Na zawsze w lodzie. Historia ekspedycji Franklina z 1845 roku

Data: 2021-06-24 13:22:49 Autor: Magdalena Galiczek-Krempa
udostępnij Tweet

Niezbadane rejony świata od zawsze przyciągały śmiałków. Pragnienie wpisania się w annały historii, zdobycia tytułów, władzy, awansów i ogromnego bogactwa napędzało kolejne odkrycia geograficznych. Gdy w ludzkich sercach zrodziła się chęć odnalezienia Przejścia Północno-Zachodniego, które pozwoli na żeglugę na półkuli północnej od Atlantyku aż po Pacyfik (czyli z Europy do Azji), osiągnięcie tego celu wydawało się już tylko kwestią czasu. Kolejne ekspedycje wyruszały w niegościnne rejony, kilometr po kilometrze przepływając arktyczne wody, grzęznąc na długie miesiąc w lodzie czy badając linie brzegowe. Najbardziej znana, ale też najbardziej tragiczna w skutkach arktyczna wyprawa to ta dowodzona przez sir Johna Franklina, podczas której zginęło 129 marynarzy. Wydarzenia, które miały wówczas miejsce, zainspirowały Dana Simmonsa do stworzenia powieści Terror, na podstawie której powstał popularny serial. Przebieg prawdziwej wyprawy bardzo szczegółowo opisuje książka Na zawsze w lodzie, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Poznajcie historię ekspedycji Franklina.

Okręty HMS Terror i HMS Erebus (źródło: Wikipedia.org)

W maju 1845 roku z Londynu, Tamizą, kierując się w stronę Atlantyku, wypłynęły dwa świetnie przygotowane i zaopatrzone statki: Terror i Erebus pod dowództwem doświadczonego, 59-letniego komandora, sir Johna Franklina.

19 maja 1845 roku wypływającą z Londynu ekspedycję żegnały tysiące tysiące ludzi stojących wzdłuż brzegów Tamizy. Franklin przygotował załogę na szybki rejs z wiatrem przez Atlantyk, a potem, zgodnie z rozkazem, miał dotrzeć do miejsca, do którego dotarł Parry, i odnieść sukces tam, gdzie Parry’emu się nie powiodło. Oba okręty dotarły bez przeszkód do Cieśniny Lancastera, ale ponieważ dalszą drogę przez Cieśninę Barrowa blokował lód, ekspedycja skierowała się na północ, zbadała Kanał Wellingtona, po czym wzdłuż brzegów Wyspy Cornwallisa wróciła na południe, by ostatecznie zrzucić kotwicę na zimę przy brzegach wyspy Beecheya.

Mapa trasy ostatniej ekspedycji Franklina (źródło: wikipedia.org)

Podczas pierwszej zimy troje bardzo młodych, bo liczących 20, 25 i 32 lata mężczyzn ze 129 marynarzy sir Johna Franklina zmarło i zostało pochowanych w starannie przygotowanych grobach na wyspie Beecheya. Zgony te były o tyle zastanawiające, że mężczyźni płynęli doskonale zaopatrzonym statkiem, na którym nie brakowało jedzenia, a rejs trwał dopiero nieco ponad pół roku. Ustalono, że prawdopodobnie przyczyną śmierci był szkorbut, nękający od zarania dziejów marynarzy oraz zapalenie płuc. Innych możliwości nie przewidywano. Pojawiły się jednak głosy, że marynarze zatruli się jedzeniem z puszek, które podobno było bardzo niskiej jakości.

Gdy nadeszła wiosna, okazało się, że rejs na zachód wciąż jest niemożliwy z uwagi na zalegający, niestopiony lód. Terror i Erebus skierowały się więc dalej na południe i opłynęły zachodnie wybrzeże wyspy Somerset, które dotąd pozostawało niezbadane. Dalszy rejs na południe stał się początkiem katastrofy wyprawy Erebusa i Terrora. Opływając od zachodu Wyspę Króla Williama, okręty pod dowództwem sir Johna Franklina utknęły w lodzie. Od stałego lądu dzieliło marynarzy zaledwie 20 kilometrów, ale piętrzący się i narastający z kolejną arktyczną zimą lód skutecznie odpychał statki od brzegu. Na pokładach okrętów marynarze zaczęli ciężko chorować, a w konsekwencji – umierać.

Okręty HMS Terror i HMS Erebus uwięzione w lodzie, pogrzeb sir Johna Franklina (źródło: Wikipedia.org)

Kolejnej wiosny garstka uczestników wyprawy, przechodząc po lodzie i kierując się na Wyspę Króla Williama, zbadała okoliczne tereny i z rozczarowującymi wieściami wróciła na pokład statku. Okazało się bowiem, że wschodnie wybrzeże wyspy nie było zamrożone, że prawdopodobnie możliwy byłby tamtędy rejs i – co najważniejsze – odkrycie teraz pozostającego już tylko w sferze marzeń Przejścia Północno-Zachodniego. Śmierć dowódcy, sir Johna Franklina w 1847 roku, odebrała załodze resztki nadziei, a wraz z nadejściem ostatniej zimy dla dwudziestu pozostałych przy życiu na pokładzie marynarzy rozpoczęła się dramatyczna walka o przetrwanie. Walka, która z góry skazana była na porażkę.

