Repeat

Autor: Tysia
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0


Dochodziła północ. Księżyc był w pełni, lecz gęste chmury skutecznie go zasłaniały. Również gwiazdy zniknęły z nieba. Niemal całkowita ciemność spowiła ziemię. Tylko coraz częstsze flesze błyskawic dawały co jakiś czas światło. Deszcz rytmicznie uderzał liście drzew, krzewów i traw. Prosta, ubita droga zdążyła zamienić się już w potok, całkiem wartki i głęboki aż do kostki. Natalia przekonała się o tym na własnych stopach. Miała już całkiem przemoczone skarpety i czuła coraz większe zimno otaczające jej ciało. Jej całkowicie nasiąknięty wodą płaszcz nie osłaniał już ani przed wiatrem, ani deszczem. Zastanawiała się nawet, czy nie prościej byłoby go zdjąć i gdzieś tu zostawić, ale ostatecznie zrezygnowała z tego zamiaru. Za bardzo była przywiązana do tego zwykłego, prostego okrycia. Rozumiała, że tylko ono pozostało jej z poprzedniego życia. Resztki sentymentu powstrzymały ją od zrzucenia ciężaru. Mimo wiatru, deszczu i chłodu szła dalej. Brnęła mokrą, nieprzyjazną drogą, aby tylko dojść jak najprędzej do upragnionego celu. Tymczasem jej ścieżka stawała się coraz węższa. Płynący nią strumień też wydawał się być nieco płytszy. Gdy kolejna błyskawica przecięła powietrze Natalia mogła się przekonać, że oto wkroczyła na teren lasu. Nie był to las zwykły. Jego stare, rozrosłe drzewa zdawały się bronić wstępu i czyhać na nieproszonych gości. Ilekroć tu przychodziła zawsze przerażały ją i napawały lękiem. O tej godzinie i w tych okolicznościach szczególnie czuła się tutaj niekomfortowo. Jednak nie mogła zawrócić. Czasem stajemy w obliczu takich sytuacji, że zwyczajnie nie ma gdzie zawrócić. Czy mogła cokolwiek innego zrobić? Jeśli istniała najmizerniejsza nadzieja musiała ją wykorzystać. Przed oczami wciąż miała ostatni dzień, który kręcił się w jej myślach jak w kalejdoskopie. Znowu krzyczał, a ona znowu dusiła w sobie łzy i udając zupełnie obojętną pakowała swoją walizkę. Machał rękami, coś mówił, błagał. Już nie chciała go słuchać, już nie miała sił powstrzymywać się od rozpaczy. Jeszcze tylko stary brulion, który służył jej za pamiętnik i była spakowana. Wreszcie zamknęła walizkę. Otworzyła frontowe drzwi. Przez ściśnięte żalem usta zdołała wykrztusić tylko:
- Pa, Mateusz. – I wyszła na ulicę. Chodnik ciągnął się w nieskończoność. Dopiero po kilku minutach zdołała dojść do sygnalizacji świetlnej, przy której poczekała na zielone światło. Przeszła na drugą stronę i ruszyła dalej. Nie zastanawiała się gdzie właściwie idzie. W tej jednej chwili i tak wszelki sens rozwinął swe skrzydła i uniósł się daleko, nie wiadomo gdzie. Zaciskając oczy starała się powstrzymać od płaczu. Wtem usłyszała zgrzyt hamulców, pisk opon, głośny klakson. Obejrzała się i zobaczyła jego. Leżał pod ciężarówką, za bardzo przygnieciony, aby mógł jeszcze żyć. Wtedy tama jej łez ustąpiła. Płakała nad nim, choć wiedziała, że płacz nic mu już nie pomoże. Wiedziała, że spieszył się do niej, że nie chciał by odchodziła. I rozumiała, aż za bardzo dobrze, że Mateusz już nie żyje…


Z zamyślenia wyrwał ją kolejny piorun. Burza narastała z każdą chwilą. A noc nie dawała ukojenia. W oddali odezwał się przejmujący, ptasi pisk. Nawet tutaj wyczuwało się jego ból i trwogę. Ciężko było jednak stwierdzić, czy to trafienie piorunem, czy może szpony drapieżnika. Natalia obawiała się, że może to być też coś innego, związanego z tym mrocznym i złowrogim lasem. Na tą myśl niemal skuliła się w sobie. Jednak nie zawahała się, nie zatrzymała się nawet. Z ciężko bijącym sercem i przerażeniem dławiącym jej gardło szła dalej. Po dobrej godzinie, gdy nogi miała niemal zupełnie rozmiękczone wodą dotarła wreszcie na miejsce.
Jej oczom ukazała się mała polanka. Na polance rósł ogromny, rozłożysty dąb. Nigdzie indziej nie spotkała tak monstrualnego drzewa. I choć była tu zaledwie kilka razy, to przecież pamiętała go przez całe swoje życie. W pniu drzewa znajdowała się dość duża dziupla. Była na tyle pokaźnych rozmiarów, że nawet Natalia mogła się w niej zmieścić. I to właśnie zamierzała zrobić. Zawsze bała się tego momentu, zawsze miała nadzieję, że jest jednak inne wyjście, lecz wciąż okazywało się, że nie ma. Tym razem było podobnie. Znowu wahała się przed wejściem. Znowu czuła ten nieodparty lęk. Mimo to, a może właśnie dzięki temu opanowała się wreszcie. Mocno ścisnęła trzymany w ręku pakunek i razem z nim wkroczyła do ciemnej wyrwy w drzewie…

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Tysia
Użytkownik - Tysia

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2025-10-09 21:11:11