Janet jest nieugiętą bizneswoman. Jej życie to pozorne spełnienie marzeń. Za fasadą perfekcji kryją się jednak ciche, samotne wieczory zakrapiane winem i nadmierne poświęcenie pracy. Wszystko to pozwala kobiecie zapomnieć o bolesnej przeszłości.
Szukając ukojenia, Janet zapisuje się na terapię do Williama – niezwykle aroganckiego, ale przenikliwego specjalisty. Dzięki swoim niekonwencjonalnym metodom mężczyzna szybko obnaża problemy pacjentki, a w szczególności jeden, którego ta wstydzi się najbardziej – nie potrafi osiągnąć orgazmu.
Z pomocą terapeuty Janet zanurza się w świat seksu, poznaje swoje ciało i potrzeby. Z pozoru niewinne ćwiczenia na nowo rozbudzają w kobiecie pożądanie. Jego źródło jest jednak tak niewłaściwe, że istnieje tylko jedno bezpieczne miejsce, by o nim mówić.
W końcu sekrety nigdy nie wydostają się przez zamknięte drzwi gabinetu…

Do przeczytania książki Scarlett Peacock Uważny dotyk zaprasza Wydawnictwo Novae Res. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Uważny dotyk. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
V
– Speed dating? Poważnie? – zapytałam na wejściu, zatrzaskując drzwi do gabinetu mocniej, niż to konieczne.
– Dobry wieczór, Janet – przywitał mnie William ze stoickim spokojem, podchodząc do ekspresu. – Kawy czy jesteś już wystarczająco pobudzona?
– Co to był za idiotyczny pomysł?
Jego uwaga zdenerwowała mnie jeszcze bardziej.
– Czyli nie kawy, w porządku. Jak minął ci tydzień?
Widząc, co usiłuje osiągnąć, wyłożyłam na stół dwa styropianowe opakowania oraz różową wstążkę. Potem usiadłam i kroiłam stek tak zawzięcie, jakby był podobizną terapeuty.
– Smacznego. Udław się tym – powiedziałam.
– Tylko nie przetnij stołu, trochę kosztował – zauważył William, siadając naprzeciw.
– Jeszcze powiedz, żebym się uspokoiła.
– Nie, na to akurat nie mam odwagi. – Uśmiechnął się pod nosem. – W porządku, chciałem najpierw porozmawiać o czymś przyjemnym, ale widzę, że dzisiaj ten numer nie przejdzie.
– W sobotę nagadałam się dość głupot.
– Dobrze, więc opowiedz mi, jak było.
– Beznadziejnie, a jak?
– Jesteś zła na mnie czy na siebie?
– Nie wiem. – Westchnęłam ciężko.
– Co poszło nie tak? Tylko nie mów, że wszystko. Oczekuję konkretów. Nie wiem, mężczyźni nie przypadli ci do gustu, nie podobała ci się forma kontaktu…
– Po co mnie tam wysłałeś, William? Wiesz, że nikogo nie szukam. Sam stwierdziłeś, że póki co nie nadaję się do związku.
– Nie użyłem takich słów.
– Ale tak uważasz. To, że starasz się być miły i powściągliwy, nie znaczy, że nie rozumiem, co do mnie mówisz.
William stał się ostrożniejszy. Dostrzegł, że nie jestem w nastroju do żartów. Po raz pierwszy atmosfera była tak napięta i mężczyzna może nawet pożałował, że dał mi takie, a nie inne zadanie. Pewnie bolała go duma, że pomylił się w stosunku do tego, jak może mi pomóc.
– Szybkie randki to tylko nazwa – wyjaśnił. – Ludzie przychodzą na nie w różnym celu. Jasne, szukają partnera, ale wątpię, by ktokolwiek po sześciu minutach spojrzał na drugą osobę jak na potencjalnego małżonka. To dzieje się ewentualnie później podczas spotkania.
– No to jakie są inne powody, dla których ludzie tam idą? zapytałam, przyjmując mniej kłótliwy ton.
