„Małe kobietki” Luisy May Alcott to klasyka. Widać to zarówno po sposobie pisania, jakim posługuje się autorka, jak i po niektórych rozwiązaniach fabularnych np. bicie dzieci linijką po drobnych wykroczeniach. Coś takiego wydaje się w dzisiejszych czasach nieprawdopodobne, tak samo, jak i to, że to rodzice decydują nie tylko kiedy, ale że w ogóle dziecko pójdzie do szkoły.
Powieść opisuje losy rodziny March. Po wyjeździe głowy rodziny w służbie ojczyzny, opuszczona żona i cztery córki radzą sobie tak, jak tylko potrafią, czasem lepiej, czasem gorzej, ale zawsze z humorem.
Ich rodzina to protestanci; nie chodzą do kościoła, a matka pewnego dnia, gdy dziewczynki trochę podrosły, sprezentowała swym córką „książeczkę”, którą powinny czytać tak często, jak się da, najlepiej codziennie, czerpiąc z niej pociechę i naukę.
Każda z dziewcząt musi pracować w gospodarstwie; ma swoje, jak to określa pani March, drobne obowiązki, które zbytnio jej nie obciążają, ale za to stanowią ogromną pomoc dla matki w utrzymaniu w ryzach całego gospodarstwa. Każda z dziewcząt jest inna; Jo – marzy, żeby być pisarką, Meg chce błyszczeć w towarzystwie, Amy malować piękne obrazy, a Beth świetnie grać. Być może posiadają one niezwykły dar w tych dziedzinach, talent. Niestety, w tamtych czasach ciężko to sprawdzić, gdyż wymagałoby to wynajęcia prywatnego nauczyciela, na którego ich matki zwyczajnie nie stać.
Bardzo pomaga im jednak ich znacznie bogatszy sąsiad i jego wnuk, Laurie, który wbrew dziadkowi ćwiczy grę na pianinie. Talent ma po swej tragicznie zmarłej matce, o której nikt nie chce głośno mówić. Młody Panicz nudzi się, gnuśnieje i umiera za życia zamknięty w ciemnych, domowych ścianach do czasu, gdy poznaje cztery pełne życia siostry. Wtedy wszystko się zmienia. I to na dobre.
Jego twarz nabiera zdrowych rumieńców, ruchy mają w sobie więcej z życia, jest pełen energii do zabawy, rozwiązywania problemów i wszelkiego rodzaju działania.
Zmianę widać też w jego dziadku. Z zamkniętego w sobie, trochę nadętego, starszego pana, zamienia się po pewnym czasie w wesołego staruszka, który dopuszcza swe żywiołowe sąsiadki do swych największych skarbów: starego pianina, drogocennych obrazów, ogromnej biblioteki i ogólnie rozumianego przepychu, czyli wszystkiego, czego pragną młode panny March.
Sam też znacznie młodnieje w ich oczach. Wszystkie przestają się go bać, a niektóre z nich obdarzają go nawet głębokim przyjacielskim uczuciem, śląc mu podarki, czy całując i ściskając przy pożegnaniu.
Historię czterech sióstr poznajemy w tej książce jedynie w pewnym niewielkim fragmencie; śledzimy ich dorastanie, dzień po dniu, pierwsze zauroczenia, przyjaźnie i konflikty szkolne, stosunek rodziców do szkoły i nauczycieli oraz nauczycieli do uczniów…
A koniec końców życie na prowincji, które wydaje się być lekkie, choć wcale takie nie jest, bo co i róż rodzinna sielankę przerywają nowe kłopoty; nagły list w sprawie choroby ojca, kłopoty w szkole, przeziębienie Beth, kłótnie między dziewczętami, zemsty i srogie „moralne” kary za ich czyny.
Ale zdarza się również wiele wesołych rzeczy: niespodziewane zaproszenia na przyjęcia, podarowane biedniejszym od siebie sąsiadom śniadanie, co sprawiło, że znacznie bogatszy sąsiad „zasponsorował” pannom March podwieczorek, darowane sobie nawzajem prezenty, wyjście z choroby i wiele wiele innych tego typu, niby drobnych, ale jakże podnoszących na duchu wydarzeń.
Autorka jest bardzo oszczędna w opisach. Główne bohaterki nakreśla nam w zaledwie kilku słowach, na samym początku historii i już nigdy do tego nie wraca. To samo, jeśli chodzi o opis tego, co znajduje się wewnątrz domostw. Bardziej skupia się na tym, co się tam znajduje, a nie jak wygląda.
Interesuje ją głównie tu i teraz; emocje i przeżycia, rozterki i knowania oraz przemyślenia głównych bohaterek. I to naprawdę świetnie jej wychodzi.
„Małe kobietki” są uważane za klasykę literatury młodzieżowej i – pod pewnymi względami – trudno się z tym nie zgodzić. A jednak bym polemizowała, bo to nie do końca to, czym jest literatura dla młodych ludzi, żyjących współcześnie.
Czytając takie dzieła i wiedząc, dla kogo niegdyś były przeznaczone, można analizować, jak przez lata zmieniały się wzorce tego, co jest, a co nie jest przeznaczone dla młodych ludzi. Co wypada im czytać, a czego należy im zabraniać.
Polecam. Świetna lektura.
Wydawnictwo: MG
Data wydania: 2012-10-30
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 304
Dodał/a opinię:
Kontynuacja bestsellerowych Małych kobietek wydana w Polsce w 1877 roku. Tytuł przybliża dalsze losy Jo March, prowadzącej szkołę dla sierot....
Kontynuacja powieści Ośmioro kuzynów. Dwudziestoletnia Rose wraz z wujem Alecem i przyjaciółką Phebe wraca z podróży dookoła świata. W domu czekają na...