Złodziej Prol +Ch1

Autor: Deamery
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

“Uciekaj, znikaj do cholery!” Pomyślał Loke, licząc że w jakiś magiczny sposób dziewczyna otrzyma jego przekaz i zacznie uciekać, było już jednak za późno. Zbir zamierzył się na bezbronną, a w następnej chwili kij świsnął w powietrzu, lecąc na spotkanie z czaszką dziewczyny. Zanim jednak nastąpiło zderzenie, pod osiłkiem nagle ugięły się nogi i opadł na kolana, wypuszczając z rąk kij, który ze świstem przeleciał nad głową dziewczyny, która w ostatniej chwili zdążyła kucnąć. Loke zebrał się w sobie i z całej siły wyprowadził uderzenie w tył głowy klęczącego przed nim mężczyzny, którego szczęśliwie powaliło kopnięcie w tył kolan. Zbir zaskoczony obrócił głowę, aby zobaczyć co się dzieje, nie spodziewając się uderzenia, przyjmując je w bok głowy. Mimo to uderzenie wyprowadzone z całej siły, w nie spodziewającego się go przeciwnika zdołało dokończyć dzieła, przewracając zdezorientowanego zbira na ziemię. Loke szybko przeskoczył nogi niedoszłego napastnika, gotowy do chwycenia dziewczyny i ucieczki, jednak los zdecydował się go ukarać za wtrącanie się w nie swoje sprawy. Noga, na której miał wylądować, nagle straciła stałe podłoże, przejeżdżając na czymś śliskim i wytrącając chłopaka z równowagi.  Poczuł jak upada na prawe ramię, które zaprotestowało głośno. Obrócił szybko głowę w stronę zbira, a ich spojrzenia na chwilę się spotkały. Nie mógł się powstrzymać przed porównaniem łysej, poznaczonej bliznami i o zniszczonej cerze głowy oprycha do łba świni. Nagle ten, jakby zdał sobie sprawę co zaszło, wydał z siebie ryk wściekłości, a jego paciorkowate oczy spoczywały raz na Loke’u, raz na dziewczynie, tocząc fale wściekłości, nienawiści i rządzy krwi.

