Bo miłość nie jest taka prosta. Przeszłość zawsze wraca. Tom 2, część 4.
-Ale za kawałek materiału, jaki jest potrzebny do uszycia ubranka dla dziecka czasem trzeba zapłacić tyle, że ja mogłabym kupić sobie całą garsonkę!
-To fakt, kilka ciekawych egzemplarzy rzuciło mi się w oko.- Przytaknął.
-Oglądałeś dziecięce ubranka?- Wesoło zapytała.
-Kiedy kupowałem miśka przechodziłem koło kilku sklepów.- Szybko się wytłumaczył. W tym momencie dało się usłyszeć, że do domu wrócił Charlie. Ściągnął kurtkę i wszedł do salonu.
-Witaj.- Podał dłoń Mikeowi.
-Nie wiedziałem, że wpadniesz.
-Zostałem oskarżony o rzadkie odwiedziny. Nie miałem wyjścia.
-W sumie racja, ostatnio widzieliśmy się chyba w święta.- Mike lekko zmarszczył brwi jakby się nad tym zastanawiał. Wyglądało na to, że Charlie ma rację.
-Zaraz dam ci obiad. Mike masz może ochotę?
-Nie, dziękuje.
-Na pewno? Zrobiłam dzisiaj moje popisowe danie.- Został przy swoim.
-Tak, dziękuje. Jadłem już.
-Więc żałuj.- Uśmiechnęła się. Wstała a wtedy Charlie powiedział.
-Siedź Marika, sam sobie wezmę.- Wzruszyła ramionami.
-Skoro tak.- Westchnęła.
-Żeby tak już przyszedł ten marzec. Ledwo poruszam się po domu.- Spojrzał z troska na kuzynkę.
-Aż tak ciężko?
-A nie widać? Spójrz na mnie. Napuchłam jakby mnie osy pogryzły.
-Nie przesadzaj. Ciąża dodaje ci uroku.- Chciał ją rozbawić.
-Komplemenciarz!- Wtedy przypomniało się jej spotkanie z ojcem.
-Widziałeś się ostatnio z moim ojcem.- Rzuciła.
-Tak. Mówił ci?
-Mówił.- Odparła krótko.
-Mam wrażenie, że jesteś zła.
-Nie. Nie o to chodzi. W sumie nawet się ucieszyłam na jego wizytę.
-Ale?- Zrobiła jakby smutną minę i powiedziała:
-Czemu mnie nie zapytał o adres tylko zadzwonił do ciebie? Czułam się trochę jak na jakimś przeglądzie. Przyszedł zobaczyć czy nie mieszkam pod mostem?- Zakończyła lekką pretensją.
-Na pewno nie. Może po prostu bał się, że mu nie podasz adresu? Albo wymówisz się czymś?
-Ciągle się czuje, jakbym musiała udowadniać, że jednak potrafię sobie poradzić.- Na co odpowiedział:
-Bardziej zaradnej dziewczyny od ciebie chyba nie widziałem.
-Taa.- Dodała jakby sama nie wierzyła w swoje siły.
-Marika, a kto znalazł nam mieszkanie? Kto zawsze ląduje na cztery łapki?- Zaczął zarażać Marikę swoim uśmiechem.
-No dobra, masz trochę racji.- Przyznała.
-Niedługo urodzisz dziecko. Myślę, że twoi rodzice po prostu chcą się znów do ciebie zbliżyć, aby móc mieć kontakt z wnuczką. Tylko po prostu nie wiedzą jak.
-Ja też chce, aby moje dziecko miało dziadków, ale boje się, aby nie przecenili swojej roli. Tak samo jak to zrobili będąc rodzicami.
-Trochę czasu minęło. Może się zmienili? Inaczej patrzą na pewne sprawy.
-Obyś miał rację.
***
Wizyta Mikea u Mariki i Charliego nieco się przedłużyła. Musieli nieco nadrobić brak spotkań w ostatnim czasie. Długo też dręczyła Mikea myśl, aby spytać Charliego o Roxanę jednak ostatecznie sobie odpuścił. Podjeżdżając na parking pod blokiem przy wejściu do klatki dostrzegł dwie postacie, które się dość mocno kłóciły. Wysiadł i zaczął iść w tamtą stronę. Nim zdążył się zbliżyć jedna z postaci odtrąciła drugą i weszła rozwścieczona do klatki. Dostrzegł wtedy, że była to Debora. Kobieta, która została na dworze krzyknęła kilka wulgarnych słów i zaczęła się oddalać. Nie rozumiał tej sytuacji temu postanowił jak najszybciej to zmienić. Jego pierwsza myśl to było, że Debora znów ma kłopoty z nieodpowiednim towarzystwem. Z tego, co zauważył po kobiecie, z którą się kłóciła, pochodziła ona z nieciekawego środowiska. Wchodząc do mieszkania od razu ruszył w stronę pokoju Debory. Zapukał i wszedł.
-Nie powiedziałam proszę.- Rzuciła niemiło.