Zielone jabłko

Autor: deora
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

zychodzisz tu codziennie, bo myślisz, że zachodzące słońce błyśnie na zielono. „Przychodzę, żeby zobaczyć ciebie” - pomyślał. - Nie, nie po to. Zresztą i tak tego nigdy nie zobaczę. - Więc nie wierzysz. To bujda, co? - Nie, to nie o to chodzi. - A o co? - Anka poczuła się swobodnie, jakby świat był znowu tak bezpieczny, jak powinien być. - Nawet jeśli zobaczę, to nie będę wiedział. Jestem daltonistą. Parsknęła szczerym śmiechem. I natychmiast złapała go za rękę i powiedziała szybko: - Przepraszam, przepraszam...- nerwowo puściła jego rękę - zawstydzona i zamachała ramionami, zupełnie jak ptak skrzydłami – i znowu usiadła, jak przedtem, po ptasiemu. Roześmiała się po raz pierwszy od dwóch miesięcy. Ale teraz wstydziła się tego. - Ja wiem, że to się wydaje śmieszne. - Chciała mu przerwać, ale powstrzymał ją wzrokiem. - Ja - po swojemu - widzę kolory. Tylko czasem inaczej je nazywam... Nie lubię się do tego przyznawać. - A mnie - powiedziałeś tak, od razu? - No tak, ale w końcu rozmawiamy o kolorach. Słońce dotknęło krawędzi horyzontu. - Pamiętam, jak byłam mała, chciałam żeby mama kupiła mi takie śliczne, zielone jabłko. Było takie gładkie i świecące, jak wypolerowane. Ale ona nie chciała mi go kupić. Wybuchnęłam płaczem, zaczęłam krzyczeć, tupać – na pewno widziałeś, jak to robią małe dzieci. Dostałam klapsa już w sklepie i dokładkę, jak wróciłyśmy do domu... Anka zaczęła mówić, i coś jakby w niej pękło, a może - jak w tej zabawie w szczerość – w zamian za jego sekret, poczuła, że musi mu coś dać... - A potem, potem – kiedyś, byłam chora, leżałam w łóżku z gorączką, a mama skakała wokół mnie, aż dziwnie się z tym czułam. „Teraz już wiem, że musiała wyjść, bo zabrakło jej wódy” - pomyślała Anka – i ciągnęła dalej: - I wychodząc do sklepu –– zapytała: „Co ci przynieść, słonko?” - tak powiedziała – „słonko” - tak słodko i ciepło - „może jakieś owoce?” A ja o nic nie poprosiłam. Pomyślałam tylko, że mama może mi przyniesie, chociaż jedno, zielone jabłko. I im dłużej jej nie było, tym bardziej byłam pewna, że tak będzie. Chyba zdrzemnęłam się nawet na chwilę, jak to w gorączce, i w tym śnie już je widziałam, czułam, dotykałam wargami pachnącej skórki... Aż w końcu obudził mnie chrobot klucza przekręcanego w zamku. Wróciła. - I co? - Przyniosła mi pomarańcze. Wpatrywali się z nadzieją w słońce, zanurzone do połowy w wodzie. - To jeszcze nie koniec. Potem znalazłam w łazience pudełko z mydłem, takim, no wiesz – zielonym jabłuszkiem. Pamiętam to doskonale – choć byłam mała, nie chodziłam jeszcze do szkoły... Tak ślicznie pachniało, prawie tak, jak w tym moim śnie. Nie mogłam się powstrzymać – i odgryzłam kawałek... Patrz! Teraz! Teraz! Zachodził ostatni skrawek słońca. Znieruchomieli oboje. Anka poczuła, że patrzy na nią, a nie w kierunku horyzontu. Błysnęło zielenią. „Niemożliwe” - pomyślała. „Wystarczy wierzyć.” Spuściła wzrok, odczekała chwilę i pokręciła głową. - Czerwone. - powiedziała. - Chyba już pójdę. - Przyjdziesz jutro? - Nie wiem. Może. Jak ty właściwie masz na imię? - Piotr. - Nie wiem, Piotrze. Wstała, poprawiła sukienkę i ruszyła w kierunku leśnej drogi. - Hej! - usłyszała za plecami – A ty? Odwróciła się. - Mówiłeś, że mnie znasz. Uśmiechnął się bezradnie. - Anna. - Do jutra, Aniu. Zrobiła dwa kroki tyłem – i znowu się odwróciła. Przeszła jeszcze kawałeczek, gdy ponownie dobiegł ją głos: - A to mydło, jak smakowało? Powietrze było ciepłe i rześkie. Poczuła nareszcie, że są wakacje. - Jak mydło! Wystarczy uwierzyć.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
deora
Użytkownik - deora

O sobie samym:
Ostatnio widziany: