ku niej gałęzie. Kiedy się obudziła, poczuła, że coś się zmieniło. Przestała mówić. Zaczęła słuchać. Przyglądała się żyjącym wokoło ludziom, jakby byli obcy. Miała wrażenie, iż od reszty świata oddzieliła ją nagle jakaś szyba. Zauważyła wiele dziwnych rzeczy. Dostrzegła na przykład, że inne dzieci nie tylko chodzą do szkoły, ale mają normalne imiona. Ją tylko babcia nazywała Olą. Lekarze nazywali ją J-124. Chodziła do lekarza częściej niż inni, choć nie czuła się chora. Ludzie w białych kitlach co miesiąc pobierali jej krew i oglądali każdy skrawek ciała. Zajrzeli pod powieki, do żołądka, poznali wszystkie komórki wątroby, jej mózg wręcz ich fascynował. Ona o nic nie pytała, wszystkie te zabiegi uznawała za konieczne. Przecież dorośli wiedzą, co jest dla niej dobre.

            Wreszcie, zmęczone upałem, dotarły do domu. Powitało je niecierpliwe miauczenie Różyczki. Rude ciałko wiło się pomiędzy ich nogami, prężyło się, wyginało, było wszędzie. Ostre, krótkie ,,miau” przeszło płynnie w długie, falujące ,,u”, kiedy babcia wyjęła jedzenie. Kotka, ciągle miaucząc, zakręciła się wokół własnej osi. ,,Nareszcie! Można jeść!” Obwąchała dokładnie miseczkę oraz jej zawartość, zjadła, umyła się i wystrzeliła przez otwarte okno prosto w jaskrawą zieloność ogrodu. Pędziła przez soczystą trawę, przez krzewy owocowe i róże, w końcu zniknęła wśród gałęzi jabłoni. Spoglądała na ten świat szczęśliwa i doskonale wolna.

 

***

 

            J-124 odpoczywała na gałęzi jabłonki. Patrzyła na ogród. Różyczka usadowiła się trochę wyżej na tej samej jabłonce. Mrużyła oczy, mrucząc z zadowoleniem, które wypełniało ją od koniuszka nosa do czubka ogona.

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Betelgeza
Użytkownik - Betelgeza

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2014-02-11 15:50:20