Bo miłość nie jest taka prosta. Przeszłość zawsze wraca. Tom 2, część 3.

Autor: art_roxana
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

-Cicho. Dzieci już.- Przyłożyła palec do ust i zaległa cisza.

-Cieszę się, że w tym roku jest nas więcej niż w zeszłym i oby było jeszcze więcej! Dziękuje, że możemy tu wszyscy być teraz razem. Bartosz, podaj mi proszę opłatki.- Chłopak posłusznie podał jej talerzyk. Angelika odsunęła krzesło i obeszła stół dookoła dając każdemu opłatek. Gdy dotarła z powrotem na swoje miejsce, dała znak i wszyscy zaczęli składać sobie życzenia. Zrobiła się nie mała wrzawa. Wszędzie było słychać, prawie jak echo: szczęścia, zdrowia, miłości, powodzenia, sukcesów w nauce i pracy, pomyślności i wiele innych miłych i ciepłych słów. Atmosfera, jaka temu towarzyszyła była naprawdę bardzo niesamowita. Gdy w końcu każdemu udało się z każdym zamienić te kilka słów, stanęli przy swoich miejscach przy stole i Angelika odmówiła modlitwę. Później zabrano się do kolejnej przyjemnej chwili podczas wigilii, czyli do zajadania wszystkich wspaniałości. Wszystkie potrawy były przygotowane przez Angelikę i starsze dziewczyny. Chłopcy również pomagali, ale przy sprzątaniu. Sporo też pomógł Mike, ponieważ zakupił większość potrzebnych produktów dla Angeliki. W samo gotowanie się nie wtrącał, choć gotować umiał i to całkiem nienajgorzej. Dla trójki gości była to miła odmiana, spędzić wigilię w tak licznym towarzystwie. Marika, Mike i Debora można powiedzieć, że pierwszy raz z przyjemnością uczestniczyli w tej uroczystości. Wcześniej kuzynostwo spędzało święta u rodziców Mariki a gdy już się wyprowadzili wyglądało to niemal tak samo jak dzisiejsza wizyta Mariki i Charliego. Z tą różnicą, że Mike był inaczej traktowany. Mieli dla niego zawsze więcej wyrozumiałości, uległości, co denerwowało Marikę, ale nie miała o to żalu do kuzyna. Debora natomiast swych pierwszych świąt wolała nie pamiętać. To nawet nie miało namiastki świątecznych tradycji czy jakichkolwiek obrzędów. Prawdziwe, pierwsze święta miała dopiero po przybyciu do sierocińca, gdy jej rodziców pozbawiono praw rodzicielskich. Oczywiście jej buntowniczy charakter wyrażał się różnie na ten temat. Co roku uparcie twierdziła, że święta to głupota i wszyscy są mili dla siebie na chwilę, bo tak muszą. Nie bała się nazywać świąt obłudą i sztucznym przedstawieniem. Dziś już chyba inaczej na to patrzyła. Sama przed sobą miała trudno przyznać, ale ogarnęło ją ciepłe uczucie i miłe wspomnienia w momencie, gdy przekraczała próg sierocińca i poczuła tyle świątecznych zapachów. Niekoniecznie chodziło tu o zapach potraw, które teraz wszyscy zajadali. Pierwszy, który przywołał jej delikatny uśmiech na twarzy to zapach płynu, jaki był używany do mycia podłóg i innych drewnianych rzeczy. Schodów, boazerii, poręczy. Pamiętała jak zbiegając ze schodów i wygłupiając się razem z inną osobą przewróciła wiadro z wodą. Cały korytarz został zalany w momencie jak Angelika z jednym z najstarszych chłopców skończyła myć. Kazała Deborze to posprzątać i doprowadzić do ładu. Niby nic strasznego, ale zalane zostały też dywaniki, które były niezwykle trudne do wyprania, bo ciągle się pieniły przez płyn i zostawały widoczne smugi na nich. Długo czuła jak jej dłonie pachną konwalią i lilią narzekając, że wszystko co próbuje zjeść ma tylko ten zapach. Angelika doskonale wiedziała jak to jest, bo również czuła to samo jednak nigdy o tym nie wspomniała. Kolejny zapach, jaki zapamiętała z sierocińca, który przypominał jej święta to zapach przypalonej ryby. Oczywiście dziś był to po prostu zapach smażonej ryby, ale wspomnienie otwiera w głowie szufladki i wracają zdarzenia, które w jakimś sensie się z takimi rzeczami wiążą. Miała wtedy pomóc w przygotowaniu tradycyjnego karpia. Całkiem dobrze jej poszło, ale jej niecierpliwy charakter sprawił, że ostatni kawałek spalił się zamieniając w czarny ogarek. Wyszła z kuchni tylko na chwilę, aby coś szybko zrobić. Zajęta przyjemniejszym zajęciem zaraz zapomniała o patelni na włączonym gazie. Na szczęście w porę pojawiła się Angelika i uniknęli pożaru. Angelika nie miała nawyku krzyczeć na dzieci chyba, że była to nie zwykle wyjątkowa sytuacja gdzie nie obeszłoby się bez solidnej reprymendy. Ale nawet w takich wypadkach źle się z tym czuła i później przychodziła do dzieci spokojnie tłumacząc swoje zachowanie. Nie przepraszając, bo wtedy oznaczałoby, że się wycofuje ze swych słów a nie o to chodziło. Dzieci to rozumiały a przede wszystkim długo pamiętały. Czasem wolały, kiedy na nie nakrzyczała, choć trochę. Gorzej się miały po pouczającej rozmowie w momencie, gdy ich wina była oczywista. Angelika używała wtedy swego spokojnego głosu, w którym można było dostrzec żal i przykrość, jaką się jej sprawiło. W dodatku to spojrzenie, również takie spokojne, w którym widziało się jej zawiedzione zaufanie. To było zdecydowanie bardziej bolesne do przeżycia. Debora doskonale znała to paskudne uczucie wyrzutów sumienia. W tajemnicy, tak by nikt jej nie nakrył przez kilka długich godzin próbowała na wszelkie sposoby doczyścić przeklętą patelnie. Nic niestety nie pomagało, patelnia była do wyrzucenia. Angelika wiedziała o tym, co sprawił zupełny przypadek, ale nie mówiła jej nic. Gdy Debora wróciła przygnębiona poprosiła ją do siebie i powiedziała słowa, które podziałały prawie jak plaster na ranę. Uśmiechnij się w końcu, i tak nie lubiłam tej patelni, bo często coś na niej przypalałam. Teraz mogę kupić nową z czystym sumieniem. Uczucie ulgi było wtedy niesamowite. Inny zapach, który poczuła niósł ze sobą kolejne wspomnienie, ale jej zadumę przerwało mocne walenie w drzwi. Ci, którzy byli nie przyzwyczajeni popatrzyli po sobie zdziwieni co szybko wytłumaczyła Angelika.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
art_roxana
Użytkownik - art_roxana

O sobie samym: Pisanie to moje hobby, nie zawsze wychodzi idealnie. Chętnie wczytuję się w opinię innych. Uważam, że każdy ma prawo do własnego zdania. Szanuję to i chcę, aby inni szanowali moje.
Ostatnio widziany: 2024-02-25 16:54:12