– Chciałabym, by moja książka wywoływała uśmiech. Wywiad z Anną Samborowską

Data: 2023-07-26 14:06:59 | artykuł sponsorowany Autor: Danuta Awolusi
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla – Chciałabym, by moja książka wywoływała uśmiech. Wywiad z Anną Samborowską z kategorii Wywiad

– Najlepiej czytać moją książkę tak, jak robią to dzieci: trochę naiwnie i bez angażowania bagażu kulturowo-światopoglądowego. Jeśli, dorosły czytelniku, uda Ci się ta sztuka, to zobaczysz, że stereotypowe księżniczki są super, piraci są super i paskudne włochate pająki też są super. Zupełnie tak samo, jak chodzenie na bosaka po błocie albo obżeranie się czereśniami prosto z drzewa – mówi Anna Samborowska, autorka książki Zoja i tajemnica znikających kapci.

Skąd w Twojej pisarskiej wyobraźni wzięła się Zoja – dziewczynka, która kocha przygody, jest małą piratką, ale też bardzo chciałaby być, jak księżniczka?

Do tej pory pisałam tylko o chłopakach. Zoja jest moją próbą wejścia w buty dziewczynki i myślę, że w tej próbie na ślepo uderzyłam w różowy dzwon księżniczki. Ten ostatni, mocno stereotypowy dyskurs, pojawił się też dlatego, że na co dzień obcuję tylko z chłopakami, a moje rodzinne i zaprzyjaźnione dziewczęta są trochę jak Zoja. W rodzinie mam dwie wspaniałe dziewczyny w wieku szkolno-przedszkolnym, z których jedna uwielbiała jeszcze do niedawna róż i piękne torebki w tym samym czasie ścigając się z tatą na rowerze i ściance wspinaczkowej. Z drugiej strony w zeszłym roku mieszkała też u mnie w sąsiedztwie młoda dama, która poza wyraźnymi preferencjami w dziedzinie koloru i noszenia się, na zmianę bawiła się i tłukła zażarcie się z moimi, kilka lat od niej starszymi, synami. 

Marzenie, by być księżniczką, to stereotyp, wciąż mocno kultywowany. Chciałabyś, by dziewczynki miały większy wybór? A może już mają, tylko za mało się o tym mówi?

Stereotyp, który wspominasz, ma jednostkowo bardzo proste podłoże, a wywodzi się z wciąż chętnie czytanych baśni braci Grimm i nieco starszych, szeroko dostępnych produkcji Disneya. Myślę, że polskie dziewczynki mają wybór już od wielu lat i wiem, że rodzicielska debata publiczna jest również wysycona retoryką feministyczną – odwrotną do tej, którą było karmione moje pokolenie i pokolenie moich rodziców.

Istotne jest to, że Zoja nie jest książką, której zadaniem jest krzewić, bądź obalać feminizm, maskulizm, księżniczkizm czy piracizm. Chciałabym, żeby Zoja przede wszystkim wywoływała uśmiech, albo jeszcze lepiej, chichot.  Choć wiem, że to trudne, to najlepiej czytać Zoję tak, jak robią to dzieci: trochę naiwnie i bez angażowania bagażu kulturowo-światopoglądowego.  Jeśli, dorosły czytelniku, uda Ci się ta sztuka, to zobaczysz, że stereotypowe księżniczki są super, piraci są super i paskudne włochate pająki też są super. Zupełnie tak samo, jak chodzenie na bosaka po błocie albo obżeranie się czereśniami prosto z drzewa.

Kocham scenę, w której dorośli przekonują się, że papuga naprawdę gada (śmiech). Co by było, gdyby papuga Ola zawitała w Twoim domu?

Gdybym spotkała książkową Olę, popędziłabym do sklepu po cukierki pieprzowe bo bez nich to ani rusz, a potem powoli zaczęłabym ją przekonywać, żeby pokazała mi wszystkie cudowne miejsca, które zobaczyła razem z kapitanem Rodzynkiem. Źródło długowieczności, Atlantydę,  El Dorado albo… Narnię. Myślę, że Ola była wszędzie.

