Różyczka

Autor: Betelgeza
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

            Pani Adela siedziała przy okrągłym stoliku na tarasie. Naprzeciwko niej usiadł doktor Tkaczyk. Pani Adela odgrodziła się od niego dzbankiem kawy. Trzymana w dłoni filiżanka drżała lekko, choć wieczór był ciepły.

- Czy to już postanowione? – Babcia odważyła się zadać pytanie.

- Tak. Jutro przyjadą po nią pracownicy opieki społecznej.

- Co się z nią stanie?

- Zbada ją komisja lekarska. Różni specjaliści ocenią jej rozwój. Ze wszystkich klonów jej stan jest najlepszy, jest duża szansa, że skierują ją na terapię. – Lekarz przerwał, żeby napić się kawy. Była taka, jaką lubił: nie za mocna, gorzka, czarna. – Jestem pewien, że jakość jej życia jest wystarczająco dobra, żeby…

- Żeby pozwolić jej żyć?

Doktor Tkaczyk nie odpowiedział. Patrzył na gorący płyn w swojej filiżance, studiował jego barwę i temperaturę. Milczał.

- Do jasnej cholery! – Pani Adela poczuła, że coś w niej pękło. Upuściła filiżankę. Biała porcelana rozbiła się na wiele małych kawałków. Kawa rozlała się na deskach. – Była już u tylu lekarzy, żaden nie potrafił powiedzieć, co się stało, dlaczego dziecko nagle przestało mówić! Skoro nie potraficie jej pomóc, zostawcie ją w spokoju!

            Doktor wstał, trochę zdziwiony jej wybuchem. Od początku wiedział, że nie będzie dobrą opiekunką. Zgłosiła się, bo była samotna, chciała mieć dziecko i takie tam. Jako jedyny sprzeciwiał się jej wyborowi, jednak pozostali członkowie komisji uznali panią Adelę za dobrą opiekunkę dla jednego z trzech klonów. Uległ w końcu pod naciskiem kolegów, lecz przeczuwał kłopoty. Przez osiem lat wszystko było dobrze. Pozostałe dwa klony, J-122 oraz J-123 cierpiały na różne schorzenia genetyczne, J-123 umarł w zeszłym roku. J-122 żył tylko trzy lata: jakość jego życia była na tyle zła, że Komisja ds. Etyki uznała, iż należy je skrócić. J-124 była jedyną szansą na powodzenie eksperymentu, mającego na celu stworzenie zdrowego ludzkiego klona. Niestety, w wieku ośmiu lat przestała mówić.

- Lepiej już pójdę. Proszę pani?

            Babcia nie odpowiedziała. Siedziała ze zwieszoną głową. Pod jej stopami leżały szczątki rozbitej filiżanki. Wokoło unosił się zapach kawy. Doktor Tkaczyk pomyślał, że powinien pomóc jej posprzątać. Zamiast tego bąknął pod nosem ,,do widzenia” i ruszył w stronę zaparkowanego przed domem samochodu. Zanim wsiadł, spojrzał na niebo. Tyle lat minęło, odkąd, wraz z młodszym bratem, siedział oglądając nazwy. Dawno temu ludzie ułożyli je w gwiazdozbiory, by nieskończoność zamknąć w stosunkowo łatwym do uchwycenia schemacie. Nieskończoność jednak zawsze uparcie im się wymykała. Doktor westchnął, wsiadł do auta i odjechał.

            Tymczasem J-124 nadal siedziała na gałęzi jabłonki. Nad głową miała to samo niebo, na które przed chwilą spoglądał doktor Tkaczyk. Uśmiechnęła się, jakby nagle pojęła coś naprawdę ważnego. Chwilę potem jej serce przestało bić. Ręce puściły gałęzie, bezwładne ciało spadło na trawę. Niedługo lekarze zbadają je, ustalą przyczynę śmierci i wyciągnął odpowiednie wnioski.

            Różyczka, wystraszona, zbiegła z drzewa i schowała się pod krzakiem róży. Nieświadoma życia ani śmierci czekała na świt.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

&n

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Betelgeza
Użytkownik - Betelgeza

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2014-02-11 15:50:20