Bo miłość nie jest taka prosta. Tom 1, część 5.
-Tak, bądź spokojna.- Rozmawiali jeszcze dłuższą chwilę. Kiedy minęła godzina odwiedzin, do sali weszła pielęgniarka. Oznajmiła aby Roxana już opuściła szpital. Zapewniła ją, że za chwilę to zrobi jednak pielęgniarka chyba jej nie uwierzyła. Stała w drzwiach i czekała aż ta pożegna się z przyjacielem. Nie wytrzymała i sugerująco zapytała ją.
-Czy mogłabym zamienić z bratem jeszcze kilka słów na osobności?- Posłała jej lekceważące spojrzenie i rzuciła:
-Dwie minuty.- Wyszła.
-Co za okropna baba.
-Ta jest najgorsza. Pozostałe są bardzo miłe i wyrozumiałe. Sam czasem bym siebie zlinczował za to co mi nie wychodzi a one mają do tego anielską cierpliwość.
-W końcu nie często mają okazję opiekować się tak miłym, sympatycznym i przystojnym pacjentem.
-I do tego ślepym.- Westchnęła na jego złośliwą uwagę wględem siebie.
-Ale jak to mówią czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Nie chce cię wyganiać ale ta służbistka zaraz tu wróci.- Starał się zachowywać jak najbardziej zwyczajnie. Chciał pokazać, że wraca jego poczucie humoru.
-Dobrze, w takim razie uważaj na siebie. W każdej chwili dzwoń, czy będziesz czegoś potrzebował czy nie.
-Dobrze. Będę się meldował.- Wstała, ucałowała go w policzek i wyszła.
***
Wracając do mieszkania głowę miała nabitą troskami. Mimo, że obiecała Haremu inaczej. Nie potrafiła o tym nie myśleć. Tak to już zwykle jest. Gdy los daje nam coś dobrego zwykle chce zapłaty. Wcześniej czy później trzeba odpracować zmartwieniami, bo ludzie byli by za bardzo rozpieszczeni. Wtedy do głowy przyszła jej nieco głupia ale usprawiedliwiona myśl. Mianowicie gdyby jednak przemyślała propozycję Hoffmana, dobrze by zarobiła. Pieniądze mogłyby być potrzebne w leczeniu Harrego. Sama wiedziała, że to wręcz kretyński pomysł. W razie wpadki była by uznana za współudział lub jeszcze coś gorszego. W końcu Hoffman ma pieniądze, ona nie. Jemu udało by się na pewno jakoś wykaraskać. Cały wieczór rozmyślała nad tym co ma zrobić.
***