Tata Zoi dziedziczy dom ciotki nad jeziorem. Czy nowe miejsce zawsze pobudza wyobraźnię? Mnie przypomina nieco skrzynię skarbów. Choć ten dom zdaje się żyć…

Ten dom jest świetny. W tajemnicy powiem, że Dom nad Jeziorem to prawdziwy dom w Krasnogrudzie i można go zobaczyć. Geograficznie go trochę przesunęłam na mapie, żeby leżał bliżej jeziora Gaładuś, ale jeśli będziesz kiedyś na Podlasiu, polecam odwiedzić dom rodzinny Czesława Miłosza. Lubię sobie wyobrażać, że książkowy kapitan Czesław Rodzynek był spokrewniony z rodziną Kunatów, czyli rodziną matki naszego poety. Jeśli prześledzić historię prawdziwego Domu nad Jeziorem, który obecnie jest pod opieką fundacji, wcale nie jest wykluczone, że po wojnie mogli zamieszkać w nim kapciuszkowi piraci. Kto wie – może nadal tam mieszkają?    

Zoja musi rozwikłać tajemnicę znikających kapci i – ogólnie – butów. Przyznam, że sama niemal codziennie gubię moje pantofle i mam wrażenie, że ktoś (pewnie mój pies) z rozmysłem wepchnął je pod łóżko lub szafkę. Czy Tobie także się to zdarza i czy to stało się inspiracją do książki?

Masz tak czasem, że siedzisz przy stole z nogami założonymi na sobie, a osoba, która akurat siedzi naprzeciwko, strąca Ci przypadkiem klapka ze stopy? Potem trzeba go szukać pod stołem, a jak – nie daj, Boże – stół przy którym siedzicie, jest wielki, to trzeba pod nim zanurkować. Był taki moment parę lat temu, że mój mąż uwielbiał się ze mną droczyć, zabierając nieszczęsnego spadniętego kapcia i krzycząc piraci! piraci!. Oczywiście, dzieciaki szybko podchwyciły ten zwyczaj i rozwinęły go ponad miarę. Siadając, nie znałam dnia ani godziny, kiedy któryś z moich małych piratów wychynie zza rogu, w pełnym biegu ściągnie mi kapcia z dyndającej w powietrzu stopy i ucieknie z nim, rechocząc przy tym nieprzyzwoicie. Odpowiadając więc na Twoje pytanie, inspiracja do mnie przybiegła, ukradła mi buta i jeszcze się awanturowała, jak żądałam zwrotu. 

W książce pojawiają się piraci. Czy, jak wiele osób na całym świecie, kochasz opowieści o piratach? Co w nich urzeka najbardziej?

W opowieściach o piratach najbardziej lubię opisy wieczorów w portach oraz śmiech i śpiewy przy ognisku. Przyznam jednak bez bicia, że w czasie gdy lekturą szkolną była typowo piracka Wyspa skarbów Roberta Stevensona, to nie piałam z zachwytu, bo dużo większą radość sprawiały mi książki pokroju Tajemniczego ogrodu czy Ani z Zielonego Wzgórza. Nawet dziś, jeśli miałabym z Tobą oglądać film wieczorem, to Piraci z Karaibów – choć obejrzałam z dużą radością wszystkie części – nie byliby moim pierwszym wyborem. Ta już dwudziestoletnia seria stworzyła w kulturze popularnej i świadomości młodszego odbiorcy wspaniałe podwaliny śmiesznego, niezbyt poważnego pirata, który zupełnie odbiega od wizerunku prawdziwego przedstawiciela tej profesji.

Bohaterowie mają ciekawe imiona. Na przykład Chrzan Pospolity, albo Kaszanka Pierwsza. Skąd tak oryginalne pomysły? (śmiech)

Kiedy zaczynałam pisać Zoję, najśmieszniejszymi słowami, które sprawiały, że otaczające mnie przedszkolaki rolowały się po podłodze, pękając ze śmiechu, była pielucha albo – co już wywoływało agonalne salwy śmiechu - pieluchomajtki. W taki to sposób powstał nalany jak pełna pielucha król Pieluchomajtek III Midi. Jak już miałam imię dla kluczowego bohatera drugoplanowego, to trzeba było zadbać, żeby nie odstawał od reszty piratów. Otworzyłam więc szafkę w kuchni i tak narodzili się Czosnek Mielony, Szynka Konserwowa, Makaron Żytni i cała reszta wesołej, pirackiej hałastry. Co do królowej, chciałam, żeby Królowa Kaszanka Pierwsza była przeciwieństwem swojego brata bliźniaka. Stworzyłam ją więc dumną, władczą, mądrą i piękną, ale żeby ująć jej trochę nadęcia, została po prostu Kaszanką.