– Wiele osób robi to, żeby poćwiczyć rozmowy z przeciwną płcią. Nabrać odwagi, poczuć się swobodniej. To dobry sposób, żeby zobaczyć siebie przez pryzmat innych. Poznać opinię, jakie sprawiamy wrażenie na pierwszy rzut oka.
Naraz przypomniało mi się, co usłyszałam od Marka, i aż mnie zemdliło. To uczucie znowu wróciło. Uczucie bezwartościowości i…
– Jakie było pierwsze wrażenie mężczyzn, z którymi się zetknęłaś? – drążył William.
– Chyba… byłam dla nich odpychająca. Bali się mnie.
– Dlaczego?
– Bo domyślali się, gdzie pracuję, co robię. Myśleli, że jestem zbyt pewna siebie, a przecież nie jestem. Denerwowałam się tak jak oni, jeśli nie bardziej. Po prostu mówiłam, bo siedzenie w ciszy było krępujące – przyznałam zrezygnowana.
– Mężczyźni lubią czuć, że panują nad sytuacją. Że kobieta jest od nich zależna. Że potrzebuje pomocy, a oni od początku zapewnią to, czego jej brakuje. Zyskują, nim włożą w relację jakikolwiek wysiłek. Droga na skróty. Łatwa, wygodna – mówił terapeuta z dystansem.
– I jaki z tego morał? Jak nie będę damą w opałach, to zostanę starą panną?
– Czy mężczyźni, o których mówisz, do końca rozmowy zachowywali się tak, jak wcześniej opisałaś? – zapytał zamiast tego.
– Nie. Raczej nie.
– Więc co działo się podczas tych sześciu minut, że rozmowa przybierała łatwiejszy obrót?
– Już mówiłam. Gadałam trzy po trzy. Rzuciłam coś upokarzającego na swój temat albo robiłam z siebie idiotkę i dzięki temu faceci czuli się swobodniej.
– Rozmowa z żadnym z nich nie sprawiła ci przyjemności?
– Nie wiem – odparłam rozgoryczona.
– Janet, jesteś pewna, że nie odczułaś sympatii ze strony żadnego z kandydatów? – powtórzył William w inny sposób.
– Tak, jestem pewna – powiedziałam zirytowana.
– Podaj mi rękę – poprosił, a ja zrobiłam to po chwili wahania.
Sięgnął po długopis leżący na stoliku i napisał coś na wewnętrznej stronie mojej dłoni.
– Przecież nawet cię tam nie było – stwierdziłam urażona, gdy terapeuta wypuścił mnie z uścisku i przeczytałam słowo „kłamczucha” na swojej skórze.
– Zachowam to w pamięci, jak wpadnie mi do głowy odpowiednia kara – rzekł William.
Podszedł do biurka i chwilę przekładał jakieś papiery. Gdy znalazł to, czego szukał, wrócił na kanapę. Nie podobał mi się wyraz jego twarzy, kiedy położył na stoliku wymiętą kartkę, a jeszcze bardziej nie polubiłam tego, że ją rozpoznałam. Moje pismo, mój formularz.
– Skąd to masz? – zapytałam i naraz poczułam, że jeśli zacznę się kłócić, William zdepcze mnie jak karalucha.
– Pojechałem na miejsce po zakończeniu wydarzenia. To nie pierwszy raz, gdy tak robię. Kojarzą mnie, bo często wysyłam tam pacjentów. Wiem, że wyszłaś przed końcem.
– Nie wierzę, że posunąłeś się do czegoś takiego. Przetarłam twarz. – To w ogóle zgodne z etyką twojej pracy?
– Przecież wiedziałaś, że wybierając terapię ze mną, zgadzasz się na środki, których nie polubisz. Pytałem o to przy okazji pierwszej wizyty.
– Bo nie sądziłam, że będziesz ingerować w moją prywatność do tego stopnia!
– Robię to, żeby ci pomóc.
