Zgorzkniałość Jagi

Autor: Tysia
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- Czy mogłabyś pożyczyć mi jakieś suche ubrania? - Zapytał.

- Dobrze, już ci coś znajdę. - Wróciła do domu i odszukała w komodzie parę spodni, koszulę i skarpety. Niestety nie miała dla niego bielizny, ale podejrzewała, że nie będzie to dla niego problemem. Oczywiście miała rację. Gość energicznie wskoczył w suche ubrania i czym prędzej wyszedł z domu.

- Czy mogę ci pomóc? - Zainteresował się.

Jaga nie miała ochoty na jego pomoc, ale jeszcze bardziej nie miała ochoty na wchodzenie na dach. Dlatego zgodziła się. Bożydar, uzbrojony w młotek, gwoździe, drewniane klepki i drabinę poszedł naprawiać dach. Jaga tylko wskazała miejsca, w których ta operacja jest wskazana. Kiedy zobaczyła, że całkiem dobrze sobie radzi, powróciła do kuchni. Miała do zrobienia kilka leków i nie chciała tego odwlekać. I właśnie zaczęła wsypywać anyż do gotującego się wywaru, gdy usłyszała potężny huk. Szybko pobiegła na miejsce wypadku. W sypialni zobaczyła ogromną dziurę w suficie, a na podłodze leżącego Bożydara.

- Co ty wyprawiasz? - Zakrzyknęła, pełna złości i zniecierpliwienia.

- Ja co wyprawiam? Ja? Przecież o mało co nie zginąłem! - Zawołał urażonym tonem.

- Skoro cię słyszę, to znaczy, że tak źle nie było. - Jaga już zdążyła się rozchmurzyć. Właściwie obraz, który ukazał się jej oczom był dość zabawny. Oto człowiek, którego tego samego dnia poznała, leżał na jej podłodze, a obok niego walały się resztki zawilgoconych, drewnianych klepek z dachu. I jeszcze ta jego mina, zbitego psa. Jaga nie mogła dłużej wytrzymać i roześmiała się na cały głos. Bożydar poczuł się jeszcze bardziej urażony, ale gdy widział, że wesołość gospodyni bynajmniej nie przechodzi, sam zaraził się tym śmiechem. Dopiero po kilku dobrych minutach przeszedł im ten atak radości. Wtedy wędrowiec zauważył, że nie może wstać. Jaga domyślała się, że musiał się potłuc, więc bez zbędnych wyjaśnień poszła do spiżarni po odpowiednie lekarstwo. Wróciła z maścią z żywokostu i posmarowała mu nadwyrężone kości. Biedak narzekał i jęczał, jakby cały był połamany. Jednak Jaga, przy smarowaniu dokładnie sprawdziła, czy kości nie są naruszone. Na szczęście nie były. Zatem powiedziała łaskawie, że może zostać w jej łóżku, skoro nie może się ruszać, a sama wróciła do kuchni. Niepokoił ją zepsuty dach. Okazało się, że przewilgocenie i przegnicie desek było poważniejsze niż myślała. Obawiała się, że będzie musiała wymienić cały dach. Właściwie to marzyła o dachu blaszanym, albo - co najbardziej by jej odpowiadało - z dachówek. Jednak nie miała środków finansowych na żadną z tych opcji. Konkretnie rzecz biorąc, nie miała wcale środków finansowych, bo odkąd zamieszkała w chatce nie używała środka płatniczego zwanego pieniądzem. Owszem, ludzie jej płacili, ale zawsze w formie barteru, czyli wymiany towar/usługa za towar/usługę. I właśnie dlatego teraz była w kompletnej kropce. Na dodatek, przez ten cały wypadek, wędrowiec mógł chcieć zatrzymać się u niej dłużej. Nie podobała jej się taka opcja, ale wiedziała, że poobijanego i obolałego, nie wyrzuci za drzwi.

Po południu, gdy zajmowała się przygotowaniem zupy jarzynowej, znowu ktoś przyszedł. Jaga nie była zainteresowana kolejnymi gośćmi, ale otworzyła drzwi. Za progiem stał młody chłopak, pewnie dwudziestoletni. Z dużą nieśmiałością i rezerwą, przywitał się i zapytał czy może na chwilę wejść. Czuła, że ma jakiś problem, więc zaprosiła go do kuchni. Tam usiadł, wpatrzył się w piec, w którym wesoło strzelało drewno i powiedział:

- Mam duży problem. Zakochałem się w dziewczynie, ale nie podobam się jej. 

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Tysia
Użytkownik - Tysia

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2025-10-09 21:11:11