-Zamorduję was!- wrzasnął, a następnie rzucił się jak zwierzę na Loke’a, który w momencie zrozumiał swój błąd i zabrał się do wstawania, zanim jednak zdążył podnieść się z kolan, goryl dopadł do niego, unosząc już pięść w potężnym uderzeniu. Niczym w zwolnionym tempie obserwował jak oprych wznosi rękę, która następnie niepokojąco szybko zbliża się w kierunku jego głowy. Zamknął oczy, wyczekując uderzenia, jednak zamiast tego do jego uszu doleciał okropny dźwięk noża wbijanego w ciało i nagły okrzyk bólu. Zaskoczony, otworzył oczy, goryl który jeszcze przed chwilą stał nad nim, przygotowując się do uderzenia, teraz klęczał dwa metry dalej, jedną ręką trzymając się za ramię. Poczuł jak ktoś nagle chwyta go za nadgarstek i został z całej siły pociągnięty do ucieczki. Dziewczyna ciągnęła Loke’a, który starał się wyrównać tempo swojego biegu i spowolnić bicie serca. Poganiany jednak przez ciągłe wrzaski rannego zbira, który już po chwili rzucił się do pościgu i ciągnięty przez drugiego człowieka, którego bieg był daleki od równego, nie był w stanie zrobić ani jednego ani drugiego. Ryki goniącego ich szaleńca oddalały się, najwyraźniej nie był w stanie utrzymać stałego tempa ze względu na ból powodowany przez ranę. Nagle, po kolejnym zakręcie oczom Loke’a ukazało się wyjście na jedną z ulic i budynek stojący dokładnie po drugiej stronie jezdni na którą prowadziło wyjście. Nie zdając sobie z tego sprawy, dziewczyna pociągnęła ich dokładnie tą drogą którą chciał przejść od samego początku. Loke pozwolił sobie na przypływ nadziei, że oboje wyjdą z tego cało, jednak była to tylko chwila, już sekundę później do uszu chłopaka dobiegł inny dźwięk, na zmianę podnoszący się i opadający, należący do zbliżającej się syreny policyjnej. Ryk goryla musiał zaalarmować mieszkańców, którym udało się sprowadzić tu policję. Dziewczyna zatrzymała się w miejscu, patrząc z zaskoczeniem w kierunku z którego zbliżał się odgłos syren. Było pewne że jeżeli teraz stąd wyjdą wpadną prosto na nadchodzących funkcjonariuszy i odpowiedzą za złamanie godziny policyjnej i za ranienie zbira, jednak jeżeli się cofną… Loke szybko przeleciał wzrokiem po otoczeniu, szukając jakiejkolwiek kryjówki, czegokolwiek co mogło za nią służyć, jednak z wyjątkiem kilku pełnych kontenerów na śmieci alejka wydawała się pusta… Nagle jego wzrok spoczął na jednym z nich, takim który wydawał się nie pasować do reszty. Mimo że było to tylko przeczucie, chwycił się go jako ostatniej nadziei i już po chwili odpychał go od ściany, aby choć odrobinę powiększyć szparę. Ktoś odpowiedział na prośby chłopaka i sprawił że jego podejrzenia okazały się trafne, a śmietnik okazał się ustawiony na zestawie ruchomych, niezablokowanych kółek. Z całej siły naparł na kontener, próbując przesunąć go choćby trochę, jednak ciężar napakowanych do środka śmieci sprawiał że było to niesamowicie powolne. Koło niego stanęła nagle dziewczyna, jakby dopiero co zrozumiała co robił. Po chwili udało mu się odsunąć go od ceglanej, nie pomalowanej ściany budynku na tyle aby można było się za niego wsunąć. Dziewczyna pchnęła Loke’a, ponaglając go, a następnie sama wsunęła się za nim za kontener. Ze względu na małą ilość miejsca, jedyną opcją jaką mieli było siedzenie na ziemi, z nogami wsuniętymi pod dno kontenera. Nie pozostawało im teraz nic innego jak liczenie na to że policja nie będzie przeszukiwała terenu z latarkami. Nagle od strony wyjścia zadudniły kroki i zastukały plastikowe tarcze i gumowe policyjne pałki. Kiedy był mały, Loke uważał policjantów za dziecinnych, ponieważ bawili się plastikiem i gumą, jednak w momencie gdy pierwszy raz zobaczył te “zabawki” w akcji, przestał się z nich śmiać. Nawet o tym nie wiedząc wstrzymał oddech, bojąc się że ktoś go usłyszy, czując że tak samo zrobiła przyciśnięta do niego bokiem dziewczyna. Policjanci mieli jednak na szczęście zajęcie, równo z nimi na uliczkę wypadł niesamowicie wściekły wielkolud, wydając ostatnie ryki, pozbywając się wcześniej gdzieś noża i brocząc krwią z głębokiej rany. Następnie zamilkł, gdy tylko zobaczył czekający na niego oddział. Loke nie mógł zobaczyć co się działo, jednak odgłosy uderzeń twardej jak kamień gumy o ciało, krzyki, a następnie jęki bólu wynoszonego zbira były wystarczające, aby wyobrazić sobie co mogło się tam wydarzyć. Policjanci jeszcze przez pewien czas przeszukiwali zaułki w poszukiwaniu osoby odpowiedzialnej za zadanie rany. Krzyki, komendy, stukanie niosły się przez noc echem, sprawiając że już po chwili niemożliwe było stwierdzenie gdzie znajdują się policjanci ani ilu ich jest. Ostatecznie jednak, znajdując jedynie zakrwawiony, porzucony nóż, który dzięki bogu zdążyły zapaskudzić szczury stwierdzili że sprawca uciekł, zebrali się i odjechali. Loke miał niesamowitą ochotę wyjść zza kontenera i odreagować stres jaki dopiero przeżył, jednak wiedział że niebezpieczeństwo jeszcze nie minęło i nie minie, aż nie dotrze do swojego mieszkania. Nagle dziewczyna ruszyła się, ostrożnie wypełzając zza kontenera, a po chwili Loke poszedł w jej ślady. Kiedy już stanęli na równe nogi, obróciła się w jego kierunku. To co wcześniej uznał za ładną, kobiecą twarz w rzeczywistości okazało się delikatną i niezwykle piękną twarzyczką, o delikatnych rysach i jasnej cerze, niepoznaczonej ani jedną skazą ani ubytkiem. Błękitne oczy ze spokojem i uważnie wpatrywały się w jego twarz, najwyraźniej go oceniając. Również jej ubranie okazało się być innym niż zakładał, szara bluza okazała się być jedną z rodzaju cienkich bluz, które ubiera się bardziej jako dodatek, niż dla ochrony przed zimnem, nieużyteczną przy obecnej pogodzie, a spodnie, których gatunku nie mógł się na początku domyślić okazały się być jedynie krótkimi spodenkami, sięgającymi połowy uda, odsłaniającymi zgrabne nogi odziane w pasujące do bluzy, szare trampki. “Nic dziwnego że tak o niej pomyślał…” Pomyślał Loke, z oczywistych względów zachowując te myśli dla siebie. Nagle jego wzrok padł na prawą rękę dziewczyny, znacznie ciemniejszą od drugiej, a skóra na niej miała nieregularny kształt, zdawała się chropowata i z licznymi bruzdami. Ręka wyraźnie krwawiła, a nieregularnymi kształtami musiały być uformowane z zaschniętej krwi strupy. “Kiedy ona się zraniła?”. Definitywnie miał co do dziewczyny dług, gdyby nie ona, najprawdopodobniej goryl skręcił by mu kark... Nagle dziewczyna obróciła się i bez słowa ruszyła w przeciwną stronę, Loke jednak nie miał zamiaru tak po prostu dać jej odejść. Sięgnął szybko i chwycił dziewczynę za nadgarstek krwawiącej ręki, a ona, zaskoczona, nawet nie miała czasu stawiać oporu gdy wyciągnął ją z kieszeni i przekręcił lekko w stronę słabego światła wpadającego z ulicy odsłaniając głęboki szkarłat krwi, który osadził się na skórze.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Deamery
Użytkownik - Deamery

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2018-10-17 12:09:00