Fizyka na mecie
- To jest Angie, a to Fadi - przedstawiła Basia Sobas.
- Irena Sobas mówiła prawdę - pomyślała Gosia Gil - Basi Sobas coś się poprzestawiało. Trzeba z nią się udać do specjalisty... A na dodatek ten jej policzek, w jakąś bójkę pewnie się wdała...
- To co? - zwróciła się Basia Sobas do publiki - Wpadło mi trochę hajsu, idziemy na jakieś bry?
- Basiu Sobas, przecież wiesz, że ja nie piję – zaznaczyła szybko Gosia Gil.
- Eee tam, pierdolisz! Człowiek nie wielbłąd... Ja też nie piję, takie bry co to za picie? Chodźże z nami! - zachęciła
- Nie pójdę - wyniośle odsunęła się od całej brygady Gosia Gil. Wsiadła do samochodu, odpaliła silnik i wyjrzała przez okno - Jak zmądrzejesz to zadzwoń do mnie!
Po tych słowach ruszyła, myśląc sobie, że Basia Sobas ma w sobie coś dziwnego, męskiego, nawet sympatycznego. Przedtem tego nie dostrzegała u koleżanki.
Odjechała zgodnie z przepisami ruchu drogowego. Całkowicie niezgodnie z ww przepisami, Basia Sobas mknęła jak na skrzydłach w stronę Biedronki. Za nią ledwo nadążali Fadi i Angelina. Basia Sobas to miała ciągłe smaki. Odkąd ją przyprowadzili na chatę chlała przez całą dobę (no ze trzy razy zaliczała zgon na jakieś dwie godzinki przed telewizorem). I tyle. Nie jadła tylko piła i jarała. I szlug za szlugiem do tego. Widocznie biedaczka postanowiła się wykończyć. Angelina spojrzała na nią z dezaprobatą, stanowczo Basia Sobas za bardzo rozpija całą brygadę.
- Chłopa jej trza znaleźć - wymyśliła błyskawicznie.
Wyciągnęła na gadkę Marychę, która leżała rozwalona na kolanach rasta - przystojniaka. Oglądali przedwojenne polskie komedie, ciesząc się niemiłosiernie.
- Wypadałoby imprezę zmontować, Basi Sobas chłopa trza - oznajmiła kuzynce, która gmerała ciekawie w reklamówce przyniesionej z Biedronki.
Impreza zapowiadała się ciekawie. Najpierw przybyła wielkocyca Melanja od domofonu jeść wołając. Za nią przyszedł kolega Adam, przystojny dwumetrowy gej, przywlekli się szczurowaty koleś - Prawy i jego ziom - Osioł z psią twarzą. Piał cieniusieńkim głosikiem kolega Krisu - sławny osiedlowy raper. Tymczasem Radosław świeżo poinformowany esemesem o wydarzeniu, pomykał właśnie po dwie miętóweczki, gdy z dala usłyszał znajomy głos.
- Ej głupi poczekaj!
Odwrócił się, no rzeczywiście. W jego stronę podążał zawijając się pięknie Krzysiu S.
- Czekaj kurde, byłem u ciebie na chacie, ale widzę, że zatankować musiałeś! Wracam chyba do siebie...
- Idę na imprezę - oświecił go Radosław.
- Ta głupia marudzi mi tam, że nie wyrabiam, stary... - poskarżył się na Dominikę Krzysiu S.
– Muszę se odpocząć tydzień, może dłużej, albo się gdzieś zahaczyć...
- Jezuu... No to pójdziesz do mnie, se kurde porządzimy... O co w ogóle głupia ma nerwa? - chciał wiedzieć Radosław.
- O wszystko, pamiętasz tę wariatkę, tę Basię Sobas?
Obydwoje przez chwilę pocieszyli michy i wkroczyli dumnie do sklepu, szczerząc głupie mordy do przystojnej pani kasjerki.
Zakupili wszystkiego dwie miętóweczki, dwie wiśnióweczki i dwa bry (te ostatnie przewidująco na rano) i wyszli rozpływając się w komplementach dla nadobnej pracownicy monopola. A potem pojechali na imprezę, po drodze doświadczając nowych przygód.
Basia Sobas rozrzewniona przepijała właśnie toast do ukochanej Marychy. Melanja na czworakach zbierała z podłogi rozsypane orzeszki, a black rasta robił telefonem fotki jej obficie wypełnionemu dekoltowi. Angelina i Fadi z w artystycznym szale robili makijaż Osiołkowi, który nie wytrzymał naporu toastów i kimnął se pod kanapą. Ktoś bongolił, ktoś gadał na GG, ktoś przeszukiwał Google, ktoś kręcił lola z wielkiej bibuły. Nagle dzwonek do drzwi oznajmił następnych gości.