Zoja ma świetnych rodziców. Oni nie tylko jej wierzą, ale na dodatek ją wspierają. Byłoby cudownie, gdyby świat tak wyglądał, prawda?

To prawda. Szczerze mówiąc, dobra relacja Zoi z rodzicami jest zabiegiem celowym i przemyślanym. Czytając książki przygodowe, gdy byłam dzieckiem czy nastolatką, wydawało mi się czymś naturalnym, że warunkiem koniecznym do rozpoczęcia przygody jest fizyczny lub emocjonalny brak rodziców. Rodzic w książce przygodowej powinien być do szpiku zły, zdystansowany albo – najlepiej – martwy. Teraz, pisząc z perspektywy rodzica, oceniam te scenariusze jako mało atrakcyjne (przecież jako rodzic, też lubię przygody) i przestarzałe. Kulturowe relacje rodzic-dziecko zmieniają się dynamicznie na lepsze i chciałabym, żeby znalazło to również swoje odzwierciedlenie w literaturze.

Piraci toczą wojny. Ale wojna to nigdy nic dobrego. Uważasz, że warto mówić o tym także młodym czytelnikom?

Motyw walki jest nierozerwalnie związany z książkami przygodowymi i, w ogóle, z beletrystyką. Żeby opowiadanie lub powieść były ciekawe, powinien się pojawić w nich antagonista – albo w postaci wilka, który chce zjeść Czerwonego Kapturka, albo złowrogiej armii Białej Czarownicy. Jakkolwiek wojna nie jest tematem lekkim, to jest motywem, który kształtował i wciąż kształtuje pokolenia, niezależnie od tego jak bardzo chcielibyśmy go uniknąć. Kapciuszkowi piraci, choć nie są ludźmi, odzwierciedlają ten sam porządek rzeczy. Na szczęście, nasi mali piraci, wypadając z kapciuszkowego żaglowca, mogą sobie co najwyżej obić tyłek o deski, więc ta wojna nie jest zbyt brutalna. Myślę, że warto na ich wojnę patrzeć w kategoriach bójki między rodzeństwem, które to rodzeństwo uwielbia uderzać w dramatyczny ton z użyciem wielkich słów, ale na koniec dnia nic nikt nikogo nie krzywdzi.

Moją uwagę zwróciło jeszcze to, że Edgar jest wyśmiewany za swoje imię. A przecież wszystkie imiona są fajne i nikt nie zasługuje na to, by z nich szydzić?

To prawda, nie należy szydzić ani wyśmiewać się z imion, bo przecież żadne z nas nie ma wpływu na to, jak się nazywa. Pochodzenie imion jest odbiciem trendów kulturowych i religijnych dominujących w danej grupie społecznej bądź rejonie geograficznym, zaś jeśli ktoś odstaje od utartego trendu, automatycznie staje się innym, zaś inność bywa piętnowana. Innymi słowy, jeśli w szkolnej klasie biblijnych Piotrów, Janów, Marków, Magdalen i Ann pojawi się filmowy Anakin, to jest niewykluczone, że klasowej monolitycznej wspólnocie imion będzie trudniej go w pierwszej chwili zaakceptować. Podobnie jest z Edgarem – jego, całkiem dla nas normalne dla nas imię, zupełnie nie wpasowuje się w piracki trend imion zorientowanych gastronomicznie, dlatego też jest obiektem ostracyzmu. Natomiast to właśnie ten ostracyzm popycha Edgara do tego, żeby samotnie pójść na wyprawę po lukrecję, co ostatecznie doprowadza go do Zoi i daje przestrzeń do zaistnienia ich wspólnych, wspaniałych przygód. 

Planujesz kontynuację pirackich przygód Zoi? Myślę, że mali i duzi czytelnicy pokochali ją, Edgara i całą resztę!

Zakończenie trochę to sugeruje? (śmiech).  Mam w domu dwóch małych piratów, którzy zadają co jakiś czas to samo pytanie i nie chcę ich zawieść. Temat jest tym łatwiejszy, że wspomniani piraci dostarczają mi na co dzień tyle inspiracji, że mogłabym nią obdzielić sąsiadów. Jak tylko znajdę odrobinę czasu, wyjaśnię Wam, dlaczego Edgar twierdził, że jego mamuśka była dziwna i dlaczego pokarała go właśnie takim imieniem oraz wytłumaczę, dlaczego plaga komarów wiąże się z poważnymi problemami.

Książkę Zoja i tajemnica znikających kapci kupicie w popularnych księgarniach internetowych: 

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.