Osłabieni chorobami, odmrożeni i przerażeni mężczyźni zeszli na ląd 22 kwietnia 1848 roku w celu dotarcia do pierwszej osady zamieszkanej przez ludzi. Droga jaką mieli pokonać liczyła kilkaset kilometrów, a każdy z uczestników marszu ciągnął jeszcze sanie z ekwipunkiem o łącznej wadze około 100 kilogramów. Żaden z marynarzy nie dotarł do celu. Okazało się, że wśród wędrujących, wyczerpanych i niewyobrażalnie głodnych ludzi zaczęło dochodzić do aktów kanibalizmu.

Przygotowana z wielkim rozmachem, doskonale wyposażona i nowatorska jak na ówczesne czasy ekspedycja Erebusa i Terrora zakończyła się śmiercią wszystkich jej 129 uczestników. Oba statki zaginęły, a wyprawy ratunkowe natykały się zaledwie na ślady bytności załogi sir Johna Franklina i niejednoznaczne świadectwa Inuitów.

John Franklin
John Franklin

Sam sir John Franklin zarzekał, że jedzenia w postaci konserw - wtedy najnowocześniejszego wynalazku dla długich morskich ekspedycji - wystarczy załodze na co najmniej 3 lata; przy dobrym gospodarowaniu nawet na 5 lat, a przy bardzo oszczędnym - nawet na 7 lat. Widmo śmierci głodowej wydawało się przez to niezwykle odległe, a nawet - niemożliwe! Na początku XIX wieku Franklin dotkliwie doświadczył, co to znaczy głód podczas jednej z arktycznych wypraw.

…głód zmusił członków ekspedycji do zjedzenia starego, skórzanego buta i odchodów karibu. Dziesięć osób zmarło z głodu i wyziębienia, do czego przyczyniło się częściowo to, że Franklin nie miał pojęcia o warunkach panujących na dalekiej Północy. Zresztą i on sam, nim nadeszła pomoc, był bliski śmierci głodowej. Kiedy jednak wrócił do Londynu, jego relacja o heroicznym wyczynie, na którym cieniem położyło się morderstwo, kanibalizm i jego własna gehenna, rozpaliła wyobraźnię opinii publicznej, a sam Franklin stał się znany jako <<człowiek, który zjadł własne buty>>.

Zapasy to jednak nie wszystko, co zabrano na wyprawę:

Przy ogromnej, przewidzianej na trzy lata ilości prowiantu i paliwa dla załogi pozostało już znacznie mniej miejsca. (…) załoga Erebusa miała koje wszędzie tam, gdzie została odrobina miejsca (wielu marynarzy rozpinało hamaki jeden za drugim w mesie). Jednak mimo ciasnoty udało się jeszcze upchnąć na każdym z okrętów pokaźną bibliotekę (liczącą 1700 woluminów na Erebusie i 1200 na Terrorze), w skład której wchodziły wszystkie rodzaje literatury, od opowiadań o wcześniejszych ekspedycjach arktycznych i czasopism geograficznych przez powieść Charlesa Dickensa <> po oprawione roczniki „Puncha”.

Oprócz tego, na okrętach znajdowały nie również organy, z „zaprogramowanymi” melodiami i hymnami religijnymi. Były biurka i przybory piśmiennicze, które miały pomóc w nauce marynarzy analfabetów. Nie zapomniano o przyrządach naukowych, które miały służyć w badaniach zoologicznych, botanicznych i geologicznych. Kwintesencją nowoczesności był też jeden z pierwszych aparatów fotograficznych - z wykorzystaniem dagerotypii.

Władze brytyjskie nie zapomniały też o uczestnikach wyprawy, wyposażając każdego w: …rękawice i czapkę z foczej skóry, obszerną kurtkę i parę skórzanych spodni.

Jak zatem wyprawa, która w zasięgu swoich rąk miała w zasadzie wszystko: od zaopatrzenia i prowiantu, przez wyposażenie okrętów, aż po najbardziej jak na tamte czasy aktualną wiedzę, mogła zakończyć się porażką? Na pytania te szukano odpowiedzi od czasu zaginięcia okrętów, aż po czasy współczesne. Dopiero szczegółowe badania prowadzone w latach 80. ubiegłego stulecia, ekshumacja idealnie zachowanych zwłok marynarzy pochowanych w wiecznej zmarzlinie na wyspie Beecheya w 1846 roku rzuciły więcej światła na to, co mogło wydarzyć się podczas feralnej wyprawy.

Jak się okazało, zanim statki wyruszyły w daleki rejs, na pokładach Erebusa i Terrora znalazły się skrzynie z herbatą, zapas rumu, niemal osiem tysięcy konserw mięsnych, warzywa i zupy. W skład zaopatrzenia weszły też ponad 3 tony tytoniu, prawie tysiąc litrów wina „dla chorych”, ponad czerty tony czekolady i ponad cztery tony soku z limy (cytryny), mające zapobiec szkorbutowi. Zdecydowana większość konserw zapakowana była w metalowe pojemniki o wadze: od 0,5 do 4 kilogramów, lutowane stopem cyny i ołowiu. Metali, które stopniowo dostawały się do kontaktującej się z nimi żywności, zatruwając ją i przyczyniając się do obniżenia odporności marynarzy, którzy z czasem zaczęli coraz bardziej licznie chorować i umierać na nieznane wtedy dolegliwości.

Więcej na temat ekspedycji Franklina przeczytać można w książce Na zawsze w lodzie, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Książkę kupić można w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.