– Świetnie, no i co to dało? Opieprzysz mnie teraz, że nie zaznaczyłam na karcie żadnego z tych facetów? – rzuciłam wyzywająco.
– Nie. To, że tak postąpisz, było dla mnie oczywiste.
– Więc po co to zrobiłeś?
– Poprosiłem o wgląd do kart kandydatów. Nie było tam danych wrażliwych, nie widziałem uczestników. Wyjaśniłem, że robię to w ramach sesji terapeutycznej, więc organizatorzy nie mieli nic przeciwko.
– Skoro już się wybieliłeś, możesz przejść do sedna? – spytałam, a William posłał mi przydługie spojrzenie.
– Zastanawiało mnie, ilu z mężczyzn, z którymi rozmawiałaś, wyraziło tobą zainteresowanie i jak będzie się to miało do twoich odczuć. Przez to, że nie zaznaczyłaś żadnego z nich, nigdy byś się nie dowiedziała, jaki osiągnęłaś rezultat.
– Nie wierzę – powiedziałam gorzko.
Czułam, jakby terapeuta wszedł mi z butami do łóżka. Zaufanie, o które prosił, stanęło pod znakiem zapytania.
– Nie uwierzyłabyś mi na słowo, więc zrobiłem zdjęcie każdego formularza w miejscu, gdzie widniało twoje imię, i nadrukowałem je na jedną stronę. Chciałem, żebyś zobaczyła, ilu mężczyzn, z którymi rozmawiałaś, miało zamiar spotkać się z tobą ponownie.
– A pomyślałeś, że ja sobie tego nie życzę?
– Czasem lepiej, kiedy ktoś pomyśli za nas – skwitował William. – Najpierw jednak pozwól, że coś ci przeczytam. Trzech mężczyzn robiło krótkie notatki. Pierwszy przy twoim imieniu narysował petardę. Drugi uznał, że jesteś „przezabawna” z trzema wykrzyknikami, a trzeci, co chyba ciekawi mnie najbardziej, wpisał „raperka” i postawił uśmieszek.
Terapeuta położył trzymaną kartkę na stole, a ja zauważyłam, że z siedmiu osób, z którymi rozmawiałam, sześć postawiło przy mnie iksa. Zupełnie się tego nie spodziewałam.
– Zrobiłaś na nich dokładnie takie wrażenie, jakie sądziłem, że zrobisz – stwierdził William, jakby widział we mnie kogoś innego niż ja sama. – Jakkolwiek potoczyła się rozmowa z każdym z tych mężczyzn, dałaś im odczuć, że nie mieli racji, oceniając cię z góry. Polubili cię, ale nie zauważyłaś tego albo szybko wyrzuciłaś to z pamięci, bo…?
Spoglądał na mnie, ale milczałam, nie mogąc wydusić z siebie słowa.
– Co stało się z kandydatem numer siedem? Dlaczego po rozmowie z nim wyszłaś? – zapytał terapeuta, a ja skryłam twarz w dłoniach. – Co takiego powiedział?
– William, nie chcę tego powtarzać.
– Proszę – naciskał i wiedziałam, że nie ustąpi, póki nie wydobędzie ze mnie prawdy.
– Mówił, że nie obchodzi go moja praca. Że lepiej sprawdziłabym się jako matka. Że pewnie dobrze się bzykam.
– I było to dla ciebie niekomfortowe, ponieważ…?
– Przecież wiesz, że nie umiem robić żadnej z tych rzeczy! Facet zapytał, co ciekawego mogę o sobie powiedzieć, a ja, kurwa, nie potrafiłam wymyślić choćby zdania. Jakbym nie miała nic do zaoferowania – przyznałam, próbując opanować drżenie głosu i rąk, ale na próżno.
– Czyli postawiłaś jedną złą opinię ponad sześć dobrych stwierdził. – To normalne. Taka już natura człowieka, że skupiamy się bardziej na negatywnych bodźcach. Trzeba trochę czasu, żeby nabrać dystansu. I to jest tym łatwiejsze, im bardziej jesteś świadoma swoich mocnych stron. Będziemy nad tym pracować.
