Zgorzkniałość Jagi
Jaga spojrzała na niego. Nie był brzydki, a nawet mógłby uchodzić za przystojnego. Nie wyglądał też na głupiego. Zupełnie nie rozumiała, dlaczego nie miałby się podobać.
- A ona ma kogoś? - Spytała ostrożnie. Wiedziała, że takie pytanie może być istną miną na polu, jeśli odpowiedź będzie twierdzącą. Jednak chłopak zaprzeczył. - W takim razie, skąd wiesz, że jej się nie podobasz?
- Wiem i już.
- Co zrobiłeś, że to wiesz? - Próbowała delikatnie wybadać sytuację.
- To, co zawsze się robi, jak ktoś się podoba. Nic. Ona powinna zauważyć, że tylko przy niej się rumienię i tracę głos. To jest aż zanadto wymowne. - Wyjaśnił chłopak. Jaga zazgrzytała w myślach. Nie cierpiała takiej naiwności. Tak, teraz zmieniła zadanie, co do poziomu jego mądrości.
- A nie wydaje ci się, że to troszkę za mało?
- Za mało? To co mam jeszcze robić? Przechodzić na drugą stronę drugi, gdy ją widzę? - Najwidoczniej na prawdę nie rozumiał.
- Nie do końca to miałam na myśli. - Ostrożnie zaczęła. - I co ja miałabym na to poradzić?
- Jak to co? Dać mi jakiś eliksir miłości. - Chłopak był wyraźnie zdziwiony niedomyślnością kolejnej kobiety.
- Wiesz, w twoim przypadku nie tyle chodzi o miksturę, co o faktyczną rozmowę. - Próbowała naprowadzić go na właściwy tor rozumowania.
- Dobra, dobra. Tak wszyscy gadają, a jak przychodzi co do czego, to bez mikstury i tak nie da rady.
- Jeśli tak uważasz, to dobrze, dam ci pewną miksturę, ale jej podanie musi być w ściśle określony sposób. - Zrobiła konspiracyjną minę, jakby faktycznie była czarownicą i faktycznie umiała rzucać na ludzi uroki, zaklęcia i czary.
- Proszę mówić. Zrobię wszystko, co będzie konieczne. - Odparł chłopak całkowicie skoncentrowany na swojej rozmówczyni.
- Otóż, dam ci buteleczkę magicznego eliksiru. Aby mógł zadziałać powinieneś go wypić razem ze swoją lubą. Podczas picia eliksiru musisz cały czas patrzeć w jej oczy i mówić co ci się w niej podoba. A kiedy już wypijecie ostatnią kroplę owego napoju, koniecznie musisz zaproponować jej wspólne spotkanie. - Chłopak chłonął każde jej słowo jak bezcenny przepis na życie. Tymczasem kobieta poszła do spiżarni i wyjęła z niej butelkę najlepszego soku marakujowo-malinowego. To był bardzo dobry wyrób z domowych owoców. Krzaki malin miała za chatką, a krzak z owocami marakui (była to passiflora), w kuchni na parapecie. W lecie roślina ta lądowała na ocienionej części podwórka, ale teraz, w jesieni, gdy przymrozki pojawiały się coraz częściej, nie można było ryzykować jej zmarnowania. Jaga nie wątpiła, że młodym będzie smakować. A cały czas wierzyła w maksymę: "Przez żołądek do serca". Wręczyła mu sok, gdy z sypialni dobiegło do nich głośne jęczenie. To Bożydar poczuł się gorzej. Jaga wywróciła oczami, ale poszła zobaczyć co mu się znowu stało. Chłopak z eliksirem również ruszył za nią. Ich oczom ukazał się dziwny widok. Oto coś czarnego przechadzało się po kołdrze, która była dziwnie wybrzuszona i jęcząca. Nagle się też odezwała:
- Ała! Co tu się dzieje? Czemu to coś po mnie chodzi? - Słychać było przestrach, więc kołdra była też mocno przestraszona.
- Och, nie bój się. To tylko moja cudowna Puma. Pewnie pomyliła cię ze mną. - Jaga wyjaśniła spokojnie nieporozumienie kołdrze. Tymczasem chłopak spojrzał w górę, na dziurę w dachu, popatrzył z powagą na gadającą kołdrę, szybko się pożegnał i z przestrachem w oczach czmychnął do domu. Jaga patrząc na jego minę, dopiero po chwili uzmysłowiła sobie, co właśnie się stało. Otóż chłopak z pewnością uwierzył, że Jaga jest prawdziwą wiedźmą i że albo ma gadające sprzęty domowe, albo mieszka u niej duch. Jaga nie wiedziała, która opcja była gorsza. Delikatnie ściągnęła Pumę z łóżka i pogłaskała. Potem poszła do kuchni. Skończyła zupę i nawet zaniosła ją Bożydarowi do sypialni. Ten robił urażoną minę, niczym trzyletnie dziecko, ale zjadł posiłek. Z łóżka nie wstawał. Jaga nie wiedziała, czy aż tak bardzo źle się czuje, czy po prostu jest na to zbyt leniwy.
