Zgorzkniałość Jagi
Ślęczenie nad książkami zajęło jej dobre trzy godziny. Kiedy kończyła czytać o niepożądanych działaniach ostatniego zioła, wiedziała, że to zbyt trudne. Nadal nie wiedziała co zaszkodziło mężczyźnie. "A może jest na coś chory? Może to interakcja z jego chorobą, albo przyjmowanymi lekami?" - Ożywiona tą myślą pobiegła przeglądnąć jego bagaż. Być może znajdował się w nim owy tajemniczy lek, który zmienił działanie herbatki. Plecak nadal suszył się na sznurze. A jego rzeczy - o jakże było ich niewiele - wyłożone były na podłodze obok łóżka. Znajdował się tam tylko portfel, notes, ołówek, telefon, karty i kostki do gry, oraz małe dłutko. Nie był to pokaźny stosik. Jaga nawet nie przyglądała się kartom i kostkom. Jej uwagę za to przykuł portfel. Wiedziała, że może w nim znaleźć najważniejsze informacje. Otworzyła go i zobaczyła kilka banknotów, trochę monet, kartę płatniczą, zdjęcie kobiety, pojedynczy klucz i mały złożony papierek. Rozwinęła go i przeczytała w środku: "Przykro mi, ale już cię nie kocham. Nie możemy być razem. Żegnaj." Od razu poskładała go i odłożyła na miejsce z oburzeniem. "Jak można w liście zaimek osoby, do której się pisze, zapisać małą literą?" - Zniesmaczyła się w myślach i pomyślała, że pewnie dobrze, że z taką analfabetką już się nie spotyka. Nie poszerzało to istotnie jej wiedzy na temat chorób, które może posiadać. Zatem zajrzała do notesu. Tutaj dostrzegła kilka wierszy, szkiców, zapisany adres. Znowu nic jej to nie dało. Spojrzała jeszcze tylko na dłuto, zastanawiając się, czy umie rzeźbić w drewnie. I pomyślała: "Albo odkryję co zeżarł, albo umrze". Było to spokojne stwierdzenie, a nie panika. Jaga nigdy nie panikowała. Wiedziała, że koło życia jest nieuchronne i wcześniej, czy później, każdego zaprowadzi na koniec. Wróciła do kuchni i wlała w śpiącego Bożydara, pół szklanki wody. Potem jeszcze raz spojrzała na jego zastawione nakrycie. Na środku stołu postawił doniczkę z passiflorą. Do tej pory stała na parapecie, ale jej piękno faktycznie było porażające.
Widocznie chciał się nim delektować z bliska. Ona również lubiła tą niesamowitą roślinę. Była taka śliczna, a zarazem delikatna. I dawała jakże pyszne owoce. Jadwiga wiedziała że passiflora jest też trująca. Na szczęście tylko jej liście i niedojrzałe owoce. Spojrzała jeszcze raz na roślinę. W miejscu zielonego owocu ziała pusta dziura. Ktoś wytargał owoc, gdy ten był jeszcze zielony. "Czy ten pajac nie może choć przez chwilę pomyśleć?" - Zdenerwowała się na niego. Tak, właśnie rozwiązała powód jego choroby. Na szczęście, teraz kiedy wiedziała czym się zatruł, mogła podać mu odpowiednie zioła na złagodzenie zatrucia cyjanowodorem.
Następnego dnia Bożydar poczuł się lepiej. Tym razem spał przy palenisku, więc łóżko powróciło do użytku Jagi. Kiedy tylko wstała zobaczyła, że też się budzi. Nie była specjalnie nim przejęta, ale ucieszyła się, że jej nie umarł. Wiadomo, miałaby dodatkowy kłopot z grzebaniem jego ciała. Tym razem to ona przygotowała śniadanie. Jednak wcześniej zrobiła mu karczemną awanturę:
- I co ty sobie myślałeś, żeby wpierdzielać niedojrzałe owoce? - Krzyczała na niego.
- Oj tam zaraz niedojrzałe. Owszem, był trochę zielony, ale pomyślałem, ze tak piękny kwiat musi mieć boskie owoce. I chciałem poznać ich smak. - Tłumaczył się przymilnie.
- Ty jesteś w ogóle mądry? O mało co nie przepłaciłeś tego życiem!
- Ale się obudziłem. To znaczy, że miałem się obudzić. - Odpowiedział radośnie. Jaga załamała ręce. Wtedy spojrzał jej głęboko w oczy i rzekł zupełnie poważnie: - Czy wiesz, że z chwilą, gdy uratujesz komuś życie stajesz się za niego odpowiedzialna?
