Bo miłość nie jest taka prosta. Tom 1, części 1
-Przykro mi ale nie widzę nic na ból głowy.- Zamykając szafkę za szybko puścił drzwiczki, które trzasnęły. Marika aż cała drgnęła wydając z siebie stłumiony syk.
-Ciszej!
-To nie chcący.- Rzucił jakby się nic nie stało.
-Mam wrażenie, że trzasnęło mi głowie.
-Nadwrażliwość na hałas?- Spytał sugerująco.
-Dobrze wiesz złośliwcu. Poza tym Roxie odsypia nockę.
-Jest w domu?- Zdziwił się.
-Tak, przecież mówię, że śpi.
-Rozmawiałaś z nią?
-Dziś rano zamieniłyśmy kilka słów. Więcej nie byłam w stanie, bo musiałam do łazienki a Roxana poszła spać.- Mike po chwili zastanowienia dodał.
-Dobrze by było porozmawiać z nią i dowiedzieć się jak długo możemy tu zostać. Poza tym chętnie bym ją poznał, bo od kiedy tu jesteśmy jeszcze nie jej widziałem. Nawet nie wiem jak wygląda.- Nie ukrywał, że chciałby to zmienić.
-Kolejny raz ci powtarzam, że tyle ile potrzebujemy tyle możemy zostać.- Nie do końca pasowała mu taka odpowiedź. Przywykł raczej do konkretnych dat czy terminów.
-A rozglądałaś się za jakimś mieszkaniem?
-Jakoś nie miałam do tego głowy.- Powiedziałą nieco ironicznie. Dobrze wiedział jak spędziła ostatnie dwadzieścia cztery godziny.
-To najwyższy czas aby twoja głowa wróciła na miejsce. Każdy ma jakieś granice gościnności i cierpliwości.- Wtedy Marika trochę zmieszana zaczęła:
-W sumie mam jeden pomysł ale nie wiem co na to Roxie.
-A mianowicie?- Włączyła się jego podejrzliwość.
-Może mogłabym tu zostać i wynajmować u niej pokój. Dobra lokalizacja, całkiem sporo miejsca a przede wszystkim z daleka od Amandy.- Wyliczała to wszystko po kolei i coraz bardziej podobał się jej ten pomysł.
-Czyli jestem zdany na siebie. Dzięki, że raczyłaś mi o tym powiedzieć.- Mike nie był zły ale powiedział to dość znacząco.
-Jeszcze z nią o tym nie rozmawiałam. A nawet gdyby się zgodziła, to ciebie też na pewno nie wyrzuci z dnia na dzień.
-Taka jesteś pewna?- I w tym momencie usłyszeli spokojny głos zza pleców. Oboje aż drgnęli. Roxana przeszła obok nich mówiąc łagodnym, lekko sennym głosem:
-Głodnych nakarmić, spragnionych napoić.- Wtedy nalała sobie wody i upiła mały łyk poczym znów zaczęła:
-Nagich przyodziać, podróżnych w dom przyjąć.- Na moment podniosła na nich wzrok.
-Więźniów pocieszać, chorych nawiedzać a umarłych pogrzebać.- Znów upiła trochę wody. Mike patrzył na nią lekko zaskoczony. Oboje z Mariką czekali na to co jeszcze powie.
-Uczynki miłosierdzia względem ciała. Skoro kogoś przyjęłam pod dach to nie odprawie go z kwitkiem na drugi dzień.- Na co Marika dumnie przytaknęła.
-A nie mówiłam?
-Rozumiem, że nie macie jeszcze żadnego innego lokum?- Zapytała Roxana.
-Nie.- Zapadła cisza. Pierwszy odezwał się Mike.
-Jeśli chodzi o mnie to postaram się jak najszybciej z tym uporać aby nie sprawiać kłopotu. Do końca tygodnia myślę, że mi się uda.
-W tej części miasta? Możesz próbować.- Mike popatrzył na Roxanę. Nie wiedział czy powiedziała to tak po prostu czy była w tym ukryta ironia.
-A ty Marika?- Założyła włosy za ucho, nieco się jeszcze poprawiła i zaczęła:
-Tak się zastanawiałam czy nie przeszkadzała by ci mała, cicha lokatorka? Oczywiście nie na stałe, ale na jakiś czas?- Roxana spojrzała na szklankę którą trzymała w ręku i zamieszała lekko wodę.
-Możemy spróbować.- Zauważyła jak w tym momencie Marika spojrzała na Mikea. Roxana westchnęła lekko i dodała:
-Dobra, umówmy się, że ten miesiąc będzie na próbę. Jeżeli niczego innego nie znajdziecie wtedy zastanowimy się co dalej.
-Nie będzie ci przeszkadzało, że ja też zostanę?- Spytał Mike.