– Tylko że on miał rację, William. Wywlókł na światło dzienne większość moich słabości. Pomyśl, jeśli on zauważył je podczas kilku minut rozmowy, to jak…?
– Nie zauważył. Powiedział tylko to, o co go prosiłem przerwał terapeuta.
Między nami zapadła cisza.
– Co zrobiłeś? – zapytałam cicho, bo odniosłam wrażenie, że się przesłyszałam.
– Jest aktorem. Zapłaciłem mu i napisałem, co ma paść z jego ust podczas spotkania z tobą. Prosił, żebym przekazał ci przeprosiny. Mówił, że wydawałaś się fajną dziewczyną.
– Sugerujesz, że przeryczałam cały weekend i czułam się jak stara, bezużyteczna szmata tylko dlatego, że chciałeś zobaczyć, jak zareaguję na krytykę? – wycedziłam, a policzki piekły mnie z gniewu.
– Nie. Janet, co było złego w słowach tego mężczyzny? Co jest złego w powiedzeniu, że byłabyś dobrą matką albo że jesteś dobra w łóżku? Prócz tego, że to bezczelne, dla wielu osób stanowiłoby komplement. Pod warunkiem, że te osoby rzeczywiście sprawdzają się w danej kwestii.
– Tak, a ja się nie sprawdzam. W niczym, nawet w tej twojej durnej terapii – rzuciłam wściekle.
– Stawiasz sobie za wzór ludzi, którzy w niczym cię nie przypominają. Próbujesz się do nich upodobnić i odgrodzić od tego, kim byłaś, ale nie tędy droga. Janet, musisz zaakceptować przeszłość. Docenić, co dzięki niej zyskałaś. Żeby to się jednak stało, potrzebuję wiedzieć, co cię spotkało. Potrzebuję zrozumieć, dlaczego dziś myślisz o sobie w ten sposób.
– W mojej przeszłości nie ma absolutnie nic dobrego żachnęłam się.
– Dzięki niej osiągnęłaś wszystko, co masz teraz.
– Czyli co, William? Skoro jestem taka spełniona, to po co tu siedzę? Nie mam rodziny, nie mam przyjaciół, nie mam nawet kochanka ani orgazmu. Jeśli zniknę z pracy? To mnie zastąpią. Jestem nikim i nie znoszę swojego towarzystwa prawie tak, jak nie znoszę twojego – przyznałam, nachylając się do niego, a po moich policzkach spłynęły łzy.
– Czemu to robisz? Dlaczego nie pozwalasz sobie na szczęście? Janet, problemu nie stanowi to, kim nie jesteś, tylko fakt, że nie potrafisz dostrzec, co wartościowego masz w sobie. I wiele tracisz – stwierdził terapeuta, chyba chcąc mnie udobruchać, a potem dodał ze zdziwieniem: – Co robisz?
– Wychodzę – obwieściłam, zwijając formularze leżące na stoliku w kulkę i rzucając je Williamowi w twarz.
– Jeszcze nie skończyłem.
– Ale ja skończyłam – ucięłam, kładąc dłoń na klamce.
– Dobrze, porozmawiamy o tym za tydzień.
– Nie, nie porozmawiamy. Nie zamierzam więcej przychodzić. Żałuję, że w ogóle to zrobiłam – stwierdziłam, a on nie wypowiedział już ani słowa.
Wyszłam na korytarz i akurat w ten dzień, gdy byłam bliższa rozsypania się niż kiedykolwiek, minęłam kilka osób w poczekalni. Wpadłam też na któregoś z pracowników. Odsunęłam się, naprędce odczytując plakietkę z nazwiskiem.
Doktor Stevens. To on miał prowadzić moją terapię. Nie potrafiłam wyrazić, jak bardzo żałuję, że zmieniłam decyzję. Teraz było już za późno, żeby zaczynać od nowa.
Książkę Uważny dotyk kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,